Pomimo
zmęczenia, jakie dopadło mnie po całodniowej zmianie, kierowałam się właśnie w
stronę klubu. Naprawdę cieszyłam się na myśl o imprezie z przyjacielem, ale
miałam masę pytań do Aleksandry, której wczoraj wieczorem nie zdążyłam złapać.
Nawet nie wiedziałam czy wróciła na noc do domu. Gdy zajrzałam o szóstej rano
do sypialni, łóżko było starannie zaścielone. W dodatku ten tajemniczy
mężczyzna, który podawał się za jej szefa. Nie ominą ją pytania, a i tak
wysłała mi dzisiaj SMS-a, że zależy jej na spokojnej rozmowie. Zaskoczyła mnie
jak mało kto. Od kiedy jej zależało? Trochę bałam się tego, co zamierzała mi
powiedzieć, zwłaszcza po ostatniej kłótni. Chciałam się przede wszystkim
dowiedzieć, dlaczego spoufalała się ze swoim przełożonym.
Jęknęłam, widząc cisnących się ludzi na
parkiecie. Nie odpoczywałam wśród tłumu, jednak T wręcz to odpowiadało,
ponieważ lgnął do takich miejsc i chętnie w nich ładował baterię. Jego jednym z
ulubionych zajęć było rozmawianie z ludźmi i z radością dziecka poznawał nowych
znajomych. Przeciskając się, szukałam wzrokiem przyjaciela, który obiecał, że
spotkamy się przy barze. Powiedział, że z kupnem jakichkolwiek napojów mam się
wstrzymać, ponieważ ostatnio ktoś wsypał Sam do szklanki jakieś prochy i gdyby
barman nie zwrócił jej uwagi, wpadłaby w sidła klubowego zboczeńca. Bardzo
rzadko bywałam w takich miejscach, więc wolałam słuchać się bardziej
doświadczonych osób. Usiadłam na hokerze, stukając paznokciami w blat.
Przyglądałam się barmanowi, który skrupulatnie przygotowywał drinki. Mężczyzna
wykonywał swoją pracę jak profesjonalista. Zauważając, że się w niego wpatruję,
uśmiechnął się do mnie i puścił oczko. Zawstydzona odwróciłam wzrok, czując, że
się zarumieniłam. Niezbyt potrafiłam reagować w takich sytuacjach. Kończyły się
one zazwyczaj zawstydzeniem i rumieńcami. Nienawidziłam tego, ale to lepsze niż
nieudolna próba zachowania kamiennej twarzy. Nie wiedziałam zupełnie, jak
powinnam odpowiedzieć, ale pracowałam nad tym.
– Dwa
razy sok pomarańczowy. – Zza moich pleców wyłonił się Tony. – Cześć Car. Długo
czekałaś? – Objął mnie ramieniem, siadając obok.
– Hejka.
Właściwie to nie. – Wzruszyłam ramionami.
– Dzięki.
– Kiwnął kelnerowi, który postawił przed nami dwie wysokie szklanki z
pomarańczowym napojem. – Jak mama? Nadal przesiaduje tyle w pracy? –
Spoważniał, widząc zbolałą minę.
Zdjęłam kawałek pomarańczy z krawędzi szklanego
naczynia i zamieszałam słomką, skupiając się na zabawie kostkami lodu. Co
miałam mu powiedzieć? Od tamtej kolacji właściwie widziałam ją może dwa razy,
zupełnie, jakby mieszkała w innym miejscu. Zagryzłam wargę. Nawet nie
wiedziałam, od czego należało zacząć w czekającej nas rozmowie. Znając swój
charakter wróżyłam kolejną kłótnię. Obie byłyśmy zbyt dumne, żeby przyznać się
do błędu. Zresztą… Jak dogadać się z osobą, obwiniająca cię za całe zło, które
ją spotkało? Dobrze, że odpisywała chociaż na SMS–y związane z podstawowymi
sprawami. Ułatwiało to codzienne funkcjonowanie. Na początku udawałam, że
robiło to na mnie małe wrażenie. Teraz po prostu żałowałam swoich słów. Jeśli
wolała żebym się wyniosła, wystarczyło powiedzieć. Tylko… czułam się zraniona.
Najwyraźniej jej pasowała nasza sytuacja, skoro pierwsza zaakceptowała sytuację
taką, jaką była.
Pokręciłam głową, biorąc spory łyk. Zagryzłam
ponownie wargę, hamując napływające łzy.
– Tylko
nie płacz Car, ok? – Objął moją twarz dłońmi, patrząc prosto w oczy. – Jesteśmy
tu po to, żeby się bawić. Włącz tą optymistyczną Carli, z którą ci do twarzy.
Odpuść sobie problemy, chociaż na jeden wieczór. – Uśmiechnął się delikatnie.
Anthony to człowiek, który zawsze wiedział, co
powiedzieć, nawet jeśli mało orientował się w sytuacji, trafiał w punkt.
Lubiłam go za to. Najbardziej zadziwiające było to, że tak po prostu mu
zaufałam. Chociaż słaby z niego aktor i bardzo łatwo przewidzieć, kiedy kłamał.
Wszyscy czytali z niego jak z otwartej księgi. Współczułam mu, ponieważ z
trudem przychodziło mu ukrycie chociażby przyjęcia niespodzianki, dlatego
prawie zawsze dowiadywał się ostatni o takich sprawach i unikał osób, dla
których zostały organizowane.
– Dobrze,
odpuszczę – mruknęłam niepewnie, pijąc sok.
– Dopij
do końca i chodź zatańczyć. – Wyszczerzył się, na co uniosłam brew. – No co?
Myślałaś, że przyszliśmy tu po to, żeby siedzieć?
– Skądże,
ale dzisiejszy dzień…
– Carli,
użalanie się to złe rozwiązywanie problemów, więc zabierz swój tyłek na
parkiet.
– No
dobra. – Przewróciłam oczami, niechętnie przyznając mu rację.
Wykonawszy polecenie przyjaciela, zostałam
porwana w jego objęcia. Położył jedną rękę na moim biodrze, obracając dokoła
własnej osi. T tańczył zupełnie spontanicznie, dzięki czemu czułam się totalnie
swobodnie i nie przejmowałam się tym, że los obdarował mnie dwoma lewymi
nogami. Dziękowałam w duchu, kiedy udało mi się omijać stopy partnera. Tańczyliśmy
we własny rytm, tak jak czuliśmy, mimo że wyglądaliśmy pewnie bardzo śmiesznie.
Podły nastrój powoli zaczął ustępować temu dobremu. Uwielbiałam w nim
beztroskość, dzięki której rzadko przejmował się innymi i opiniami, pod uwagę
brał tylko te od najbliższych, którzy się o niego martwili. Objął mnie
całkowicie tak, że odwróciłam się tyłem. Poddałam się, czując jak kołysze się
na boki, gdy DJ zmienił utwór na wolniejszy. Parkiet nieco się przerzedził,
jednak Levell ani myślał go opuszczać. Zaśmiałam się, kiedy zafałszował razem z
piosenkarzem. Zazdrościłam przyszłej żonie Anthony'ego, ponieważ facet, który
zrozumie i rozluźni atmosferę to prawie wymarły gatunek. Przyjaciel jako jeden
z nielicznych potrafił mnie uszczęśliwić. Czy Tony mógł chcieć czegoś więcej
niż przyjaźni? Co prawda Jess wiele rzeczy wyolbrzymiała, ale skądś zaczerpnęła
temat. Spojrzałam na niego zaskoczona, gdy zatrzymał się nagle w pół kroku.
– Za
chwilę wrócę, dobrze? – Posławszy mi nerwowe spojrzenie, uśmiechnął się blado.
Kiwnęłam zrozumiale głową, po czym usiadłam przy
barze, oglądając ze znudzeniem butelki trunków. Pochyliłam się, próbując
doczytać coś drobnym druczkiem. Niektóre naprawdę sporo kosztowały i
zakładałam, że właściciel ciągnął z interesu niezłe zyski. Odwróciłam się w kierunku
sali, przyglądając się ludziom. Parkiet aż roił się od obściskujących się par.
Kilka osób podpierało ściany niezadowolone z tego, że znalazły się tutaj,
wystukiwały coś w telefonach lub patrzyły z obrzydzeniem na tańczący tłum.
Strefę VIP wypełniło towarzystwo pary w średnim wieku. Zwróciłam uwagę na
ochroniarza wyprowadzającego spitego mężczyznę z butelką w ręce, z której
wylewał się alkohol. Okrążyłam wzrokiem ponownie pomieszczenie, zawieszając je
na Maslowie, pokazującego barmanowi zdjęcie mężczyzny. Przełykając ślinę
zerwałam się z krzesełka i kiedy już pisałam Tony’emu o zbliżającym się
niebezpieczeństwie, agent FBI wyrósł przede mną jak długi. Wytrzeszczyłam oczy
przerażona, zasysając ze świstem powietrze. Cofnęłam się, ponieważ stał
stanowczo za blisko. Niewzruszony brunet postąpił krok do przodu. Onieśmielona
odszukałam jego wzrok, wiercący we mnie dziurę. Analizował mnie ze swoim
stoickim spokojem. Spanikowałam. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, a on znów
podszedł bardzo blisko, niemal stykając się ze mną. Zaczerwieniona zaczęłam się
gorączkowo rozglądać po pomieszczeniu, szukając jakiejkolwiek wymówki. Uniósł z
nutą rozbawienia brew, robiąc trochę więcej przestrzeni pomiędzy nami.
Mężczyzna nieustannie obserwował w spokoju, milcząc. Wyprostowałam się,
próbując grać pewniejszą siebie i układając w głowie ruch w bok. Odciął moją
ostatnią drogę ucieczki, zakleszczając w pułapce z jego ramion. Przeniosłam
wzrok z rąk Jamesa opartych o blat na twarz. Czując zapach wody kolońskiej,
podtrzymałam się baru, kiedy zmiękły mi kolana od nadmiaru emocji i duszności.
Nie często znajdowałam się w takiej sytuacji. Patrzyliśmy sobie w oczy, aż w
końcu postanowił przestać mnie torturować. Usiadł na stołku obok, a ja jak
skończona idiotka, dalej stałam zszokowana w tej samej pozycji, powtarzając w
myślach pocieszające zdania. Nabrałam powietrza, siląc się na odwagę, żeby
odwrócić się do niego. Zajęłam na chwilę miejsce obok, żałując swojej
dzisiejszej abstynencji. Wstrzymałam oddech, przypominając sobie o Tonym. Odblokowałam
telefon i wysłałam napisanego SMS–a, ignorując nieproszonego towarzysza.
– Znasz
tego mężczyznę? – Podniósł zdjęcie Bena Levella na wysokość oczu. Na tym
zdjęciu bardzo przypominał brata. – Przyjrzyj się uważnie, wzrok potrafi
zawodzić. – Zmroził mnie wzrokiem.
– Nie –
odparłam, unikając jego oczu.
– A to
ciekawe. – Uniósł ponownie brew, dodając sobie plus pięć punktów dla uroku
zewnętrznego. – Barman przed chwilą powiedział, że cię z nim widział.
Zagryzłam wargę, próbując wymyślić coś
wiarygodnego. Czy to przez to, że pracę mózgu zakłócały niewidzialne sygnały
nadawane przez agenta? Wsadziłam dłonie do kieszeni spodni, żeby się nie
zdradzić.
–
Przypałętał się podobny, zatańczyłam z nim i się rozstaliśmy. To wszystko.
Wzrok potrafi zawodzić – odgryzłam się
Napotkałam jego spojrzenie, błagając w myślach,
żeby kupił tę bajeczkę. Zsunął się z hokera, zatrzymując tuż przed moimi
kolanami.
– A więc
przyszłaś sama? – Skinęłam potwierdzająco głową. – Wiesz, że kobiety do takich
klubów powinny chodzić w towarzystwie?
Nie opowiedziałam.
–
Denerwujesz się czymś? – Wskazał moje ukryte dłonie.
– Nie. –
Odruchowo je wyciągnęłam.
Atmosfera pomiędzy nami gęstniała z minuty na
minutę. Byłam pewna, że Tony pociąłby ją nożem na idealne kwadraty.
Wystukiwałam rytm palcami o granitowy blat czekając, aż sobie pójdzie, jednak
on stał niewzruszony i opanowany. Maslow znowu popsuł mi wieczór. Zirytowałam
się, kiedy zamierzałam wstać i go zbesztać, uprzedził mnie.
– Zatańcz
ze mną – bardziej rozkazał, niż zapytał. – I tak jesteś sama.
Wybałuszyłam oczy, czerwieniąc się. Otworzyłam
usta z zamiarem wydania z siebie okrzyku, jednak w porę je zamknęłam. Zamknij się Carli, zanim znowu wpadniesz na
jakiś głupi pomysł. Nie pomyślałam o tym, że w ten sposób pogorszyłabym
swoją sytuację, ponieważ ktoś prędzej czy później wywnioskje, że coś ukrywam.
Zapadłam się pod ziemię, postanawiając omijać Jamesa tak długo, jak to będzie
możliwe. Nim zorientowałam się ponownie w sytuacji, zostałam pociągnięta na
parkiet i przyciągnięta przez silne dłonie do jego torsu. Czułam się przy nim
jak krasnal pomimo wysokiego wzrostu. Zacisnął mocniej ręce na biodrach, ale zauważając
brak reakcji z mojej strony przewrócił oczami. Położył moje ręce na swoich
ramionach, a jedną ze swoich dłoni na moich plecach. Zawstydzona odwróciłam
wzrok, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Obrócił mną gwałtownie,
przemieszczając się. Przyzwyczajona już do jego ruchów poddałam się, dając się
prowadzić, co robił świetnie i pewnie. Przez chwilę uwierzyłam, że mogłam mu
zaufać i być bezpieczna. Zazdrościłam mamie tak dobrego tancerza. Bawił się mną
jak kot swoją nową zabawką, nie spuszczając z oczu. Zrobiło mi się gorąco.
Średnio przy nim wypadałam, ale starałam się nadążać za wszystkimi ruchami,
kiedy zbytnio się zamyśliłam. Błagałam żeby piosenka się skończyła, uwalniając
mnie od niego. Życie po raz kolejny postanowiło zrobić mi na przekór, ponieważ
mężczyzna ani myślał o rezygnowaniu z tortur, przetrzymując mnie na kolejny
kawałek. Ciepło jego ciała sprawiało, że wszelkie połączenia w moim mózgu
jakimś cudem przegrzewały się i zapominałam o używaniu języka. Położyłam rękę
na jego twardej piersi, marząc, by odsunąć się, chociaż na centymetr od niego,
ale stanowczo mi to uniemożliwił przyciskając do siebie jeszcze bardziej. Przez
głowę przemknęła mi myśl o poddaniu się chwili, jednak szybko odzyskałam rezon.
Kolejne trzy minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Na szczęście DJ ogłosił krótką
przerwę techniczną. Odsunęłam się natychmiast od Maslowa i skierowałam do
wyjścia, nawet na niego nie patrząc. Byłam zażenowana całą sytuacją i
nieudolnymi reakcjami na bliskość mężczyzny. Zamówiłam taksówkę, błagając o jak
najszybszy przyjazd. Po kilku minutach siedziałam bezpiecznie w samochodzie
kobiety, podając jej dokładny adres.
Jęknęłam, szukając po omacku telefonu. Nadal
byłam oszołomiona po wczorajszej nocy, ponieważ unikałam aż takich zbliżeń i
intymnego kontaktu z mężczyznami. Spędzenie z nim tego czasu okazało się dużym
wyzwaniem. Jego obecność dziwnie na mnie działała. Pewność siebie wyparowywała
w sekundę, a zastępowała je nieudolna próba gry aktorskiej. Przymknęłam oczy
wybijając z głowy obraz jego natarczywego spojrzenia, którym potrafił wiercić
dziurę we wnętrzu, jakby próbował dostać się do samej duszy. Otworzyłam oczy
prostując trochę obolałe plecy. Odblokowawszy ekran, wybałuszyłam oczy. Że co?!
Jedenasta?! O matko! Ola mnie za to zabije! Zerwałam się z łóżka, łapiąc w
popłochu pierwsze lepsze dresy. Czesząc włosy w kitę, wychyliłam głowę przez
drzwi na korytarz. Rozmawiała z kimś w gabinecie. Chwileczkę, czy to głos tego
faceta? Zmarszczyłam brwi, robiąc kilka kroków do przodu. Pierwszy raz wielu od
dni mama używała tak zatroskanego głosu. Wytężyłam słuch, kiedy żałośnie
wypowiedział Alex.
–
Znienawidzi mnie jeszcze bardziej! Rozumiesz?!
– Uspokój
się John, jeszcze usłyszy – powiedziała łagodnie i czule imię, zdaje się,
mojego ojca, a widziałam oczami wyobraźni, jak gładziła szorstki policzek
mężczyzny. – Jak długo zamierzasz to ukrywać? Z każdym dniem będzie coraz
gorzej.
– Boję
się. Boje się, że się mnie wyrzeknie – jęknął załamany. – Chyba umrę, jeśli to
zrobi.
– Carli
jest silna. Da sobie radę. – Usłyszałam jej stłumiony głos, jakby tuliła się do
niego. – Jeszcze będziemy się z tego śmiać. Razem. Zobaczysz.
Uciekłam w stronę kuchni z kompletnym chaosem w
myślach. Dlaczego mówili o mnie? Przecież to zupełnie obcy mężczyzna. W dodatku
zamienił ze mną kilka niezobowiązujących zdań. W dodatku ton i emocje z jakimi
wypowiedziała John o czymś
świadczyło. Nie podobało mi się to. Przez kilka minut walczyłam z umysłem,
próbując przypisać temu uczucia, jakie towarzyszyły tej wypowiedzi, ale z
marnym skutkiem. Przecież normalni ludzie zostawiali obowiązki zawodowe w
pracy! A oni urządzali sobie tutaj krępujące schadzki! Stanęłam jak słup soli,
a lodowaty dreszcz rozszedł się po moim kręgosłupie. A co jeśli szef John to
tak naprawdę ten sam John, który zostawił nas dwadzieścia jeden lat temu? Nigdy
wcześniej nie wspomniała przy mnie o ojcu. Do tamtego wieczora nawet nie wiedziałam
jak tak naprawdę miał na imię. Strząsnęłam z siebie tę myśl, uznając ten pomysł
za niedorzeczny. Niejednemu psu burek na imię. A jeśli zdradzała Jamesa? To
była ich sprawa, ale jątrzyło mnie to od środka – w ogóle ich ukrywany związek.
Równie dobrze mogli być przyjaciółmi, a ja jak zwykle źle wszystko
zinterpretowałam. Zanotowałam w pamięci, żeby wyjaśnić to z nią później i
sprostować niektóre sprawy.
Ziewnęłam, otwierając lodówkę. Czas zrobić
zakupy, skoro został tylko jogurt naturalny i masło. Wzięłam łyżkę, obserwując
nerwowego Maslowa, chodzącego w ogrodzie. Kiwał przecząco głową, rozmawiając z
kimś przez telefon. Ktoś musiał temu człowiekowi porządnie zaleźć za skórę,
skoro stracił to przerażające opanowanie. Zjadłszy śniadanie zakasałam rękawy,
biorąc się za sadzenie roślin, które od trzech tygodni powinny kwitnąć w ziemi.
James zdążył wrócić do środka kiedy układałam doniczki z roślinami we wzory na
ziemi. Mama by mi wytykała do końca życia, gdybym ułożyła je w przypadkowy
sposób. Spięłam się, czując się dziwnie obserwowana. Odłożyłam doniczkę za
siebie, zahaczając wzrokiem sylwetkę tajemniczego Johna wpatrującego się w moją
stronę z nieopisanymi emocjami. Zagryzłam wargę, kiedy poczułam lęk.
Przełknęłam ślinę, próbując skupić się na pracy, co szło mi mozolnie. Przed
oczami przewijał mi się obraz mężczyzny opartego o futrynę. Modliłam się w
duchu, żeby sobie poszedł, co jakiś czas odkładając plastikowe pojemniki za
siebie i kontrolując sytuację. Odpisawszy na SMS–a, posłał mi przelotne spojrzenie
i wszedł do środka. Odetchnęłam z ulgą. Bałam się przebywać we własnym domu!
Czy ona w ogóle wiedziała, kim był ten człowiek?! Szczerze w to wątpiłam. Odkąd
stała się taka łatwowierna i ufna? Strach mieszał się we mnie ze złością przez
jej lekkomyślność. I to ja niby byłam niedojrzała! Sama zachowywała się jak
nastolatka przechodząca okres buntu!
Dzięki pracy w ogrodzie i sadzenia kwiatów
uspokoiłam się trochę. Otarłam brudną ręką czoło, wzdychając. Najbardziej
podobał mi się „zagajnik” z czerwonymi różami. Uwielbiałam te kwiaty za ich
szlachetność i delikatność. Odrzuciłam za siebie resztę doniczek, podziwiając
swoją pracę. Wstałam, otrzepując z siebie resztki piachu. Podlawszy grządki,
zaczęłam sprzątać po sobie, wkładając narzędzia do zielonej, plastikowej
skrzynki. Chowając ją w składziku, odnalazłam piłkę do siatkówki, której od
dłuższego czasu szukałam. Jakimś cudem znalazła się w mojej torbie, zawinięta w
ręcznik po niedzieli spędzonej z Jess na plaży. Aleksandra musiała ją tu
wsadzić po tym, jak zostawiłam ją na werandzie, by się wysuszyła. Odrzuciwszy
ją przez ramię, wciągnęłam do środka wąż ogrodowy. Zmarszczyłam brwi słysząc
wulgaryzm. Co tym razem? Wyjrzałam zza ściany, sprawdzając sytuację. James
Maslow patrzył rozwścieczony na swój ubłocony telefon, strzepując reszki błota
z twarzy. Wyplątał się z węża i rozglądając się, mamrotał pod nosem. Cofnęłam
się przestraszona w głąb, jednak zdążył mnie zauważyć.
–
Johnson!
Wyprostowałam się, biorąc głęboki wdech. Wyszłam
z ukrycia, stając z nim twarzą w twarz, a raczej szyję, ponieważ zadzierałam
głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Możesz
mi wytłumaczyć, co to jest? – Podstawił mi telefon pod nos.
– Zdaje
się, że Iphone. – Wzruszyłam ramionami, próbując przybrać dumną postawę.
– Zabawne
– warknął. – Jak tak dalej pójdzie, zostanę bez koszul. – Spojrzał na mnie spod
byka i dopiero teraz zauważyłam ogromną plamę błota na koszuli.
Żałowałam, że nie widziałam tego upadku na
własne oczy. Pewnie wyglądało to dość zabawnie. Wybałuszyłam oczy
poddenerwowana. Niedobrze. Załatwiłam mu kolejną koszulkę! Znowu będę mu ją
prała? Chwileczkę. Tym razem to on powinien patrzeć pod nogi! Zresztą tamta
kawa to też jego wina!
– Na
drugi raz patrz pod nogi. Rozwinięty wąż o czymś świadczy.
– Nie
denerwuj mnie! Wrzuciłaś mi piłkę pod nogi!
Rozejrzałam się w poszukiwaniu feralnego
przedmiotu. Maslow uniósł brew, patrząc na mnie jak na wariatkę. Palant.
– Gdzie
ona jest? Pożyczyłam ją!
Zacisnął szczękę, nabierając głośno powietrza.
Przyjrzałam się jedynemu dużemu drzewu w ogrodzie, stwierdzając z zawodem, że
zaklinowała się pomiędzy gałęziami. Całkowicie ignorując obecność mężczyzny
wzięłam grabki. Namierzyłam piłkę Jess wzrokiem i wspięłam się na palce, żeby
naruszyć ją nasadą kija. Stęknęłam, kiedy okazało się, że utknęła zbyt wysoko.
Zagryzałam wargę, podskakując kilka razy i wymierzając w nią. Odchyliłam głowę
do tyłu, uświadamiając sobie, że potrzebowałam drabiny, której nienawidziłam i
bałam się po niej schodzić. Odkąd pamiętałam, próbowałam wymigać się od tego,
jednak duma oraz obecność Maslowa – przypatrującego się tej sytuacji z jawnym
rozbawieniem, zabraniały mi prosić pomoc. Zerknęłam jeszcze raz na stojącego
mężczyznę z założonymi rękoma i oparłam drabinę o pień drzewa, sprawdzając
stateczność. Gałęzie zatrząsnęły się tak samo, jak moje wnętrzności. Spojrzałam
błagalnie na niebo, licząc w duchu na jakąś boską interwencję. Trzęsłam się w
środku na samą myśl o upadku i wylewającej się krwi z mojej rozbitej głowy.
Zanim zdążyłam postawić stopę na szczeblu, silna dłoń zacisnęła mi się na
przedramieniu. Odwróciłam na niego wzrok, próbując ukryć zdenerwowanie. James
wyrwał mi szczotkę z dłoni o zbielałych kostkach.
– Daj mi
to, zanim zrobisz sobie krzywdę – zbeształ mnie rozbawiony.
–
Doskonale sobie poradzę! Obejdzie się bez twojej pomocy! – Broniłam się
resztkami godności, jaka mi została.
– Właśnie
widziałem. Daj spokój.
Zmierzyłam go wzrokiem, zakładając ręce na
piersi. Wspiął się na kilka szczebli, po czym zepchnął zgubę kijem. Podniósłszy
ją, sprawdziłam, czy nie ma żadnych dziur. Odetchnęłam z ulgą. Piłka była cała,
czego nie mogłam powiedzieć o swoim ego.
–
Dziękuję – wymamrotałam, zabierając drabinę.
–
Słucham?
– Spadaj.
Wiem, że słyszałeś.
Naburmuszona odłożyłam piłkę w salonie.
Wypuściłam powietrze z ust, rozkładając się na leżaku. Założywszy słuchawki
oraz okulary przeciwsłoneczne, rozkoszowałam się muzyką. Poprawiłam słuchawkę,
czując jak wypada. Złościłam się na siebie za to, że Maslow poznał moją
słabość, której się przed nim wstydziłam. W dodatku sytuacja w domu stała się
jeszcze bardziej podejrzana i dziwna. John i James zostali na kolacji, ponieważ
postanowili jeszcze popracować nad sprawą związaną z Benem. Napisałam w tej
sprawie do Kamili, ale pracowała, więc obiecała, że skontaktuje się ze mną,
zanim pójdę spać. Sprawa wydawała się irracjonalna. Podejrzewałam, że w tym
wszystkim ukryli gdzieś drugie i trzecie dno, do którego trudno się dostać.
Zresztą Aleksandra dziwnie się przy nich zachowywała. Wracał jej dobry humor i
promieniała radością. Ostatni raz widziałam ją taką przed śmiercią dziadka.
Westchnęłam na myśl o staruszku. Tęskniłam za nim.
Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne. Stukając
palcami o oparcie w rytm polskiego hitu, podśpiewywałam w myślach, płynąc z
falą muzyki. Otworzyłam oko, zerkając na Maslowa, suszącego brudną koszulkę, a
zarazem jedyną, jaką mógłby mieć na sobie. Wmawiałam sobie, że kontrolowałam
go, żeby w razie czego zareagować, ale tak naprawdę nie mogłam oderwać od niego
wzroku, ponieważ mnie intrygował. Czułam się przy nim dziwnie nieswojo.
Starałam się zrozumieć, dlaczego tak bardzo krył swój związek z Olą. Poza tym,
podczas gdy on beztrosko suszył sobie ubranie, ona spędzała czas z innym facetem,
świetnie się przy tym bawiąc, o czym świadczyły ich głośne śmiechy. James
całkowicie to zlewał. Przypatrzyłam się, jak zakładał pewnie jeszcze trochę
wilgotną koszulę. Łatwo zgadnąć, że podobał się wielu kobietom, które często
lgnęły do tak muskularnych ciał. Śledziłam jego ruchy, ciesząc się z założonych
okularów przeciwsłonecznych. Przyszedł na werandę napić się wody, po czym
usiadł na leżaku obok. Zamknęłam oczy, skupiając się na słowach piosenki.
Uniosłam telefon, czując wibracje.
JESS: Pamiętaj o sesji do reklamy :D
Wywróciłam oczami, uśmiechając się. Trudno żebym
zapomniała, skoro przypominała mi o tym na każdym kroku. Jessica chodziła przez
cały czas podekscytowana. Podczas robionej przeze mnie sesji zdjęciowej czuła
się jak w swoim żywiole. Była sobą, naturalna i piękna jednocześnie,
sprawiając, że trudno odciągnąć od jej zdjęć wzrok. Sama założyła amatorską
stronę fotograficzną, skupiając się na przyrodzie i nietypowym ukazaniu
scenerii miasta.
– Carli,
przepraszam cię. – Spuścił wzrok. Natychmiast usiadłam naprzeciw niego i
zdjęłam zdziwiona okulary. – Powinienem porozmawiać z tobą na osobności. Z
mojego powodu pokłóciłaś się z Alex i…
– Nie
usłyszałam czegoś, czego bym już nie wiedziała. – Wzruszyłam ramionami,
przerywając mu. – Pomiędzy nami jest źle od bardzo dawna. Właściwie to nam
pomogłeś. Wiem, na czym stoję, co jest dla mnie bardzo ważne.
Zagryzłam wargę, kiedy natknęłam się na jego
przenikliwy wzrok. Ostatnią rzeczą, jaką zamierzałam robić, to zwierzanie się
mu ze swoich problemów. Nadal nic o nim nie wiedziałam, poza tym, że pracował z
Aleksandrą i byli prawdopodobnie w związku. Z trudem potrafiłam go
rozszyfrować, nie pasował do żadnego elementu układanki. Zachowywał chłodny
dystans, ale teraz… Te przeprosiny nie wpisywały się w obraz, jaki sobie o nim
stworzyłam. Zapanowała niezręczna cisza, ale czekałam na jego ruch, ponieważ
przeczuwałam, że to nie wszystko.
–
Słuchaj, wiem, że znasz Bena Levella – urwał na chwilę, ściągając brwi –
Widziałem was wczoraj w klubie i mam świadków…
– To nie
Bena widziałeś – przerwałam mu, orientując się, do czego zmierzał. – Wiem, że T
jest bardzo podobny do niego, ale to nie on. Naprawdę. – Spojrzałam mu w oczy,
by potwierdzić prawdziwość tych słów. – Poza tym, że oddałam Benowi jego
portfel, nie mam z nim nic wspólnego.
Mężczyzna przypatrywał mi się, jakby szukał
oznak kłamstwa. Powiedziałam prawdę. Kontakt z Benem urwał się po tym, jak
odzyskał narkotyki. Więcej go nie widziałam, nawet jeśli wpadałam na chwilę do
przyjaciela. Zupełnie jakby celowo unikał spotkania.
–
Dlaczego w takim razie nie chcesz oddać mi telefonu? – zmierzył mnie
podejrzliwym wzrokiem. – Odzyskałabyś go po kilku dniach. Kogo chronisz?
– Bo… –
Zagryzłam nerwowo wargę.
– Carli.
– Wypuścił moje imię wraz ze świstem powietrza. – Nikt się nie dowie, że to od
ciebie mam jego adres. Będziesz bezpieczna, obiecuję.
Odwróciłam wzrok, nie potrafiąc znieść jego
przenikliwego spojrzenia. Co miałam mu powiedzieć? Czułam się jak pomiędzy
młotem a kowadłem. Z jednej strony wiedziałam, że postąpię słusznie oddając mu
telefon, a z drugiej zostałabym okrzyknięta zdrajczynią przez Anthoniego.
Przecież przyrzekłam mu, że nie wydam Bena.
–
Próbujemy złapać naprawdę groźnego przestępcę – ściszył głos. – Przez niego
umierają w mieście niewinni ludzie. Levell jest naszą najbardziej sprawdzoną
poszlaką. – Wstał, wzdychając. Widziałam bezradność w oczach mężczyzny. – Nie
chcę robić czegoś wbrew tobie, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Moim zadaniem
jest chronić ludzi.
– James.
– Podniosłam się, odruchowo chwytając go za łokieć. – Dwa dni. Proszę, daj mi
dwa dni.
– Dobrze,
masz dwa dni. – Posławszy mi półuśmiech, usiadł przy stole.
Zagryzłam wargę, walcząc sama ze sobą i
powstrzymując się przed zadaniem nurtującego pytania. Wyszłabym na wścibską
osobę, wtrącającą się do życia innych. Na jego miejscu byłabym zazdrosna o
swoją partnerkę, a on wydawał się oazą spokoju. Przypominał starożytnego
stoika, który tłumił w sobie emocje. W pewien sposób podziwiałam to opanowanie,
ponieważ sama rzadko potrafiłam je zachować.
– Nie
przeszkadza ci, że mama spędza tak dużo czasu z innym mężczyzną?
Uniósł brew szczerze rozbawiony.
– No
wiesz… Siedzisz tutaj, kiedy ona świetnie się bawi z Johnem. Chyba że się
dzielicie. – Wzruszyłam ramionami.
Patrzył na mnie jak na wariatkę. Otworzył usta,
ale zaraz je zamknął, marszcząc czoło, jakby intensywnie nad czymś myślał.
– Mówisz
o...?
–
Naprawdę się nie domyślasz? – Wybałuszyłam oczy, ożywiając się.
Naprawdę myśleli, że to ukryją? Przecież to
widać jak na dłoni! Chore.
–
Przestaniesz…
– James –
wpadła mu w słowo roześmiana Aleksandra. – Rozpalisz grilla? – Uśmiechnęła się
promiennie, na co posłałam jej zdziwione spojrzenie.
– Jasne.
– Carli,
James i John zostaną na kolacji. Mówiłam, tak? Masz coś przeciwko?
Pokręciłam głową.
–
Pojedziemy z Johnem do sklepu, brakuje kilku rzeczy. Jesteś wielki J – Posłała
mu oczko i zniknęła za drzwiami.
Ona nawet się z tym nie kryła! Coraz bardziej
utwierdzałam się w przekonaniu, że tylko przeszkadzam. Zamknęłam oczy,
zasłaniając je szkłami. Gdybym wiedziała, spędziłabym ten wieczór z Jess. Teraz
musiałam z nimi siedzieć i udawać, że niczego nie zauważyłam. Aleksandra chyba
by mnie zabiła, gdybym wszczęła kolejną kłótnię przy Jamesie. Maslow zrobił
dzisiaj naprawdę dobre wrażenie. Spodziewałam się, że zacznie naciskać i
szantażować. Okazał się zdolny do rozmowy, przynajmniej jeśli czegoś chciał.
Może warto było stworzyć z nim jakąkolwiek nić porozumienia, żeby mieć jakiegoś
sojusznika, kiedy oficjalnie ogłoszą swój związek. Nabrałam powietrza,
zmieniając piosenkę. Uspokoiłam się, stworzyłam jakieś teorie spiskowe, a nawet
nie miałam pewności, że naprawdę byli razem.
– Carli,
gdzie trzymacie węgiel? – Maslow wyrwał mnie z zamyślenia.
– Zaraz
przyniosę. – Wstałam, posyłając mu przelotne spojrzenie.
Po kilku minutach szukania go w spiżarni
podeszłam do drzwi gotowa się odezwać. Przystanęłam i zmrużyłam oczy, słysząc
zdenerwowany głos mężczyzny. Chodził nerwowo lekko przygarbiony po ogrodzie,
rozmawiając przez telefon. Zagryzłam wargę, tocząc walkę o wejście tam.
Podsłuchiwaniem go na pewno nie zaskarbiłabym sobie jego przychylności, ale
ostatecznie schowałam się trochę bardziej, czekając, aż skończy rozmawiać.
– Powinna
znać prawdę! – syknął. – Dobrze wiesz, jak to się skończy. Straci ją, zanim
dobrze pozna! Jesteście niepoważni! Gracie na jej uczuciach. Nie będę dłużej w
tym uczestniczył. Posłuchaj, ona myśli, że jesteśmy razem…
Nie podobała mi się ta rozmowa. Zdenerwowana
zagryzłam wargę. Koniec tego. Chrząknęłam, stając w drzwiach. Stanął,
odwracając się. Patrzył na mnie przez chwilę, analizując coś. Podrapał się po
karku, odwracając wzrok.
– Kończę
Max. Na razie. – Wyprostował się, odzyskując rezon.
– Pójdę
po talerze.
Patrzyłam tępo w naczynia, zastanawiając się,
czy nie przeoczyłam bardzo ważnej wskazówki. Mama starannie tuszowała każdy
swój krok. Wiedziałam, że musiałam zacząć ich obserwować. Na pewno powstała
gdzieś luka, o której zapomnieli. Może zaszła w ciążę? I co znaczyła rozmowa
Jamesa? Z kim rozmawiał? Dlaczego ją tak nagle urwał? Przecież zawsze się
oddalał. Myliłam się, sądząc, że promienieje przy Maslowie, po prostu nie
psułam jej humoru. Przy Johnie… zachowywała się jak osiemnastolatka. Każdy jej
krok wyglądał naturalnie i lekko. W końcu przestawała bawić się w dziecinne podchody.
Widziała we mnie… córkę. Patrzyła tak, jak powinna od dawna. Przeprowadzka
zaczęła odwracać odwrócony do góry nogami świat. Nadal dziwił mnie jej awans,
ale postanowiłam unikać kolejnych bezsensownych kłótni. Niemniej, dlaczego
właśnie ona dostała taką szansę? Skąd o niej wiedzieli? O jej zasługach? Kto ją
polecił?
Siedzieliśmy wspólnie przy stole. John siedział
spięty, starając się jak najbardziej ograniczać swoje ruchy. Zresztą unikał
mojego wzroku, ponieważ gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały, odwracał
wzrok, patrząc tępo w przestrzeń. Zostałam naprawdę obdarzona nadprzyrodzonymi
zdolnościami odstraszania ludzi! W takich chwilach zaczynałam wierzyć słowom
ciotek. Ciągle powtarzały, że przyniosę jej wstyd i prędzej, czy później odda
mnie.
Zerknęłam na Jamesa zachowującego się całkiem
normalnie, a nawet przyjaźnie. Zajmował się swoim jedzeniem, raz po raz
posyłając mi uśmiech. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Naprawdę nie wiedziałam, o
co mu chodziło. A jeśli faktycznie ubzdurałam sobie ich związek? W końcu
oblałam go kawą, a on zamierzał przyjechać i pracować z mamą. Dla Maslowa
liczyła się stateczność i wątpiłam, by ukrywał swoją zażyłość. Spojrzał na mnie
z uniesioną brwią. Poczułam się jak nastolatka przyłapana na gorącym uczynku,
chociaż nic takiego nie zrobiłam. Spuściłam zakłopotana wzrok na talerz.
– A więc
– zaczął John – Carli czym się zajmujesz?
Podniosłam głowę zaskoczona jego pytaniem.
– Pracuję
w Boutique Bar. – Uśmiechnęłam się, próbując rozluźnić napiętą atmosferę.
Następną kilkuminutową ciszę, przerywało jedynie
szczękanie sztućców o talerze. Za jego zachowaniem kryła się prawda i
zamierzałam ją poznać za wszelką cenę. Siedział sztywno i wyprostowany jak
struna, a głos mu drżał, zdradzał napięcie. Co, jeżeli FBI jest szopką, a tak
naprawdę mama wplątała się w szemrane interesy? Wciągnęłam powietrze,
wyobrażając sobie handlującą ją dragami. Carli… Zagalopowałaś się. Uspokój się.
Nie pleć bzdur. Maslow nie wyglądał na kogoś zdolnego do popełnienia żadnego
przestępstwa.
John chrząknął, odsuwając się od stołu.
– A w
Polsce? – Odważył się utrzymać ze mną chwilowy kontakt wzrokowy.
Czy to przesłuchanie? Przestawało mi się to
coraz bardziej podobać. Spojrzałam na mamę, uparcie wpatrującą się w talerz i
krojącą kawałek mięsa. Przełykała nerwowo kęsy. Bała się. Po co o to wypytywał?
–
Studiowałam kryminalistykę i pracowałam w kawiarni.
Zmarszczył czoło, próbując ogarnąć to, co
właśnie powiedziałam.
–
Dlaczego w takim razie nie pracujesz w swoim zawodzie? Jeśli potrzebujesz
pomocy, zadzwonię do przyjaciela…
–
Przerwałam je, ponieważ chciałam spróbować czegoś nowego – wpadłam mu w zdanie.
– I przede wszystkim odpocząć.
Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale, a Ola
skarciła mnie spojrzeniem, jakbym conajmniej powiedziała kłamstwo. A czy to ja
byłam winna? Znowu dąsała się o coś. Przymknęłam na chwilę oczy, tłumiąc
rosnącą irytację. Nałożyłam sałatki na talerz, próbując powstrzymać się od
dorzucenia trzech groszy.
– Jest
coś, o czym musisz wiedzieć – powiedziała spokojnie matczynym głosem,
odkładając widelec, tym samym przerywając moje jedzenie. – Są pewne sprawy,
których nigdy nie zrozumiemy – mówiła powoli, jakby chciała, żebym jej
uwierzyła – dlatego nie warto ich rozdrapywać. Należy zapomnieć o przeszłości i
żyć teraźniejszością. Pamiętasz, co powtarzał zawsze dziadek? Każdą burzę można
przejść.
Zassałam powietrze na jej nagłe wyznanie.
Sprawy, których nigdy nie zrozumiemy? Co poruszyło ją do tego stopnia, że
pierwszy raz od tak dawna wspomniała o dziadku? Od jego śmierci unikała tego
tematu jak ognia, a teraz mówiła o tym tak swobodnie… Ściągnęłam łopatki i
wyprostowałam plecy, ustawiając się w obronnej pozycji, zamkniętej przed
każdym, kto próbował się do mnie dostać. Ostatnio mówiła do mnie takim tonem,
informując o jego śmierci. Przeniosłam wzrok po ich twarzach. Zagryzłam wargę,
przygotowując się na najgorsze.
– John… –
kontynuowała.
–
Przepraszam – przerwał jej – musiałem cię przestraszyć ostatnią wizytą. –
Posłał jej nerwowe spojrzenie. – Potrzebowaliśmy kilku ważnych dokumentów i
byłem w okolicy. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe.
–
Fakt przestraszyłam się, ale już w porządku. – Zagryzłam wargę. – Jakim cudem
Al… mama dostała tę pracę? – Przechyliłam głowę, przypatrując się mu.
–
Poznałem Alex, zanim jeszcze wyjechała z Los Angeles. Słysząc o jej wynikach,
postanowiłem dać jej szansę.
Wpatrywałam się w niego z niemałym szokiem. Jak
to znali wcześniej? Nic mi o tym nie wspomniała. Oparłam się o oparcie.
Niemniej dziwiły mnie jego przeprosiny, a jeszcze bardziej to, że unikał mojego
wzroku, jakby to była dopiero część prawdy. Wiedziałam, że w końcu odkryję, co
działo się wokoło, nawet jeśli starali się, by do tego nie doszło. To nie mógł
być mój ojciec, prawda? Przecież go nienawidziła tak samo, jak ja. A
przynajmniej tak mi się wydawało.
James odsunął się od stołu, prychając i kręcąc
głową. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale zignorował mnie, wpatrując się ze
zirytowanym rozbawieniem w Johna.
– James?
Pomożesz mi w kuchni? – Aleksandra spojrzała na niego karcąco.
Oboje odeszli od stołu,
zostawiając nas samych. Patrzyłam na kompletnie obcego mężczyznę, zastanawiając
się, jaką rolę odgrywał w życiu swojej pracownicy. Przynajmniej poznałam część
prawdy i odpowiedzi na niektóre pytania. To wyjaśniało też, dlaczego znajdował
się w naszym ogrodzie, rozmawiając z Aleksandrą, jak ze starą znajomą. Starałam
się wyłapać jakieś szczegóły i swoje podobieństwo do niego, ale nawet kolor
naszych oczu różnił się od siebie. Chociaż nawet do mamy nie byłam podobna,
ponieważ wyglądałam jak kopia swojej babci.
– Jest
pan partnerem Alex? – wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Twarz Johna zrobiła się purpurowa, a on sam
gwałtownie zassał powietrze. Uśmiechnął się niewyraźnie, rozpinając jeszcze
jeden guzik koszuli i pochylił się do przodu. Cofnęłam się odrobinę, czując się
odrobinę nieswojo.
– Tak,
jesteśmy razem – odparł melancholijnie. – Nie powiedziała ci wcześniej,
ponieważ chciałem zrobić to razem. Jesteś jej córką, więc naturalnie wypadało
dobrze wypaść i czekałem na odpowiedni moment. Ola właściwie nalegała, żeby
powiedzieć ci od razu.
– A więc
pomiędzy nią i Jamesem niczego nie ma? – zapytałam, by upewnić się na sto
procent, że nie zwariowali.
Mężczyzna zaśmiał się szczerze. Uniosłam
pytająco brew, zastanawiając się, czy powiedziałam coś śmiesznego. Przecież to
wszystko naprawdę wyglądało, jakby pomiędzy nimi coś było! Sama sobie tego nie
wymyśliłam!
– Nie. Z
tego, co wiem, James jest wolny. – Puścił mi oczko, sprawiając, że tym razem to
ja zrobiłam się purpurowa.
Zakryłam policzki włosami, widząc zbliżającą się
parę. Świetnie, oczywiście w takim momencie. Podparłam twarz o swoje dłonie,
starając się uniknąć wzroku Maslowa. Ostatnie, czego bym chciała, to związek z
nim.
– Widzę,
że się świetnie bawicie. – Rozpromieniła się Ola. – To możemy…
– Daj
spokój Alex, Carli już mnie o wszystko wypytała. – Posłał mi rozbawione
spojrzenie. – Nic jej nie umknie. Szkoda, że nie wybrałaś detektywistyki.
– Jakoś
wolę zabawę w małego chemika. – Wzruszyłam ramionami. – Poza tym praca w
laboratorium jest chyba u nas rodzinna. Dziadek też był analitykiem
kryminalnym. Był w tym świetny.
– Nie
wątpię. – Jego uśmiech zbladł.
Dlaczego mam wrażenie, że Carli pomyślała "dojrzałą kobietą" ze sporym przekąsem, jakby to był wygórowany eufemizm?
OdpowiedzUsuńTak! Jesteś dorosła i możesz się umawiać choćby z największym zakapiorem! Nie to, żeby Tony był zakapiorem... Z drugiej strony Carli matce faceta nie wypomina.
Dobra, trochę dziwne, że Maslow tak z dupy wyskoczył z innym tematem, ale może to i lepiej. Ale widzę, że i tak na marne. Trochę się pogubiłam w tych sugestiach.
Łał... chyba w amerykańskim życiu Carli brakowało kogoś takiego jak Jess. Wygląda mi na materiał na bardzo dobrą przyjaciółkę.
Z z tymi dwiema to co? O faceta poszło? Dobra, nie ważne...
Kolejne znajome imię... Kendall. Czyżby zaczynało się swatanie?
Wygląda na to, że James przyszedł na obiad z kolacją i śniadaniem...
Czyli to nie James... Tylko kto?
Rozdział super! czekam na nn! Pozdrawiam!
Teksty typu: "odpuść sobie problemy" brzmią dla mnie jak "to nie smuć" i takim "kuźwa że o tym nie pomyślałam" xd
OdpowiedzUsuńJames wolny? Miałam inne wrażenie xd
Czekam na next! Dawaj znać jak się pojawi :3