czwartek, 30 kwietnia 2020

Rozdział 4 – Zraniona


Nalałam kawy do papierowego kubka, po czym zamknęłam go plastikową pokrywką. Westchnęłam, podając ją klientowi. Kolacja sprzed dwóch tygodni okazała się totalnym niewypałem. Sytuacja w domu napięła się jeszcze bardziej niż wcześniej, a wszystko przez bezczelnego Maslowa, nieumiejącego trzymać języka za zębami. Znowu wróciłyśmy do punktu wyjścia. O ile w ogóle z niego wyszłyśmy. Ten kretyn zaczął bardzo delikatny dla nas obu temat, nie omieszkając wtrącić swojego zdania do niego. Nic! Kompletnie nic nie wiedział, ale oczywiście uważał, że ma rację! Kto w ogóle pozwolił mu zaczynać?!
Dokończyłam smażenie placków i wzięłam się za nakrywanie stołu dla trzech osób. Czekolada, dżem, truskawki… Powinno wystarczyć. Rozłożyłam talerze oraz serwetki w kropki, słysząc śmiechy dochodzące z gabinetu. Pierwszy raz od kilku lat usłyszałam szczery śmiech mamy, niewymuszony i nieudawany. Ptaszki ćwierkały. Podobno w miłości wiek schodził na dalszy plan. Mimo to dziwiłam się, że tak młody mężczyzna poleciał na… dojrzałą kobietę. Najwyraźniej podobały mu się takie. Jeśli będzie traktował ją poważnie, nawet ich pobłogosławię. Przyznaję, że obudziła się we mnie zazdrość, ponieważ Maslow był bardzo przystojnym mężczyzną, a wybrał mamę. Zależało mi na jej szczęściu, chciałam, żeby ułożyła sobie życie na nowo. Bolało mnie to, że nie potrafiłam zakochać się ze wzajemnością tak jak ona. Gdzieś na pewno czekał ten, który porwie mnie w swoje ramiona i zatrzyma, ale powoli przestawałam wierzyć w tę bajkę. Nie wierzyłam w istnienie przypadków, więc zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, widząc to, jak dobrze się dogadywali. Pomimo że znali się bardzo krótko, odnaleźli wspólną nić porozumienia, co w jej przypadku graniczyło z cudem. Stwierdziłam, że to pewnie James załatwił jej posadę w FBI, więc musieli kontaktować się już wcześniej. Naprawdę nie znałam swojej mamy i właściwie nie wiedziałam nic o jej dotychczasowym życiu.
Podeszłam do drzwi gabinetu. Zajrzałam przez sporą szparę. Maslow siedział wyprostowany na biurku wpatrzony w telefon, a mama grzebała w biblioteczce z segregatorami. Przyjrzałam się umięśnionej sylwetce Jamesa, opinanej przez przyciasną koszulę. Czy ona napewno była jego? Koszula, którą potraktowałam dzisiaj kawą, była na nim luźniejsza. A może wyciągnęłam błędne wnioski i to nie Maslow kręcił z mamą? Zapukałam.
 – Kolacja gotowa – oznajmiłam, po czym odeszłam.
Usiadłam przy stole, sprawdzając wiadomość, która właśnie przyszła.
Tony: Carli, pilna sprawa. Nie mogę w tę sobotę. Przepraszam, ale mam bardzo ważne zlecenie i dostanę za nie kupę kasy.

Carli: Nic się nie stało. Zawsze możemy pójść za dwa tygodnie, jeśli ci pasuje oczywiście.^^

Tony: Jesteś wielka! Bardzo dziękuję!
                                             
Carli: Drobiazg, nie mogę się doczekać Tony.

Tony: Ja też, tylko załóż coś ładnego :P

 – Alex powiedziała, że miałaś trudność ze znalezieniem pracy.
Podskoczyłam przestraszona. Zarumieniłam się, przyłapując na przygryzaniu dolnej wargi. Spojrzałam na mężczyznę, patrzącego na mnie rozbawionym wzrokiem. Poczułam się, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś intymnym, a przecież nic takiego nie robiłam. Zbeształam się, zdając sobie sprawę z tego, że nie zapanowałam nad emocjami.
 – Jeśli uważa, że znalezienie pracy w dwa dni jest proste…
 – Bo jest – wtrąciła mama. – Po prostu robiłaś to nieudolnie. Kim jest Tony?
Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas stała nad moim ramieniem, zapewne czytając konwersację. Wściekła zacisnęłam zęby. Odliczyłam od trzech. Posłałam jej zdenerwowane spojrzenie, siląc się na uprzejmość. Ta kobieta nie potrafiła uszanować niczyjej prywatności. Zazgrzytałam zębami. Przeczytała nasze wiadomości. Czy wtrącałam się w jej związek z Maslowem, o którym słowem mi nie powiedziała?! Oczywiście ona musiała mieć kontrolę nad moim życiem, ponieważ swoje jej nie wystarczało!
 – Znajomy.
 – Uważasz, że tylko takie ma zamiary wobec ciebie? Powinnaś go poznać, zanim wybierzesz się z nim na jakąkolwiek imprezę.
 – Będę umawiała się z Tonym, czy ci to odpowiada, czy nie – warknęłam, tracąc panowanie nad sobą. Nie chciałam tego robić przy Jamesie.
 – Alex – Maslow zaczął, chrząkając – jeśli skompletujemy wszystkie dowody, szybciej się do niego dobierzemy. Informator powiedział, że w okolicy mieszka jego córka. Może nas do niego zaprowadzić.
 – Masz rację. – Westchnęła, nakładając naleśnika – To nie będzie takie proste, mam dziwne przeczucie, że ona również w tym siedzi. Nie sądzę, żeby nie wiedziała o rzeczach, jakie wyprawia jej ojciec. Jeśli mam rację, będzie zacierała po sobie ślady.
 – W takim razie musimy znaleźć kogoś, kto od niej bierze. To nie będzie trudne. – Przyjrzał się mi. Uniosłam brew, próbując zrozumieć, o co mu chodzi. – Prawda, Carli?
Zakrztusiłam się przeżuwanym kęsem. Mama musiała widzieć dowód. Oczywiście o wszystkim pewnie poinformowała swoją ekipę. Cholera! Tony będzie w niebezpieczeństwie.
 – Nie rozumiem. – Nałożyłam kolejnego naleśnika, próbując grać na zwłokę.
 – Znalazłaś portfel Benjamina Levella – powiedział bardzo powoli i wyraźnie, akcentując każdy wyraz. – Oddałaś mu go z całą zawartością, więc pewnie wiesz, gdzie mieszka. – Pochylił się nad stołem, wiercąc we mnie spojrzeniem.
Osunęłam się na oparcie krzesełka, rozpaczliwie próbując znaleźć się jak najdalej od niego. O wszystkim mu powiedziała. Zresztą… Czego od niej oczekiwałam? Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy zapisałam w telefonie nazwisko T. Bardzo rzadko zdarzało mi się nie dopisywać nazwisk. Przygryzłam policzek, łudząc się, że mama nie przeczytała wszystkiego.
 – Tak, oddałam. – Skinęłam powoli głową. – Narkotyki zawsze zwiastują kłopoty, więc wolałam się w to nie mieszać. Dopiero przeprowadziłam się do Los Angeles, nie znam miasta i nie pamiętam dokładnego adresu. Nie pomogę wam.
Na jego twarzy błąkał się uśmiech, który widocznie próbował ukryć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że poprosi mnie o telefon, ale nie zamierzałam dać za wygraną. Obiecałam sobie, że będę chroniła Tonyego i dotrzymam słowa. Nawet jeśli zadrę z kimś pokroju Maslowa, bez nakazu nie dostanie mojego smartfonu. Da mi to trochę czasu na unicestwienie urządzenia, tak by go nie znaleźli.
 – Nie szkodzi. Wystarczy mi twój telefon. Korzystałaś z GPS, prawda? – Oparł się wygodnie o krzesło, czując się wygranym.
 – Tak, korzystałam. W takim razie będzie wam potrzebny nakaz. – Spojrzałam na niego wyzywająco. – W przeciwnym wypadku go nie dostaniecie. Założyłam ręce na piersi, czując się psychicznie lepiej, jakbym w ten sposób zbudowała pomiędzy nami mur, który mnie przed nim chronił.
 – Skoro sobie tego życzysz. – Spiął się. – Tylko pamiętaj, że jeśli temu urządzeniu coś się stanie lub „przypadkowo” go zgubisz, oskarżymy cię o utrudnianie śledztwa. W najlepszym wypadku sprawa zostanie umorzona, ale twoja kartoteka już nie będzie taka czysta, zwłaszcza jeśli dojdzie do tego sprawa posiadania narkotyków. – Posłał mi dzikie spojrzenie.
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Spojrzałam na mamę jak na ostatnią deskę ratunku, ale ona wpatrywała się tylko tępo w ścianę, jakby szantaż Maslowa na jej córce w ogóle nie robił na niej wrażenia. Spojrzałam na niego nienawistnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Zagonił mnie w kąt i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Mogłam wybierać pomiędzy moim życiem a obietnicą, którą złożyłam znajomemu, któremu pomimo tak krótkiej znajomości bardziej ufałam niż własnej matce. Zagryzłam od środka policzek, mierząc się z Maslowem na spojrzenia.
 – Jesteś głupia.
Wzdrygnęłam się, słysząc zachrypnięty głos mamy. Wezbrała we mnie nowa fala buntu, połączonego z gniewem.
 – Jesteś głupia, skoro chcesz ryzykować swoją przyszłość dla narkomana.
Zacisnęłam pod stołem pięści, wbijając sobie boleśnie paznokcie w skórę. Odliczanie od dziesięciu w niczym mi nie pomogło.
 – Nie sądziłam, że wychowałam cię na człowieka z marginesu społecznego.
 – Wychowałaś?! – warknęłam, czując przelewającą się szalę goryczy. – TY WYCHOWAŁAŚ – zaśmiałam się gorzko. – Może uważałam cię za matkę do momentu, w którym żył dziadek… Przyznaje, że bardzo dobrze udawałaś, nawet on się nabrał na twoje sztuczki. Nigdy nie potrafiłaś być matką! Nigdy! Matka chce chronić swoje dziecko, chce dla niego jak najlepiej! Przyznaj w końcu, że jestem tylko przykrą konsekwencją twoich wyborów. No proszę! Droga wolna!
 – Rodzicom należy się szacunek, zwłaszcza jeśli poświęcili wszystko dla takiego niewdzięcznika.
Zamknęłam oczy, słysząc lodowaty, tnący jak ostrze głos Maslowa. Przesadził. Co ten drań mógł o mnie wiedzieć?!
 – Najpierw trzeba sobie na niego zasłużyć. Przestała być dla mnie matką wraz ze śmiercią dziadka. Za błędy trzeba płacić, prawda MAMO? – zakpiłam, nie odrywając od niej wzroku. – Przyznaj, że gdyby nie dziadek, zabiłabyś mnie, zanim się jeszcze urodziłam.
 – Tak! – wrzasnęła, nadal wpatrując się w jeden punkt. – Nigdy cię nie chciałam. To przez ciebie John odszedł.
Zassałam powietrze. Złamała moje ledwie posklejane serce. Bolało, chociaż spodziewałam się takich słów. Zagryzłam wargę, przełykając gulę goryczy. Odsunęłam się nieporadnie od stołu. Pochwyciłam spojrzenie Maslowa, uważnie skanującego moją twarz. Jeśli czekał na łzy, to się nie doczeka. Nigdy nie płakałam przy ludziach, którym nie ufałam.
 – Nie powiedziałaś niczego, czego bym już nie wiedziała – powiedziałam zachrypłym od emocji głosem i odeszłam do pokoju, trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory unikałyśmy siebie jak ognia. Nasz kontakt ograniczał się do wiadomości informacyjnych na kartkach. Stało się, nasza relacja umarła. Zrobiłam kolejną kawę, starając się wyrzucić z głowy dręczące myśli. Jak miałam walczyć o kogoś, kto od zawsze obwiniał mnie za odejście ojca i uważał za największy błąd życia? Podałam filiżankę Jess, ograniczając z nią kontakt wzrokowy. O ile potrafiłam maskować emocje na twarzy, oczy zawsze zdradzały moje samopoczucie. Co zabawne, tylko Aleksandra tego nie potrafiła z nich czytać, ponieważ bardzo rzadko mi w nie patrzyła. Raczej unikała kontaktu wzrokowego, a nawiązanie takiego, zawsze skutkowało kolejną kłótnią i jej wyrzutami. Jessica wzięła tackę, więc przetarłam raszki, na które kapało mleko. Tylko gdy pracowałam potrafiłam zapanować nad łzami.
 – Co jest? – zapytała, poprawiając zgnieciony fartuszek. – Chodzisz jak struta od dwóch tygodni. Za chwilę odstraszysz nam wszystkich klientów.
Jak zwykle bezpośrednia.
 – To, co zwykle. Pokłóciłam się z mamą. – Przewróciłam oczami. – W końcu wszystko to moja wina. Sama się tu pchałam – parsknęłam. – Poprawię się, obiecuję.
 – Dziewczyno masz dopiero dwadzieścia jeden lat! Weź się w garść, całe życie przed tobą. – Podała mi karton z babeczkami. – Pokaż jej, na co cię stać, że jej nie potrzebujesz. Niech cię pocałuje w tyłek.
 – Nadal jest moją mamą, Jess.
 – A ty jej córką. No i co z tego? Widzisz, jak cię traktuje. Tylko mi nie mów, że ją kochasz, bo ona ciebie najwyraźniej nie… Przykro mi to mówić, ale taka jest prawda, Carli.
 – Wiem – odpowiedziałam niepewnie, ponieważ cały czas pamiętałam tamtą noc.
Rozłożyłam wszystkie babeczki, zastanawiając się nad jej słowami. Zawsze domyślałam się, że mama mnie nienawidziła, ale dziwnie się czułam, kiedy jej słowa naprawdę utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Zagryzłam wargę. W dzieciństwie całowała wszystkie moje siniaki, mówiąc, że jej miłość uleczy każde zadrapanie. Szczerze się do mnie uśmiechała, śpiewała i czytała na dobranoc. Niedawno powiedziała, że mnie kocha i żałowała swoich błędów! Naprawdę nie rozumiałam tego wszystkiego! Zupełnie jakby brakowało jakiegoś elementu układanki. Potrząsnęłam głową. Nadal bardzo kochała ojca, gdyby tak nie było, nie wspomniałaby o nim, a najwyraźniej o nim myślała.
 – Skoro dostałaś już pierwszą wypłatę… Zabieram cię dzisiaj na zakupy. – Poruszyła sugestywnie brwiami. – I się zgadzasz. Rozumiesz?
 – Tak jest, szefie. – Zaśmiałam się, kręcąc głową.
Widząc czekających klientów, zgarnęłam notes i ruszyłam w ich stronę. Nie chciałam tracić więcej czasu na rozmyślanie o Aleksandrze. Uśmiechnęłam się do siedzącej kobiety z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
 – Dzień dobry. Czy mogę odebrać zamówienie?
 – Tak, oczywiście – chrząknęła, próbując wrócić do równowagi. – Poproszę sałatkę z melona i szejka waniliowego.
Zapisałam wszystko i spojrzałam na mężczyznę wpatrującego się w twarz towarzyszki.
 – Tort czekoladowy i czarna kawa.
 – Dobrze wiesz, co się stanie, jeśli będziesz ją pił – zbeształa go kobieta, na co westchnął.
 – W takim razie szejk truskawkowy.
Uśmiechnąwszy się do nich na odchodnym, wróciłam za bar wykonać zamówienie, by po kilku minutach zanieść gotowe zamówienie. Miękło mi serce, gdy patrzyłam na tę uroczą scenę.
 – Proszę bardzo.
 – Jeśli zobaczy tu pani mojego męża proszącego o kawę, proszę go zbesztać.
Zaśmiałam się, widząc jego bezradną minę.
 – Co tak patrzysz? Lekarz wyraźnie powiedział, że powinieneś ją odstawić. – Zgromiła go wzrokiem.
 – Dobrze, dobrze… Kocham cię.
Uśmiechnęłam się szerzej, słysząc wyznanie mężczyzny, które zmiękczyło mi serce. Wziąwszy czyste szklanki podeszłam do stolika, od którego odeszli klienci. W kawiarni pana Barnesa dostawało się wodę za darmo, w takiej ilości, jakiej klient sobie życzył. Dodatkowo wrzucaliśmy do niej plastry cytryny, pomarańczy i miętę. Zamieniłam zużyte szklanki, po czym uzupełniłam wodę w dzbanku. Szturchnęłam Jess łokciem, widząc, jak zagryzła wargę, wpatrując się uważnie w kogoś.
 – Przystojny, prawda? – rzuciła, patrząc na mężczyznę z zakazem picia kawy.
 – To prawda – przytaknęłam niepewnie.
Oparta o blat, wpatrywała się w mężczyznę. Oblizawszy wargę, westchnęła trochę teatralnie. Zdziwiona wyprostowałam się, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
 – Ciekawe, jaki jest w łóżku.
 – Jess! – oburzyłam się. – Jest żonaty.
 – No i co z tego? – Wzruszyła ramionami.
Odpuściłam sobie rozmowę z nią na ten temat, ponieważ wszelkie nasze dyskusje kończyły się fiaskiem. Lubiłam ją, ale często grubo przesadzała. Zachowywała się, jakby wszystkie granice znikały na jej zachciankę, mimo że od innych wymagała taktu i życia w kulturalny sposób. W pobliżu mężczyzn stawała się nijaka jak te wszystkie puste cheerleaderki z amerykańskich komedii. Swoją drogą, w zeszłym tygodniu przyszły tutaj takie i nim zdążyłam przyjąć zamówienie, zapytały, czy już z kimś spałam. Z opresji wybawił mnie szef, który potrzebował pomocy w na zapleczu.
 – Biorę dwójkę, ty czwórkę, stałe klientki. – Skrzywiła się, jakby zjadła kwaśne jabłko.
Podeszłam do stolika, przy którym siedziały dwie kobiety z niezbyt zadowolonymi minami. Zdecydowanie szykowały się kłopoty. Uśmiechnęłam się, starając się załagodzić sytuację. Świetnie, Jess specjalnie wepchnęła mnie w paszczę lwa! Dobrze wiedziała, z kim mam do czynienia!
 – Dzień dobry. Czy mogę przyjąć zamówienie?
 – W końcu! Ile można czekać – powiedziała zirytowana, odkładając menu.
 – Dwie latte z odtłuszczonym mlekiem i brązowym cukrem. Do tego dwie sałatki z arbuzem i mango. – Spojrzała na mnie z wyższością.
 – Dobrze. Czy to wszystko? – Poszerzyłam uśmiech, starając się nie roześmiać.
 – Możesz iść.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale zdążyłam usłyszeć komplement dotyczący mnie, którego wcale nie powinnam słyszeć.
 – Widziałaś jej twarz? Z taką twarzą sprzątanie kibli to jedyne, co może zrobić.
 – Nie wiem, czy ktoś chciałby całować te koślawe usta.
Zacisnęłam szczękę, wypuszczając powietrze nosem. Wredne baby. Przecież każdy wyglądał inaczej niż one. Obiecałam sobie, że policzę się za to z Jessicą. Jak mogła zrobić coś takiego z premedytacją. Nawet mnie nie ostrzegła! Klienci posiadali czasami naprawdę trudne charaktery. Po kilku minutach gotowe naczynia stały na tacce. Wciągnęłam powietrze, szykując się na kolejne starcie.
 – Proszę bardzo. – Rozłożyłam przed nimi miseczki oraz wysokie szklanki. – Podać coś jeszcze?
Czarnowłosa wzięła saszetkę z brązowym cukrem i spuściła go na ziemię.
 – Słodzik, o który prosiłam. – Uśmiechnęła się niewinnie.
 – Leży na ziemi.
 – Myślisz, że taki nie zepsuje smaku kawy? – Zgromiła mnie wzrokiem.
 – Nicole, coś jeszcze? – zapytała ze sztuczną uprzejmością.
Zza moich pleców wyłoniła się Jess. Podniosła paczuszkę, po czym wsypała jej zawartość do kawy.
 – Chciałabym, żeby zniknęła mi twoja parszywa twarz z oczu. – Uśmiechnęła się sztucznie.
Cofnęłam się odruchowo, nie chcąc wplątywać się w kolejne kłopoty. Jessica musiała zajść Nicole porządnie za skórę, skoro aż tak bardzo jej nienawidziła. Nawet się z tym nie kryły. Wróciłyśmy za ladę, ale widziałam, jak Jess powstrzymuje się od komentarzy na ich temat. Jednak nie zamierzałam się wycofać, chociaż porywałam się z motyką na słońce. Wzięłam się za wycieranie filiżanek, czekając, aż w dziewczynie opadnie trochę złość. Sądząc po ruchach, jakimi wycierała półki, nie zapowiadało się na to.
 – Dobrze wiedziałaś, kim one są i mimo to wysłałaś tam mnie! Nawet nie ostrzegłaś! – naskoczyłam na nią z wyrzutem.
Dziewczyna posłała mi zagniewane spojrzenie, układając talerzyki.
 – Współpraca na tym nie polega.
Rzuciła szmatkę na blat, zakładając ręce na piersi.
 – Uwierz mi, że gdybym od razu tam poszła, skończyłoby się o wiele gorzej – sarknęła. – Dostałam już jedno ostrzeżenie od Rubena – mruknęła.
Westchnęła, wpatrując się w nią. Zrobiło mi się jej szkoda. Najwyraźniej nabawiła się przez nią sporych kłopotów, skoro wujek zwrócił jej uwagę.
 – Proszę, ostrzeż mnie następnym razem. Dobrze? To zupełnie by wystarczyło.
 – Masz rację, przepraszam. To było nie fair. Poprawię się, obiecuję – posłała mi przepraszające spojrzenie.


Wiedząc, że zostały jeszcze dwie godziny do spotkania z blondynką, zrobiłam mały obiad. Było źle, ale Aleksandra nadal szykowała jedzenie dla dwóch osób, więc postanowiłam wykazać się podobną kulturą i nie stawiać kolejnych murów. Kiedy w końcu położyłam się na łóżku, poczułam, jak opadło ze mnie zmęczenie całego dnia. Odprężyłam się, zamykając oczy. Powoli zasypiałam, ale dźwięk telefonu wyrwał mnie z lekkiego letargu. Mama. Odłożyłam go, przewracając oczami. Podniosłam się niechętnie i odczytałam wiadomość.
MAMA: Przyjdę z Jamesem, zrób dodatkową porcję obiadu.
A to niespodzianka. Od tamtego wieczoru nie pojawił się w naszym domu. W końcu przyniosłam jej wstyd i to przed partnerem, sugerując, że była wyrodną matką. Najlepiej będzie, jeśli będę unikała z nim spotkania. Brakowało tylko żebym rozwaliła ich związek. Zresztą jej kolejny. Zastanawiałam się, czy ojciec żył i czy kiedykolwiek przez dwadzieścia jeden lat o mnie pomyślał. Pewnie miał mnie gdzieś, kiedy stawiałam pierwsze kroki i zdobyłam pierwszą szóstkę w szkole. Jako sześcioletnia dziewczynka marzyłam i wyobrażałam sobie, jak odwiedza nas po raz pierwszy i tuli mocno do siebie. Następnie tłumaczył swoją nieobecność bardzo ważnym powodem oraz obiecywał, że z nami zostanie. Z przykrością patrzyłam na inne dzieci, które tuliły się do swoich ojców na szkolnych korytarzach i w parkach. Czułam się samotna, a z roku na rok dziura w serce po nim robiła się coraz większa. Nikt i nic nigdy jej nie zapełniło. Mimo to dziadek postarał się, bym zapamiętała właściwy obraz mężczyzny. Chociaż i tak podchodziłam nieufnie wobec mężczyzn – Tony to wyjątek. Z trudem przyznawałam, że brakowało mi prawdziwego ojca. Odkąd pojawiła się myśl o jego nowej rodzinie, w której żył, nienawiść do tego człowieka wzrosła. Obiecywałam sobie, że jeśli go spotkam, wyrzucę mu wszystko w twarz i dam jasno do zrozumienia, że już kilka lat temu umarł dla małej dziewczynki, śniącej o tacie, zostawiającym ją, a ona budziła się i wołała go, płacząc.
Poderwałam się z miejsca, słysząc dźwięk klaksonu. To pewnie Jess. Chwyciłam torebkę, udając się w stronę wyjścia. Wsiadłam do samochodu, zastając uśmiechniętą koleżankę. Zapięłam pas, czekając aż ruszy. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, zastanawiając się, o co jej chodziło.
 – Zapomniałaś zakluczyć drzwi. Chyba że czekasz na gościa. – Poruszyła sugestywnie brwiami.
Przymknęłam oczy, ganiąc się w myślach za swoją nieuwagę i roztrzepanie. Wysiadłszy, zakluczyłam drzwi i wróciłam do auta. Dziewczyna ruszyła od razu, jak tylko usiadłam bezpiecznie. Obserwowałam jej skupioną twarz, próbując dopatrzyć się chociaż odrobiny skazy. Oczywiście dziewczyna się malowała, więc wszystko skutecznie maskowała. Była naprawdę ładną i atrakcyjną kobietą. Dziwiłam się, że nadal czekała na gościa, o którym wcześniej mi opowiadała. Zastanawiałam się, w jaki sposób zachowała swój optymizm po stracie mamy, jak się pogodziła z jej śmiercią. Na pewno odczuwała brak matczynej opieki, ale mimo to nadal cieszyła się życiem i za bardzo się nie przejmowała tym, co sądzili o niej inni. No może z wyjątkiem tajemniczego mężczyzny, którego imienia nie chciała mi zdradzić. Zupełnie jakby bała się, że jej go odbiję. Głupota.
  Carli, w poniedziałek przyjdzie Kendall, który zajmuje się marketingiem. Jeśli chcesz, pogadam z wujkiem i znajdziesz się razem ze mną na nowej reklamie. – Uśmiechnęła się szeroko, odwracając wzrok od drogi. – Może jakiś przystojniak cię złapie.
Roześmiałam się szczerze na jej ostatnie stwierdzenie. Cała Jess.
 – Podziękuję. Na razie brak przystojniaka to mój najmniejszy kłopot. Poza tym żaden aparat nie trawi mojej twarzy. Chętnie popatrzę.
 – Jeśli zmienisz zdanie, powiedz.
Bardzo się do siebie zbliżyłyśmy przez ostatni prawie miesiąc. Trudno nazwać tę relację przyjaźnią, ale znajdowałyśmy ku temu na dobrej drodze. Dziewczyna okazała się bardzo wartościową, choć nieco przebiegłą osobą. Zawsze emanowała pewnością siebie i wręcz szalonym optymizmem.
Dojechałyśmy w ciszy, a kiedy wyszłyśmy, uderzyło w nas gorące powietrze i skwar Los Angeles. W duchu dziękowałam za klimatyzowany pojazd koleżanki. Weszłyśmy do ogromnej galerii i pierwsze, co rzucało się w oczy to ogromny plakat z kobietą w kostiumie kąpielowym. Poszłam posłusznie za dziewczyną, podążającą w stronę ruchomych schodów.
 – Wiesz, jak się cieszę, że poznasz Kendalla? Od razu złapiecie ze sobą kontakt, pasowalibyście do siebie – powiedziała podekscytowana.
Parsknęłam śmiechem. Powinna zaprzestać wszelkich prób swatania mnie z chłopakami, a takich było już co najmniej kilkanaście. Czasami dochodziłam do wniosku, że traktowała trochę mężczyzn jak rozwiązanie wszystkich swoich problemów. Niezbyt mi się to podobało. Zwłaszcza że nadal nie wiedziałam nic o mężczyźnie, na którym jej najbardziej zależało. Gołym okiem widziałam, że była zazdrosna o każdą kręcącą się przy nim kobietę. To urocze.
 – Idziesz? – zapytała, patrząc na mnie z politowaniem.
 – Jasne, zamyśliłam się. – Wzruszyłam ramionami, wchodząc za nią do sklepu.
 – Mówiłam ci już, że stanowczo za dużo myślisz i analizujesz? – zbeształa mnie. – Wyluzuj.
Pokręciłam przecząco głową, przeglądając stojak z rzeczami.
 – Patrz jaka świetna! Idealna dla ciebie! – Podsunęła mi pod nos letnią sukienkę.
Rzeczywiście ładna, ale stanowczo za krótka. Blondynka lubowała się w rzeczach, które ledwie zasłaniały ciało. Na tej płaszczyźnie się nie dogadywałyśmy. Wolałam nie wyglądać, jakbym wybierała się na plażę.
 – Stanowczo za krótka – powiedziałam, przykładając ją do ciała.
 – Dziewczyno, masz dwadzieścia jeden lat! Zaszalej.
 – Przymierzę tę. – Wyciągnęłam jedną, by jej pokazać. – Jest śliczna.
 – I dosięga prawie kolan. – Wywróciła oczami.
 – Bzdura. Co najmniej piętnaście centymetrów powyżej.
Ruszyłam do przymierzalni, sprawdzając jej cenę. Przystępna i o to chodziło. Po chwili gotowa wyszłam pokazać się Jess wyciągającej kilka sukienek, by je przymierzyć. Spojrzała na mnie niczym fachowiec i kazała odwrócić, więc posłusznie wykonałam jej polecenie. Stwierdzając, że wyglądałam dobrze, sama zasunęła zasłonę obok. Przebrawszy się z powrotem, kupiłam sukienkę. Czasami zastanawiałam się, czy szybkie przebieranie nie jest jej jakąś super mocą, skoro w tak krótkim czasie przymierzyła i wybrała trzy spośród sześciu. Najpierw pokazała się w pierwszej, ale zgodziłyśmy się, że krój ją postarzał. W ostatnich dwóch prezentowała się najlepiej. Zadowolone ruszyłyśmy do kolejnego sklepu. Spojrzałam na towarzyszkę zawzięcie wymieniającą się SMS-ami . Wyglądała zabawnie, kiedy wydymała wargę, próbując najwyraźniej postawić na swoim.
 – Zamierzasz się z kimś umówić?
 – Słucham? Ach… Tak, tak. Rozumiesz, że nie ma czasu nawet na kawę? – oburzyła się, wchodząc do sklepu ze spodniami. – Staram się, a on jest ślepy jak kret! Kretyn... Jeszcze będzie mój. Kochał się ze mną, a teraz ucieka. Rozumiesz?
 – Jest pewnie zmęczony pracą. Bądź wyrozumiała – powiedziałam wbrew temu, co tak naprawdę myślałam. – Rozumiem, że ci zależy…
 – Właśnie jest odwrotnie! – oburzyła się. – Nigdy nie miałaś chłopaka! Co możesz o tym wiedzieć?!
 – Dzięki, Jess. Teraz naprawdę każdy to wie – obruszyłam się, ponieważ dotknęły mnie jej słowa.
W końcu po godzinie zgodnie stwierdziłyśmy, że mamy dosyć, więc udałyśmy się do jednej z kawiarni. Usiadłyśmy przy wolnym stoliku, układając torby, by nie przeszkadzały. Po złożeniu zamówienia Jessica wróciła do SMS-owania z chłopakiem. Rozumiałam, że facet się jej podobał, ale przeszkadzało mi zachowanie dziewczyny. Skoro wolała towarzystwo „prawie chłopaka” – jak go nazywała, po co zaproponowała wspólną kawę?
Znudzona zajrzałam jeszcze raz na zakupione ubrania. Sukienka, kombinezon, dwie pary szortów i bluzka. Wystarczy na jakiś czas zakupów, poza tym pieniądze same się…
 – Zbył mnie! Rozumiesz? Palant – prychnęła.
 – Jessica! Możesz na chwilę przestać i porozmawiać ze mną? – zapytałam zirytowana zachowaniem.
 – Przecież rozmawiam. O co chodzi? – Zrobiła zniesmaczoną minę.
 – Proszę bardzo, wasze zamówienie – wtrącił się kelner. – Podać coś jeszcze?
 – Dziękujemy. – Uśmiechnęłam się do niego. – Spokojnie.
Trwałyśmy chwilę w ciszy, dopóki jej nie przerwała.
 – Mogę zadać ci pytanie? – zagadnęła, na co przytaknęłam. – Podoba ci się Tony?
Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Przyjaźniłam się z nim i był świetnym przyjacielem, niewątpliwie przystojnym, ale z trudem przychodziło mi wyobrażenie sobie pomiędzy nami czegoś więcej. Takie pytanie nie przyszło mi nigdy nawet do głowy. Rozumieliśmy się niemal bez słów i bardzo go sobie ceniłam, ale jako brata.
 – Naprawdę bardzo go lubię, ale…
 – Rozumiem – przerwała mi. – Proszę, nie skrzywdź go i zatop wszystkie nadzieje na coś więcej. Levell jest zbyt cennym człowiekiem, żeby go w ten sposób zniszczyć. Dobrze wiesz, że jest wrażliwy i łatwo go złamać.
Przytaknęłam
Wróciłam do domu trochę zmęczona czasem spędzonym z blondynką. Miała naprawdę kiepski dzień. Wyjątkowo ciągle narzekała i przeżywała odmowę swojego obiektu westchnień. Zarzekała się, że pierwszy raz poczuła tak głębokie uczucie wobec drugiego mężczyzny i że dotychczas on działał na nią najbardziej. Niemal płakała, opowiadając mi, jak zostawił ją po wspólnej nocy bez żadnej wiadomości. Zupełnie jakby ją wykorzystał. Powinna zrelaksować się i naładować baterię, jeśli faktycznie postanowiła walczyć o niego do końca. Oczywiście zbeształa mnie za ten pomysł. Czasami naprawdę trudno ją do czegokolwiek przekonać. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, widząc drogi, obcy samochód na podjeździe. Co to znaczyło? Aleksandra nie mówiła, że będziemy miały gościa. Weszłam cicho do domu i odwiesiłam jeansową kurtkę na wieszak, zaczesując włosy do tyłu. Wchodząc do salonu, zauważyłam męską marynarkę rozwieszoną na oparciu sofy. Ściągnęłam brwi, starając się zachować ciszę. James przyszedł? Dosyć późno jak na obiad. Ruszyłam w głąb mieszkania, co rusz odwracając się za siebie. Oczami wyobraźni widziałam artykuł o morderstwie i nagłówek Zaskoczona we własnym domu. Bałam się.
 – Alex, powiedz jeszcze raz, gdzie to położyłaś – z gabinetu mamy dobiegł męski głos.
Wstrzymałam oddech, wpadając w strach. Przełknęłam ślinę, stojąc sparaliżowana. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chodziło o tę Olę. Poczułam, jak opada ze mnie całe napięcie.
 – Ach… bordowy. Teraz rozumiem. Zaraz będę. – Wyszedł z gabinetu, rozłączając się.
Wysoki mężczyzna o barczystych ramionach stanął jak wryty, patrząc na mnie z lekkim przerażeniem brązowych oczu. Ubrany w garnitur, najwyraźniej przyjechał prosto z pracy. Przeczesał ciemne włosy, przypatrując mi się zażenowany. Przeszył mnie dziwny dreszcz, więc mimowolnie się cofnęłam.
 – Dobry wieczór? – postanowiłam odezwać się pierwsza, ponieważ gość nie kwapił się do tego.
 – Dobry wieczór – wydukał, otrząsając się z szoku. – Alex przysłała mnie po ważne dokumenty. Przepraszam, pewnie panią przestraszyłem. – Sięgnął po marynarkę, dalej uparcie patrząc mi w oczy. Podrapał się po karku i stojąc jak słup soli, wyciągnął do mnie rękę.
 – Johnson, miło mi. To ja zatrudniłem Alex.
 – Carli. – Uścisnęłam ją niepewnie.
Przełknęłam ślinę trochę zaniepokojona, zastanawiając się, co oznaczało jego dziwne zachowanie i dlaczego mama wpuściła obcego faceta do naszego domu dając mu klucze. Sprawa wydawała się podejrzana, nawet jeśli to jej szef. Nie przypominam sobie, żeby któryś z jej przełożonych w Polsce u nas bywał.
 – Do widzenia. – Skierował się w stronę wyjścia. – Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie. – Spojrzał na mnie ostatnie raz nieodgadnionym wzrokiem i wyszedł, zamykając cicho drzwi.
Podeszłam do okna, by sprawdzić czy rzeczywiście odjechał. Siedział skulony w aucie, chowając twarz w dłoniach. Wstrząsnął mną dreszcz, gdy zobaczyłam jak ociera oczy. Płakał? Po chwili uspokajania się wyjechał na ulicę i odjechał. Pokręciłam głową, oddalając się od okna. Co to miało znaczyć?! Kim do cholery był ten facet?! Podskoczyłam, widząc dzwoniący telefon. Kamila próbowała skontaktować się ze mną przez video rozmowę na Messengerze. Spadła mi z nieba. Dziękowałam w duchu za jej wyczucie czasu. Odetchnęłam głęboko odbierając i zaczynając swój monolog.

2 komentarze:

  1. Okey, zaczęło się pozornie bez problemu. Ta Jess wygląda na w porządku dziewczynę.
    Wujku? No, tego się nie spodziewałam.
    Logika: „Potrzebuję pracownika na wczoraj. Przyjdź jutro.” Pięć minut niekontrolowanego śmiechu + dobry humor do końca dnia. Ja wiem, że trzeba przygotować umowę i tak dalej… No ale to tak brzmi.
    Mam dziwne wrażenie, że ten Tony wcale nie zachowuje się, jakby był obcy.
    Siedzenie na plaży przypomina mi Chucka. W pierwszym odcinku Sarah poprosiła Chucka, żeby jej zaufał. A w ostatnim… Chuck powiedział Sarze (która straciła pamięć), żeby jej zaufał. Siedząc na piasku. W Los Angeles.
    JM? Podejrzane…
    Jej matka na prawdę jest dziwna. Pewnie napisze to jeszcze raz, czy dwa.
    A… czyli to jedna z tych matek, która okazuje swoje uczucia i jest szczera, tylko jak myśli, ze dziecko śpi. No, cudownie!
    Po co się tak zaciągać? Kobieto, teraz będziesz sztachała się kawą codziennie.
    Social, widzę full wypas.
    Ale szkolenia BHP nie było, tylko od razu do roboty. Oj, panu szefowi sąd pracy nie będzie przyjacielem.
    A czy ta instrukcja obsługi nie powinna wisieć na ścianie w dobrze widocznym miejscu dostępnym dla wszystkich pracowników? Wiem, czepiam się.
    Raz na pani, raz na Ty… Dziwnie jakoś.
    Właśnie zaplułam się herbatą. Dzięki, muszę znowu wstawić wodę. Coś za mały ten świat…
    JM?
    Wyobraźnia carli pracuje na pełnych obrotach, z tego co widzę.
    Okey, rozdział super! Czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko trochę mi jej żal. Kłóci się z mamą o byle gówno. Ale nie wiem czy można od tak stwierdzić, że mama jej nie kocha... to za duże stwierdzenie.
    Tak czy owak, podtrzymuje zdanie z poprzedniego rozdziału, JAMES USPOKÓJ DUPĘ I ZOSTAW MATKĘ W SPOKOJU
    No także tego.
    Do kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń