sobota, 25 lipca 2020

Rozdział 5 – Zawstydzona

Pomimo zmęczenia, jakie dopadło mnie po całodniowej zmianie, kierowałam się właśnie w stronę klubu. Naprawdę cieszyłam się na myśl o imprezie z przyjacielem, ale miałam masę pytań do Aleksandry, której wczoraj wieczorem nie zdążyłam złapać. Nawet nie wiedziałam czy wróciła na noc do domu. Gdy zajrzałam o szóstej rano do sypialni, łóżko było starannie zaścielone. W dodatku ten tajemniczy mężczyzna, który podawał się za jej szefa. Nie ominą ją pytania, a i tak wysłała mi dzisiaj SMS-a, że zależy jej na spokojnej rozmowie. Zaskoczyła mnie jak mało kto. Od kiedy jej zależało? Trochę bałam się tego, co zamierzała mi powiedzieć, zwłaszcza po ostatniej kłótni. Chciałam się przede wszystkim dowiedzieć, dlaczego spoufalała się ze swoim przełożonym.

Jęknęłam, widząc cisnących się ludzi na parkiecie. Nie odpoczywałam wśród tłumu, jednak T wręcz to odpowiadało, ponieważ lgnął do takich miejsc i chętnie w nich ładował baterię. Jego jednym z ulubionych zajęć było rozmawianie z ludźmi i z radością dziecka poznawał nowych znajomych. Przeciskając się, szukałam wzrokiem przyjaciela, który obiecał, że spotkamy się przy barze. Powiedział, że z kupnem jakichkolwiek napojów mam się wstrzymać, ponieważ ostatnio ktoś wsypał Sam do szklanki jakieś prochy i gdyby barman nie zwrócił jej uwagi, wpadłaby w sidła klubowego zboczeńca. Bardzo rzadko bywałam w takich miejscach, więc wolałam słuchać się bardziej doświadczonych osób. Usiadłam na hokerze, stukając paznokciami w blat. Przyglądałam się barmanowi, który skrupulatnie przygotowywał drinki. Mężczyzna wykonywał swoją pracę jak profesjonalista. Zauważając, że się w niego wpatruję, uśmiechnął się do mnie i puścił oczko. Zawstydzona odwróciłam wzrok, czując, że się zarumieniłam. Niezbyt potrafiłam reagować w takich sytuacjach. Kończyły się one zazwyczaj zawstydzeniem i rumieńcami. Nienawidziłam tego, ale to lepsze niż nieudolna próba zachowania kamiennej twarzy. Nie wiedziałam zupełnie, jak powinnam odpowiedzieć, ale pracowałam nad tym.

 – Dwa razy sok pomarańczowy. – Zza moich pleców wyłonił się Tony. – Cześć Car. Długo czekałaś? – Objął mnie ramieniem, siadając obok.

 – Hejka. Właściwie to nie. – Wzruszyłam ramionami.

 – Dzięki. – Kiwnął kelnerowi, który postawił przed nami dwie wysokie szklanki z pomarańczowym napojem. – Jak mama? Nadal przesiaduje tyle w pracy? – Spoważniał, widząc zbolałą minę.

Zdjęłam kawałek pomarańczy z krawędzi szklanego naczynia i zamieszałam słomką, skupiając się na zabawie kostkami lodu. Co miałam mu powiedzieć? Od tamtej kolacji właściwie widziałam ją może dwa razy, zupełnie, jakby mieszkała w innym miejscu. Zagryzłam wargę. Nawet nie wiedziałam, od czego należało zacząć w czekającej nas rozmowie. Znając swój charakter wróżyłam kolejną kłótnię. Obie byłyśmy zbyt dumne, żeby przyznać się do błędu. Zresztą… Jak dogadać się z osobą, obwiniająca cię za całe zło, które ją spotkało? Dobrze, że odpisywała chociaż na SMS–y związane z podstawowymi sprawami. Ułatwiało to codzienne funkcjonowanie. Na początku udawałam, że robiło to na mnie małe wrażenie. Teraz po prostu żałowałam swoich słów. Jeśli wolała żebym się wyniosła, wystarczyło powiedzieć. Tylko… czułam się zraniona. Najwyraźniej jej pasowała nasza sytuacja, skoro pierwsza zaakceptowała sytuację taką, jaką była.

Pokręciłam głową, biorąc spory łyk. Zagryzłam ponownie wargę, hamując napływające łzy.

 – Tylko nie płacz Car, ok? – Objął moją twarz dłońmi, patrząc prosto w oczy. – Jesteśmy tu po to, żeby się bawić. Włącz tą optymistyczną Carli, z którą ci do twarzy. Odpuść sobie problemy, chociaż na jeden wieczór. – Uśmiechnął się delikatnie.

Anthony to człowiek, który zawsze wiedział, co powiedzieć, nawet jeśli mało orientował się w sytuacji, trafiał w punkt. Lubiłam go za to. Najbardziej zadziwiające było to, że tak po prostu mu zaufałam. Chociaż słaby z niego aktor i bardzo łatwo przewidzieć, kiedy kłamał. Wszyscy czytali z niego jak z otwartej księgi. Współczułam mu, ponieważ z trudem przychodziło mu ukrycie chociażby przyjęcia niespodzianki, dlatego prawie zawsze dowiadywał się ostatni o takich sprawach i unikał osób, dla których zostały organizowane.

 – Dobrze, odpuszczę – mruknęłam niepewnie, pijąc sok.

 – Dopij do końca i chodź zatańczyć. – Wyszczerzył się, na co uniosłam brew. – No co? Myślałaś, że przyszliśmy tu po to, żeby siedzieć?

 – Skądże, ale dzisiejszy dzień…

 – Carli, użalanie się to złe rozwiązywanie problemów, więc zabierz swój tyłek na parkiet.

 – No dobra. – Przewróciłam oczami, niechętnie przyznając mu rację.

Wykonawszy polecenie przyjaciela, zostałam porwana w jego objęcia. Położył jedną rękę na moim biodrze, obracając dokoła własnej osi. T tańczył zupełnie spontanicznie, dzięki czemu czułam się totalnie swobodnie i nie przejmowałam się tym, że los obdarował mnie dwoma lewymi nogami. Dziękowałam w duchu, kiedy udało mi się omijać stopy partnera. Tańczyliśmy we własny rytm, tak jak czuliśmy, mimo że wyglądaliśmy pewnie bardzo śmiesznie. Podły nastrój powoli zaczął ustępować temu dobremu. Uwielbiałam w nim beztroskość, dzięki której rzadko przejmował się innymi i opiniami, pod uwagę brał tylko te od najbliższych, którzy się o niego martwili. Objął mnie całkowicie tak, że odwróciłam się tyłem. Poddałam się, czując jak kołysze się na boki, gdy DJ zmienił utwór na wolniejszy. Parkiet nieco się przerzedził, jednak Levell ani myślał go opuszczać. Zaśmiałam się, kiedy zafałszował razem z piosenkarzem. Zazdrościłam przyszłej żonie Anthony'ego, ponieważ facet, który zrozumie i rozluźni atmosferę to prawie wymarły gatunek. Przyjaciel jako jeden z nielicznych potrafił mnie uszczęśliwić. Czy Tony mógł chcieć czegoś więcej niż przyjaźni? Co prawda Jess wiele rzeczy wyolbrzymiała, ale skądś zaczerpnęła temat. Spojrzałam na niego zaskoczona, gdy zatrzymał się nagle w pół kroku.

 – Za chwilę wrócę, dobrze? – Posławszy mi nerwowe spojrzenie, uśmiechnął się blado.

Kiwnęłam zrozumiale głową, po czym usiadłam przy barze, oglądając ze znudzeniem butelki trunków. Pochyliłam się, próbując doczytać coś drobnym druczkiem. Niektóre naprawdę sporo kosztowały i zakładałam, że właściciel ciągnął z interesu niezłe zyski. Odwróciłam się w kierunku sali, przyglądając się ludziom. Parkiet aż roił się od obściskujących się par. Kilka osób podpierało ściany niezadowolone z tego, że znalazły się tutaj, wystukiwały coś w telefonach lub patrzyły z obrzydzeniem na tańczący tłum. Strefę VIP wypełniło towarzystwo pary w średnim wieku. Zwróciłam uwagę na ochroniarza wyprowadzającego spitego mężczyznę z butelką w ręce, z której wylewał się alkohol. Okrążyłam wzrokiem ponownie pomieszczenie, zawieszając je na Maslowie, pokazującego barmanowi zdjęcie mężczyzny. Przełykając ślinę zerwałam się z krzesełka i kiedy już pisałam Tony’emu o zbliżającym się niebezpieczeństwie, agent FBI wyrósł przede mną jak długi. Wytrzeszczyłam oczy przerażona, zasysając ze świstem powietrze. Cofnęłam się, ponieważ stał stanowczo za blisko. Niewzruszony brunet postąpił krok do przodu. Onieśmielona odszukałam jego wzrok, wiercący we mnie dziurę. Analizował mnie ze swoim stoickim spokojem. Spanikowałam. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, a on znów podszedł bardzo blisko, niemal stykając się ze mną. Zaczerwieniona zaczęłam się gorączkowo rozglądać po pomieszczeniu, szukając jakiejkolwiek wymówki. Uniósł z nutą rozbawienia brew, robiąc trochę więcej przestrzeni pomiędzy nami. Mężczyzna nieustannie obserwował w spokoju, milcząc. Wyprostowałam się, próbując grać pewniejszą siebie i układając w głowie ruch w bok. Odciął moją ostatnią drogę ucieczki, zakleszczając w pułapce z jego ramion. Przeniosłam wzrok z rąk Jamesa opartych o blat na twarz. Czując zapach wody kolońskiej, podtrzymałam się baru, kiedy zmiękły mi kolana od nadmiaru emocji i duszności. Nie często znajdowałam się w takiej sytuacji. Patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu postanowił przestać mnie torturować. Usiadł na stołku obok, a ja jak skończona idiotka, dalej stałam zszokowana w tej samej pozycji, powtarzając w myślach pocieszające zdania. Nabrałam powietrza, siląc się na odwagę, żeby odwrócić się do niego. Zajęłam na chwilę miejsce obok, żałując swojej dzisiejszej abstynencji. Wstrzymałam oddech, przypominając sobie o Tonym. Odblokowałam telefon i wysłałam napisanego SMS–a, ignorując nieproszonego towarzysza.

 – Znasz tego mężczyznę? – Podniósł zdjęcie Bena Levella na wysokość oczu. Na tym zdjęciu bardzo przypominał brata. – Przyjrzyj się uważnie, wzrok potrafi zawodzić. – Zmroził mnie wzrokiem.

 – Nie – odparłam, unikając jego oczu.

 – A to ciekawe. – Uniósł ponownie brew, dodając sobie plus pięć punktów dla uroku zewnętrznego. – Barman przed chwilą powiedział, że cię z nim widział.

Zagryzłam wargę, próbując wymyślić coś wiarygodnego. Czy to przez to, że pracę mózgu zakłócały niewidzialne sygnały nadawane przez agenta? Wsadziłam dłonie do kieszeni spodni, żeby się nie zdradzić.

 – Przypałętał się podobny, zatańczyłam z nim i się rozstaliśmy. To wszystko. Wzrok potrafi zawodzić – odgryzłam się

Napotkałam jego spojrzenie, błagając w myślach, żeby kupił tę bajeczkę. Zsunął się z hokera, zatrzymując tuż przed moimi kolanami.

 – A więc przyszłaś sama? – Skinęłam potwierdzająco głową. – Wiesz, że kobiety do takich klubów powinny chodzić w towarzystwie?

Nie opowiedziałam.

 – Denerwujesz się czymś? – Wskazał moje ukryte dłonie.

 – Nie. – Odruchowo je wyciągnęłam.

Atmosfera pomiędzy nami gęstniała z minuty na minutę. Byłam pewna, że Tony pociąłby ją nożem na idealne kwadraty. Wystukiwałam rytm palcami o granitowy blat czekając, aż sobie pójdzie, jednak on stał niewzruszony i opanowany. Maslow znowu popsuł mi wieczór. Zirytowałam się, kiedy zamierzałam wstać i go zbesztać, uprzedził mnie.

 – Zatańcz ze mną – bardziej rozkazał, niż zapytał. – I tak jesteś sama.

Wybałuszyłam oczy, czerwieniąc się. Otworzyłam usta z zamiarem wydania z siebie okrzyku, jednak w porę je zamknęłam. Zamknij się Carli, zanim znowu wpadniesz na jakiś głupi pomysł. Nie pomyślałam o tym, że w ten sposób pogorszyłabym swoją sytuację, ponieważ ktoś prędzej czy później wywnioskje, że coś ukrywam. Zapadłam się pod ziemię, postanawiając omijać Jamesa tak długo, jak to będzie możliwe. Nim zorientowałam się ponownie w sytuacji, zostałam pociągnięta na parkiet i przyciągnięta przez silne dłonie do jego torsu. Czułam się przy nim jak krasnal pomimo wysokiego wzrostu. Zacisnął mocniej ręce na biodrach, ale zauważając brak reakcji z mojej strony przewrócił oczami. Położył moje ręce na swoich ramionach, a jedną ze swoich dłoni na moich plecach. Zawstydzona odwróciłam wzrok, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Obrócił mną gwałtownie, przemieszczając się. Przyzwyczajona już do jego ruchów poddałam się, dając się prowadzić, co robił świetnie i pewnie. Przez chwilę uwierzyłam, że mogłam mu zaufać i być bezpieczna. Zazdrościłam mamie tak dobrego tancerza. Bawił się mną jak kot swoją nową zabawką, nie spuszczając z oczu. Zrobiło mi się gorąco. Średnio przy nim wypadałam, ale starałam się nadążać za wszystkimi ruchami, kiedy zbytnio się zamyśliłam. Błagałam żeby piosenka się skończyła, uwalniając mnie od niego. Życie po raz kolejny postanowiło zrobić mi na przekór, ponieważ mężczyzna ani myślał o rezygnowaniu z tortur, przetrzymując mnie na kolejny kawałek. Ciepło jego ciała sprawiało, że wszelkie połączenia w moim mózgu jakimś cudem przegrzewały się i zapominałam o używaniu języka. Położyłam rękę na jego twardej piersi, marząc, by odsunąć się, chociaż na centymetr od niego, ale stanowczo mi to uniemożliwił przyciskając do siebie jeszcze bardziej. Przez głowę przemknęła mi myśl o poddaniu się chwili, jednak szybko odzyskałam rezon. Kolejne trzy minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Na szczęście DJ ogłosił krótką przerwę techniczną. Odsunęłam się natychmiast od Maslowa i skierowałam do wyjścia, nawet na niego nie patrząc. Byłam zażenowana całą sytuacją i nieudolnymi reakcjami na bliskość mężczyzny. Zamówiłam taksówkę, błagając o jak najszybszy przyjazd. Po kilku minutach siedziałam bezpiecznie w samochodzie kobiety, podając jej dokładny adres.

Jęknęłam, szukając po omacku telefonu. Nadal byłam oszołomiona po wczorajszej nocy, ponieważ unikałam aż takich zbliżeń i intymnego kontaktu z mężczyznami. Spędzenie z nim tego czasu okazało się dużym wyzwaniem. Jego obecność dziwnie na mnie działała. Pewność siebie wyparowywała w sekundę, a zastępowała je nieudolna próba gry aktorskiej. Przymknęłam oczy wybijając z głowy obraz jego natarczywego spojrzenia, którym potrafił wiercić dziurę we wnętrzu, jakby próbował dostać się do samej duszy. Otworzyłam oczy prostując trochę obolałe plecy. Odblokowawszy ekran, wybałuszyłam oczy. Że co?! Jedenasta?! O matko! Ola mnie za to zabije! Zerwałam się z łóżka, łapiąc w popłochu pierwsze lepsze dresy. Czesząc włosy w kitę, wychyliłam głowę przez drzwi na korytarz. Rozmawiała z kimś w gabinecie. Chwileczkę, czy to głos tego faceta? Zmarszczyłam brwi, robiąc kilka kroków do przodu. Pierwszy raz wielu od dni mama używała tak zatroskanego głosu. Wytężyłam słuch, kiedy żałośnie wypowiedział Alex.

 – Znienawidzi mnie jeszcze bardziej! Rozumiesz?!

 – Uspokój się John, jeszcze usłyszy – powiedziała łagodnie i czule imię, zdaje się, mojego ojca, a widziałam oczami wyobraźni, jak gładziła szorstki policzek mężczyzny. – Jak długo zamierzasz to ukrywać? Z każdym dniem będzie coraz gorzej.

 – Boję się. Boje się, że się mnie wyrzeknie – jęknął załamany. – Chyba umrę, jeśli to zrobi.

 – Carli jest silna. Da sobie radę. – Usłyszałam jej stłumiony głos, jakby tuliła się do niego. – Jeszcze będziemy się z tego śmiać. Razem. Zobaczysz.

Uciekłam w stronę kuchni z kompletnym chaosem w myślach. Dlaczego mówili o mnie? Przecież to zupełnie obcy mężczyzna. W dodatku zamienił ze mną kilka niezobowiązujących zdań. W dodatku ton i emocje z jakimi wypowiedziała John o czymś świadczyło. Nie podobało mi się to. Przez kilka minut walczyłam z umysłem, próbując przypisać temu uczucia, jakie towarzyszyły tej wypowiedzi, ale z marnym skutkiem. Przecież normalni ludzie zostawiali obowiązki zawodowe w pracy! A oni urządzali sobie tutaj krępujące schadzki! Stanęłam jak słup soli, a lodowaty dreszcz rozszedł się po moim kręgosłupie. A co jeśli szef John to tak naprawdę ten sam John, który zostawił nas dwadzieścia jeden lat temu? Nigdy wcześniej nie wspomniała przy mnie o ojcu. Do tamtego wieczora nawet nie wiedziałam jak tak naprawdę miał na imię. Strząsnęłam z siebie tę myśl, uznając ten pomysł za niedorzeczny. Niejednemu psu burek na imię. A jeśli zdradzała Jamesa? To była ich sprawa, ale jątrzyło mnie to od środka – w ogóle ich ukrywany związek. Równie dobrze mogli być przyjaciółmi, a ja jak zwykle źle wszystko zinterpretowałam. Zanotowałam w pamięci, żeby wyjaśnić to z nią później i sprostować niektóre sprawy.

Ziewnęłam, otwierając lodówkę. Czas zrobić zakupy, skoro został tylko jogurt naturalny i masło. Wzięłam łyżkę, obserwując nerwowego Maslowa, chodzącego w ogrodzie. Kiwał przecząco głową, rozmawiając z kimś przez telefon. Ktoś musiał temu człowiekowi porządnie zaleźć za skórę, skoro stracił to przerażające opanowanie. Zjadłszy śniadanie zakasałam rękawy, biorąc się za sadzenie roślin, które od trzech tygodni powinny kwitnąć w ziemi. James zdążył wrócić do środka kiedy układałam doniczki z roślinami we wzory na ziemi. Mama by mi wytykała do końca życia, gdybym ułożyła je w przypadkowy sposób. Spięłam się, czując się dziwnie obserwowana. Odłożyłam doniczkę za siebie, zahaczając wzrokiem sylwetkę tajemniczego Johna wpatrującego się w moją stronę z nieopisanymi emocjami. Zagryzłam wargę, kiedy poczułam lęk. Przełknęłam ślinę, próbując skupić się na pracy, co szło mi mozolnie. Przed oczami przewijał mi się obraz mężczyzny opartego o futrynę. Modliłam się w duchu, żeby sobie poszedł, co jakiś czas odkładając plastikowe pojemniki za siebie i kontrolując sytuację. Odpisawszy na SMS–a, posłał mi przelotne spojrzenie i wszedł do środka. Odetchnęłam z ulgą. Bałam się przebywać we własnym domu! Czy ona w ogóle wiedziała, kim był ten człowiek?! Szczerze w to wątpiłam. Odkąd stała się taka łatwowierna i ufna? Strach mieszał się we mnie ze złością przez jej lekkomyślność. I to ja niby byłam niedojrzała! Sama zachowywała się jak nastolatka przechodząca okres buntu!

Dzięki pracy w ogrodzie i sadzenia kwiatów uspokoiłam się trochę. Otarłam brudną ręką czoło, wzdychając. Najbardziej podobał mi się „zagajnik” z czerwonymi różami. Uwielbiałam te kwiaty za ich szlachetność i delikatność. Odrzuciłam za siebie resztę doniczek, podziwiając swoją pracę. Wstałam, otrzepując z siebie resztki piachu. Podlawszy grządki, zaczęłam sprzątać po sobie, wkładając narzędzia do zielonej, plastikowej skrzynki. Chowając ją w składziku, odnalazłam piłkę do siatkówki, której od dłuższego czasu szukałam. Jakimś cudem znalazła się w mojej torbie, zawinięta w ręcznik po niedzieli spędzonej z Jess na plaży. Aleksandra musiała ją tu wsadzić po tym, jak zostawiłam ją na werandzie, by się wysuszyła. Odrzuciwszy ją przez ramię, wciągnęłam do środka wąż ogrodowy. Zmarszczyłam brwi słysząc wulgaryzm. Co tym razem? Wyjrzałam zza ściany, sprawdzając sytuację. James Maslow patrzył rozwścieczony na swój ubłocony telefon, strzepując reszki błota z twarzy. Wyplątał się z węża i rozglądając się, mamrotał pod nosem. Cofnęłam się przestraszona w głąb, jednak zdążył mnie zauważyć.

 – Johnson!

Wyprostowałam się, biorąc głęboki wdech. Wyszłam z ukrycia, stając z nim twarzą w twarz, a raczej szyję, ponieważ zadzierałam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

 – Możesz mi wytłumaczyć, co to jest? – Podstawił mi telefon pod nos.

 – Zdaje się, że Iphone. – Wzruszyłam ramionami, próbując przybrać dumną postawę.

 – Zabawne – warknął. – Jak tak dalej pójdzie, zostanę bez koszul. – Spojrzał na mnie spod byka i dopiero teraz zauważyłam ogromną plamę błota na koszuli.

Żałowałam, że nie widziałam tego upadku na własne oczy. Pewnie wyglądało to dość zabawnie. Wybałuszyłam oczy poddenerwowana. Niedobrze. Załatwiłam mu kolejną koszulkę! Znowu będę mu ją prała? Chwileczkę. Tym razem to on powinien patrzeć pod nogi! Zresztą tamta kawa to też jego wina!

 – Na drugi raz patrz pod nogi. Rozwinięty wąż o czymś świadczy.

 – Nie denerwuj mnie! Wrzuciłaś mi piłkę pod nogi!

Rozejrzałam się w poszukiwaniu feralnego przedmiotu. Maslow uniósł brew, patrząc na mnie jak na wariatkę. Palant.

 – Gdzie ona jest? Pożyczyłam ją!

Zacisnął szczękę, nabierając głośno powietrza. Przyjrzałam się jedynemu dużemu drzewu w ogrodzie, stwierdzając z zawodem, że zaklinowała się pomiędzy gałęziami. Całkowicie ignorując obecność mężczyzny wzięłam grabki. Namierzyłam piłkę Jess wzrokiem i wspięłam się na palce, żeby naruszyć ją nasadą kija. Stęknęłam, kiedy okazało się, że utknęła zbyt wysoko. Zagryzałam wargę, podskakując kilka razy i wymierzając w nią. Odchyliłam głowę do tyłu, uświadamiając sobie, że potrzebowałam drabiny, której nienawidziłam i bałam się po niej schodzić. Odkąd pamiętałam, próbowałam wymigać się od tego, jednak duma oraz obecność Maslowa – przypatrującego się tej sytuacji z jawnym rozbawieniem, zabraniały mi prosić pomoc. Zerknęłam jeszcze raz na stojącego mężczyznę z założonymi rękoma i oparłam drabinę o pień drzewa, sprawdzając stateczność. Gałęzie zatrząsnęły się tak samo, jak moje wnętrzności. Spojrzałam błagalnie na niebo, licząc w duchu na jakąś boską interwencję. Trzęsłam się w środku na samą myśl o upadku i wylewającej się krwi z mojej rozbitej głowy. Zanim zdążyłam postawić stopę na szczeblu, silna dłoń zacisnęła mi się na przedramieniu. Odwróciłam na niego wzrok, próbując ukryć zdenerwowanie. James wyrwał mi szczotkę z dłoni o zbielałych kostkach.

 – Daj mi to, zanim zrobisz sobie krzywdę – zbeształ mnie rozbawiony.

 – Doskonale sobie poradzę! Obejdzie się bez twojej pomocy! – Broniłam się resztkami godności, jaka mi została.

 – Właśnie widziałem. Daj spokój.

Zmierzyłam go wzrokiem, zakładając ręce na piersi. Wspiął się na kilka szczebli, po czym zepchnął zgubę kijem. Podniósłszy ją, sprawdziłam, czy nie ma żadnych dziur. Odetchnęłam z ulgą. Piłka była cała, czego nie mogłam powiedzieć o swoim ego.

 – Dziękuję – wymamrotałam, zabierając drabinę.

 – Słucham?

 – Spadaj. Wiem, że słyszałeś.

Naburmuszona odłożyłam piłkę w salonie. Wypuściłam powietrze z ust, rozkładając się na leżaku. Założywszy słuchawki oraz okulary przeciwsłoneczne, rozkoszowałam się muzyką. Poprawiłam słuchawkę, czując jak wypada. Złościłam się na siebie za to, że Maslow poznał moją słabość, której się przed nim wstydziłam. W dodatku sytuacja w domu stała się jeszcze bardziej podejrzana i dziwna. John i James zostali na kolacji, ponieważ postanowili jeszcze popracować nad sprawą związaną z Benem. Napisałam w tej sprawie do Kamili, ale pracowała, więc obiecała, że skontaktuje się ze mną, zanim pójdę spać. Sprawa wydawała się irracjonalna. Podejrzewałam, że w tym wszystkim ukryli gdzieś drugie i trzecie dno, do którego trudno się dostać. Zresztą Aleksandra dziwnie się przy nich zachowywała. Wracał jej dobry humor i promieniała radością. Ostatni raz widziałam ją taką przed śmiercią dziadka. Westchnęłam na myśl o staruszku. Tęskniłam za nim.

Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne. Stukając palcami o oparcie w rytm polskiego hitu, podśpiewywałam w myślach, płynąc z falą muzyki. Otworzyłam oko, zerkając na Maslowa, suszącego brudną koszulkę, a zarazem jedyną, jaką mógłby mieć na sobie. Wmawiałam sobie, że kontrolowałam go, żeby w razie czego zareagować, ale tak naprawdę nie mogłam oderwać od niego wzroku, ponieważ mnie intrygował. Czułam się przy nim dziwnie nieswojo. Starałam się zrozumieć, dlaczego tak bardzo krył swój związek z Olą. Poza tym, podczas gdy on beztrosko suszył sobie ubranie, ona spędzała czas z innym facetem, świetnie się przy tym bawiąc, o czym świadczyły ich głośne śmiechy. James całkowicie to zlewał. Przypatrzyłam się, jak zakładał pewnie jeszcze trochę wilgotną koszulę. Łatwo zgadnąć, że podobał się wielu kobietom, które często lgnęły do tak muskularnych ciał. Śledziłam jego ruchy, ciesząc się z założonych okularów przeciwsłonecznych. Przyszedł na werandę napić się wody, po czym usiadł na leżaku obok. Zamknęłam oczy, skupiając się na słowach piosenki. Uniosłam telefon, czując wibracje.

JESS: Pamiętaj o sesji do reklamy :D

Wywróciłam oczami, uśmiechając się. Trudno żebym zapomniała, skoro przypominała mi o tym na każdym kroku. Jessica chodziła przez cały czas podekscytowana. Podczas robionej przeze mnie sesji zdjęciowej czuła się jak w swoim żywiole. Była sobą, naturalna i piękna jednocześnie, sprawiając, że trudno odciągnąć od jej zdjęć wzrok. Sama założyła amatorską stronę fotograficzną, skupiając się na przyrodzie i nietypowym ukazaniu scenerii miasta.

 – Carli, przepraszam cię. – Spuścił wzrok. Natychmiast usiadłam naprzeciw niego i zdjęłam zdziwiona okulary. – Powinienem porozmawiać z tobą na osobności. Z mojego powodu pokłóciłaś się z Alex i…

 – Nie usłyszałam czegoś, czego bym już nie wiedziała. – Wzruszyłam ramionami, przerywając mu. – Pomiędzy nami jest źle od bardzo dawna. Właściwie to nam pomogłeś. Wiem, na czym stoję, co jest dla mnie bardzo ważne.

Zagryzłam wargę, kiedy natknęłam się na jego przenikliwy wzrok. Ostatnią rzeczą, jaką zamierzałam robić, to zwierzanie się mu ze swoich problemów. Nadal nic o nim nie wiedziałam, poza tym, że pracował z Aleksandrą i byli prawdopodobnie w związku. Z trudem potrafiłam go rozszyfrować, nie pasował do żadnego elementu układanki. Zachowywał chłodny dystans, ale teraz… Te przeprosiny nie wpisywały się w obraz, jaki sobie o nim stworzyłam. Zapanowała niezręczna cisza, ale czekałam na jego ruch, ponieważ przeczuwałam, że to nie wszystko.

 – Słuchaj, wiem, że znasz Bena Levella – urwał na chwilę, ściągając brwi – Widziałem was wczoraj w klubie i mam świadków…

 – To nie Bena widziałeś – przerwałam mu, orientując się, do czego zmierzał. – Wiem, że T jest bardzo podobny do niego, ale to nie on. Naprawdę. – Spojrzałam mu w oczy, by potwierdzić prawdziwość tych słów. – Poza tym, że oddałam Benowi jego portfel, nie mam z nim nic wspólnego.

Mężczyzna przypatrywał mi się, jakby szukał oznak kłamstwa. Powiedziałam prawdę. Kontakt z Benem urwał się po tym, jak odzyskał narkotyki. Więcej go nie widziałam, nawet jeśli wpadałam na chwilę do przyjaciela. Zupełnie jakby celowo unikał spotkania.

 – Dlaczego w takim razie nie chcesz oddać mi telefonu? – zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem. – Odzyskałabyś go po kilku dniach. Kogo chronisz?

 – Bo… – Zagryzłam nerwowo wargę.

 – Carli. – Wypuścił moje imię wraz ze świstem powietrza. – Nikt się nie dowie, że to od ciebie mam jego adres. Będziesz bezpieczna, obiecuję.

Odwróciłam wzrok, nie potrafiąc znieść jego przenikliwego spojrzenia. Co miałam mu powiedzieć? Czułam się jak pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony wiedziałam, że postąpię słusznie oddając mu telefon, a z drugiej zostałabym okrzyknięta zdrajczynią przez Anthoniego. Przecież przyrzekłam mu, że nie wydam Bena.

 – Próbujemy złapać naprawdę groźnego przestępcę – ściszył głos. – Przez niego umierają w mieście niewinni ludzie. Levell jest naszą najbardziej sprawdzoną poszlaką. – Wstał, wzdychając. Widziałam bezradność w oczach mężczyzny. – Nie chcę robić czegoś wbrew tobie, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Moim zadaniem jest chronić ludzi.

 – James. – Podniosłam się, odruchowo chwytając go za łokieć. – Dwa dni. Proszę, daj mi dwa dni.

 – Dobrze, masz dwa dni. – Posławszy mi półuśmiech, usiadł przy stole.

Zagryzłam wargę, walcząc sama ze sobą i powstrzymując się przed zadaniem nurtującego pytania. Wyszłabym na wścibską osobę, wtrącającą się do życia innych. Na jego miejscu byłabym zazdrosna o swoją partnerkę, a on wydawał się oazą spokoju. Przypominał starożytnego stoika, który tłumił w sobie emocje. W pewien sposób podziwiałam to opanowanie, ponieważ sama rzadko potrafiłam je zachować.

 – Nie przeszkadza ci, że mama spędza tak dużo czasu z innym mężczyzną?

Uniósł brew szczerze rozbawiony.

 – No wiesz… Siedzisz tutaj, kiedy ona świetnie się bawi z Johnem. Chyba że się dzielicie. – Wzruszyłam ramionami.

Patrzył na mnie jak na wariatkę. Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, marszcząc czoło, jakby intensywnie nad czymś myślał.

 – Mówisz o...?

 – Naprawdę się nie domyślasz? – Wybałuszyłam oczy, ożywiając się.

Naprawdę myśleli, że to ukryją? Przecież to widać jak na dłoni! Chore.

 – Przestaniesz…

 – James – wpadła mu w słowo roześmiana Aleksandra. – Rozpalisz grilla? – Uśmiechnęła się promiennie, na co posłałam jej zdziwione spojrzenie.

 – Jasne.

 – Carli, James i John zostaną na kolacji. Mówiłam, tak? Masz coś przeciwko?

Pokręciłam głową.

 – Pojedziemy z Johnem do sklepu, brakuje kilku rzeczy. Jesteś wielki J – Posłała mu oczko i zniknęła za drzwiami.

Ona nawet się z tym nie kryła! Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że tylko przeszkadzam. Zamknęłam oczy, zasłaniając je szkłami. Gdybym wiedziała, spędziłabym ten wieczór z Jess. Teraz musiałam z nimi siedzieć i udawać, że niczego nie zauważyłam. Aleksandra chyba by mnie zabiła, gdybym wszczęła kolejną kłótnię przy Jamesie. Maslow zrobił dzisiaj naprawdę dobre wrażenie. Spodziewałam się, że zacznie naciskać i szantażować. Okazał się zdolny do rozmowy, przynajmniej jeśli czegoś chciał. Może warto było stworzyć z nim jakąkolwiek nić porozumienia, żeby mieć jakiegoś sojusznika, kiedy oficjalnie ogłoszą swój związek. Nabrałam powietrza, zmieniając piosenkę. Uspokoiłam się, stworzyłam jakieś teorie spiskowe, a nawet nie miałam pewności, że naprawdę byli razem.

 – Carli, gdzie trzymacie węgiel? – Maslow wyrwał mnie z zamyślenia.

 – Zaraz przyniosę. – Wstałam, posyłając mu przelotne spojrzenie.

Po kilku minutach szukania go w spiżarni podeszłam do drzwi gotowa się odezwać. Przystanęłam i zmrużyłam oczy, słysząc zdenerwowany głos mężczyzny. Chodził nerwowo lekko przygarbiony po ogrodzie, rozmawiając przez telefon. Zagryzłam wargę, tocząc walkę o wejście tam. Podsłuchiwaniem go na pewno nie zaskarbiłabym sobie jego przychylności, ale ostatecznie schowałam się trochę bardziej, czekając, aż skończy rozmawiać.

 – Powinna znać prawdę! – syknął. – Dobrze wiesz, jak to się skończy. Straci ją, zanim dobrze pozna! Jesteście niepoważni! Gracie na jej uczuciach. Nie będę dłużej w tym uczestniczył. Posłuchaj, ona myśli, że jesteśmy razem…

Nie podobała mi się ta rozmowa. Zdenerwowana zagryzłam wargę. Koniec tego. Chrząknęłam, stając w drzwiach. Stanął, odwracając się. Patrzył na mnie przez chwilę, analizując coś. Podrapał się po karku, odwracając wzrok.

 – Kończę Max. Na razie. – Wyprostował się, odzyskując rezon.

 – Pójdę po talerze.

Patrzyłam tępo w naczynia, zastanawiając się, czy nie przeoczyłam bardzo ważnej wskazówki. Mama starannie tuszowała każdy swój krok. Wiedziałam, że musiałam zacząć ich obserwować. Na pewno powstała gdzieś luka, o której zapomnieli. Może zaszła w ciążę? I co znaczyła rozmowa Jamesa? Z kim rozmawiał? Dlaczego ją tak nagle urwał? Przecież zawsze się oddalał. Myliłam się, sądząc, że promienieje przy Maslowie, po prostu nie psułam jej humoru. Przy Johnie… zachowywała się jak osiemnastolatka. Każdy jej krok wyglądał naturalnie i lekko. W końcu przestawała bawić się w dziecinne podchody. Widziała we mnie… córkę. Patrzyła tak, jak powinna od dawna. Przeprowadzka zaczęła odwracać odwrócony do góry nogami świat. Nadal dziwił mnie jej awans, ale postanowiłam unikać kolejnych bezsensownych kłótni. Niemniej, dlaczego właśnie ona dostała taką szansę? Skąd o niej wiedzieli? O jej zasługach? Kto ją polecił?

Siedzieliśmy wspólnie przy stole. John siedział spięty, starając się jak najbardziej ograniczać swoje ruchy. Zresztą unikał mojego wzroku, ponieważ gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały, odwracał wzrok, patrząc tępo w przestrzeń. Zostałam naprawdę obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami odstraszania ludzi! W takich chwilach zaczynałam wierzyć słowom ciotek. Ciągle powtarzały, że przyniosę jej wstyd i prędzej, czy później odda mnie.

Zerknęłam na Jamesa zachowującego się całkiem normalnie, a nawet przyjaźnie. Zajmował się swoim jedzeniem, raz po raz posyłając mi uśmiech. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodziło. A jeśli faktycznie ubzdurałam sobie ich związek? W końcu oblałam go kawą, a on zamierzał przyjechać i pracować z mamą. Dla Maslowa liczyła się stateczność i wątpiłam, by ukrywał swoją zażyłość. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Poczułam się jak nastolatka przyłapana na gorącym uczynku, chociaż nic takiego nie zrobiłam. Spuściłam zakłopotana wzrok na talerz.

 – A więc – zaczął John – Carli czym się zajmujesz?

Podniosłam głowę zaskoczona jego pytaniem.

 – Pracuję w Boutique Bar. – Uśmiechnęłam się, próbując rozluźnić napiętą atmosferę.

Następną kilkuminutową ciszę, przerywało jedynie szczękanie sztućców o talerze. Za jego zachowaniem kryła się prawda i zamierzałam ją poznać za wszelką cenę. Siedział sztywno i wyprostowany jak struna, a głos mu drżał, zdradzał napięcie. Co, jeżeli FBI jest szopką, a tak naprawdę mama wplątała się w szemrane interesy? Wciągnęłam powietrze, wyobrażając sobie handlującą ją dragami. Carli… Zagalopowałaś się. Uspokój się. Nie pleć bzdur. Maslow nie wyglądał na kogoś zdolnego do popełnienia żadnego przestępstwa.

John chrząknął, odsuwając się od stołu.

 – A w Polsce? – Odważył się utrzymać ze mną chwilowy kontakt wzrokowy.

Czy to przesłuchanie? Przestawało mi się to coraz bardziej podobać. Spojrzałam na mamę, uparcie wpatrującą się w talerz i krojącą kawałek mięsa. Przełykała nerwowo kęsy. Bała się. Po co o to wypytywał?

 – Studiowałam kryminalistykę i pracowałam w kawiarni.

Zmarszczył czoło, próbując ogarnąć to, co właśnie powiedziałam.

 – Dlaczego w takim razie nie pracujesz w swoim zawodzie? Jeśli potrzebujesz pomocy, zadzwonię do przyjaciela…

 – Przerwałam je, ponieważ chciałam spróbować czegoś nowego – wpadłam mu w zdanie. – I przede wszystkim odpocząć.

Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale, a Ola skarciła mnie spojrzeniem, jakbym conajmniej powiedziała kłamstwo. A czy to ja byłam winna? Znowu dąsała się o coś. Przymknęłam na chwilę oczy, tłumiąc rosnącą irytację. Nałożyłam sałatki na talerz, próbując powstrzymać się od dorzucenia trzech groszy.

 – Jest coś, o czym musisz wiedzieć – powiedziała spokojnie matczynym głosem, odkładając widelec, tym samym przerywając moje jedzenie. – Są pewne sprawy, których nigdy nie zrozumiemy – mówiła powoli, jakby chciała, żebym jej uwierzyła – dlatego nie warto ich rozdrapywać. Należy zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością. Pamiętasz, co powtarzał zawsze dziadek? Każdą burzę można przejść.

Zassałam powietrze na jej nagłe wyznanie. Sprawy, których nigdy nie zrozumiemy? Co poruszyło ją do tego stopnia, że pierwszy raz od tak dawna wspomniała o dziadku? Od jego śmierci unikała tego tematu jak ognia, a teraz mówiła o tym tak swobodnie… Ściągnęłam łopatki i wyprostowałam plecy, ustawiając się w obronnej pozycji, zamkniętej przed każdym, kto próbował się do mnie dostać. Ostatnio mówiła do mnie takim tonem, informując o jego śmierci. Przeniosłam wzrok po ich twarzach. Zagryzłam wargę, przygotowując się na najgorsze.

 – John… – kontynuowała.

 – Przepraszam – przerwał jej – musiałem cię przestraszyć ostatnią wizytą. – Posłał jej nerwowe spojrzenie. – Potrzebowaliśmy kilku ważnych dokumentów i byłem w okolicy. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe.

 – Fakt przestraszyłam się, ale już w porządku. – Zagryzłam wargę. – Jakim cudem Al… mama dostała tę pracę? – Przechyliłam głowę, przypatrując się mu.

 – Poznałem Alex, zanim jeszcze wyjechała z Los Angeles. Słysząc o jej wynikach, postanowiłem dać jej szansę.

Wpatrywałam się w niego z niemałym szokiem. Jak to znali wcześniej? Nic mi o tym nie wspomniała. Oparłam się o oparcie. Niemniej dziwiły mnie jego przeprosiny, a jeszcze bardziej to, że unikał mojego wzroku, jakby to była dopiero część prawdy. Wiedziałam, że w końcu odkryję, co działo się wokoło, nawet jeśli starali się, by do tego nie doszło. To nie mógł być mój ojciec, prawda? Przecież go nienawidziła tak samo, jak ja. A przynajmniej tak mi się wydawało.

James odsunął się od stołu, prychając i kręcąc głową. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale zignorował mnie, wpatrując się ze zirytowanym rozbawieniem w Johna.

 – James? Pomożesz mi w kuchni? – Aleksandra spojrzała na niego karcąco.

Oboje odeszli od stołu, zostawiając nas samych. Patrzyłam na kompletnie obcego mężczyznę, zastanawiając się, jaką rolę odgrywał w życiu swojej pracownicy. Przynajmniej poznałam część prawdy i odpowiedzi na niektóre pytania. To wyjaśniało też, dlaczego znajdował się w naszym ogrodzie, rozmawiając z Aleksandrą, jak ze starą znajomą. Starałam się wyłapać jakieś szczegóły i swoje podobieństwo do niego, ale nawet kolor naszych oczu różnił się od siebie. Chociaż nawet do mamy nie byłam podobna, ponieważ wyglądałam jak kopia swojej babci.

 – Jest pan partnerem Alex? – wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Twarz Johna zrobiła się purpurowa, a on sam gwałtownie zassał powietrze. Uśmiechnął się niewyraźnie, rozpinając jeszcze jeden guzik koszuli i pochylił się do przodu. Cofnęłam się odrobinę, czując się odrobinę nieswojo.

 – Tak, jesteśmy razem – odparł melancholijnie. – Nie powiedziała ci wcześniej, ponieważ chciałem zrobić to razem. Jesteś jej córką, więc naturalnie wypadało dobrze wypaść i czekałem na odpowiedni moment. Ola właściwie nalegała, żeby powiedzieć ci od razu.

 – A więc pomiędzy nią i Jamesem niczego nie ma? – zapytałam, by upewnić się na sto procent, że nie zwariowali.

Mężczyzna zaśmiał się szczerze. Uniosłam pytająco brew, zastanawiając się, czy powiedziałam coś śmiesznego. Przecież to wszystko naprawdę wyglądało, jakby pomiędzy nimi coś było! Sama sobie tego nie wymyśliłam!

 – Nie. Z tego, co wiem, James jest wolny. – Puścił mi oczko, sprawiając, że tym razem to ja zrobiłam się purpurowa.

Zakryłam policzki włosami, widząc zbliżającą się parę. Świetnie, oczywiście w takim momencie. Podparłam twarz o swoje dłonie, starając się uniknąć wzroku Maslowa. Ostatnie, czego bym chciała, to związek z nim.

 – Widzę, że się świetnie bawicie. – Rozpromieniła się Ola. – To możemy…

 – Daj spokój Alex, Carli już mnie o wszystko wypytała. – Posłał mi rozbawione spojrzenie. – Nic jej nie umknie. Szkoda, że nie wybrałaś detektywistyki.

 – Jakoś wolę zabawę w małego chemika. – Wzruszyłam ramionami. – Poza tym praca w laboratorium jest chyba u nas rodzinna. Dziadek też był analitykiem kryminalnym. Był w tym świetny.

 – Nie wątpię. – Jego uśmiech zbladł.

czwartek, 30 kwietnia 2020

Rozdział 4 – Zraniona


Nalałam kawy do papierowego kubka, po czym zamknęłam go plastikową pokrywką. Westchnęłam, podając ją klientowi. Kolacja sprzed dwóch tygodni okazała się totalnym niewypałem. Sytuacja w domu napięła się jeszcze bardziej niż wcześniej, a wszystko przez bezczelnego Maslowa, nieumiejącego trzymać języka za zębami. Znowu wróciłyśmy do punktu wyjścia. O ile w ogóle z niego wyszłyśmy. Ten kretyn zaczął bardzo delikatny dla nas obu temat, nie omieszkając wtrącić swojego zdania do niego. Nic! Kompletnie nic nie wiedział, ale oczywiście uważał, że ma rację! Kto w ogóle pozwolił mu zaczynać?!
Dokończyłam smażenie placków i wzięłam się za nakrywanie stołu dla trzech osób. Czekolada, dżem, truskawki… Powinno wystarczyć. Rozłożyłam talerze oraz serwetki w kropki, słysząc śmiechy dochodzące z gabinetu. Pierwszy raz od kilku lat usłyszałam szczery śmiech mamy, niewymuszony i nieudawany. Ptaszki ćwierkały. Podobno w miłości wiek schodził na dalszy plan. Mimo to dziwiłam się, że tak młody mężczyzna poleciał na… dojrzałą kobietę. Najwyraźniej podobały mu się takie. Jeśli będzie traktował ją poważnie, nawet ich pobłogosławię. Przyznaję, że obudziła się we mnie zazdrość, ponieważ Maslow był bardzo przystojnym mężczyzną, a wybrał mamę. Zależało mi na jej szczęściu, chciałam, żeby ułożyła sobie życie na nowo. Bolało mnie to, że nie potrafiłam zakochać się ze wzajemnością tak jak ona. Gdzieś na pewno czekał ten, który porwie mnie w swoje ramiona i zatrzyma, ale powoli przestawałam wierzyć w tę bajkę. Nie wierzyłam w istnienie przypadków, więc zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, widząc to, jak dobrze się dogadywali. Pomimo że znali się bardzo krótko, odnaleźli wspólną nić porozumienia, co w jej przypadku graniczyło z cudem. Stwierdziłam, że to pewnie James załatwił jej posadę w FBI, więc musieli kontaktować się już wcześniej. Naprawdę nie znałam swojej mamy i właściwie nie wiedziałam nic o jej dotychczasowym życiu.
Podeszłam do drzwi gabinetu. Zajrzałam przez sporą szparę. Maslow siedział wyprostowany na biurku wpatrzony w telefon, a mama grzebała w biblioteczce z segregatorami. Przyjrzałam się umięśnionej sylwetce Jamesa, opinanej przez przyciasną koszulę. Czy ona napewno była jego? Koszula, którą potraktowałam dzisiaj kawą, była na nim luźniejsza. A może wyciągnęłam błędne wnioski i to nie Maslow kręcił z mamą? Zapukałam.
 – Kolacja gotowa – oznajmiłam, po czym odeszłam.
Usiadłam przy stole, sprawdzając wiadomość, która właśnie przyszła.
Tony: Carli, pilna sprawa. Nie mogę w tę sobotę. Przepraszam, ale mam bardzo ważne zlecenie i dostanę za nie kupę kasy.

Carli: Nic się nie stało. Zawsze możemy pójść za dwa tygodnie, jeśli ci pasuje oczywiście.^^

Tony: Jesteś wielka! Bardzo dziękuję!
                                             
Carli: Drobiazg, nie mogę się doczekać Tony.

Tony: Ja też, tylko załóż coś ładnego :P

 – Alex powiedziała, że miałaś trudność ze znalezieniem pracy.
Podskoczyłam przestraszona. Zarumieniłam się, przyłapując na przygryzaniu dolnej wargi. Spojrzałam na mężczyznę, patrzącego na mnie rozbawionym wzrokiem. Poczułam się, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś intymnym, a przecież nic takiego nie robiłam. Zbeształam się, zdając sobie sprawę z tego, że nie zapanowałam nad emocjami.
 – Jeśli uważa, że znalezienie pracy w dwa dni jest proste…
 – Bo jest – wtrąciła mama. – Po prostu robiłaś to nieudolnie. Kim jest Tony?
Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas stała nad moim ramieniem, zapewne czytając konwersację. Wściekła zacisnęłam zęby. Odliczyłam od trzech. Posłałam jej zdenerwowane spojrzenie, siląc się na uprzejmość. Ta kobieta nie potrafiła uszanować niczyjej prywatności. Zazgrzytałam zębami. Przeczytała nasze wiadomości. Czy wtrącałam się w jej związek z Maslowem, o którym słowem mi nie powiedziała?! Oczywiście ona musiała mieć kontrolę nad moim życiem, ponieważ swoje jej nie wystarczało!
 – Znajomy.
 – Uważasz, że tylko takie ma zamiary wobec ciebie? Powinnaś go poznać, zanim wybierzesz się z nim na jakąkolwiek imprezę.
 – Będę umawiała się z Tonym, czy ci to odpowiada, czy nie – warknęłam, tracąc panowanie nad sobą. Nie chciałam tego robić przy Jamesie.
 – Alex – Maslow zaczął, chrząkając – jeśli skompletujemy wszystkie dowody, szybciej się do niego dobierzemy. Informator powiedział, że w okolicy mieszka jego córka. Może nas do niego zaprowadzić.
 – Masz rację. – Westchnęła, nakładając naleśnika – To nie będzie takie proste, mam dziwne przeczucie, że ona również w tym siedzi. Nie sądzę, żeby nie wiedziała o rzeczach, jakie wyprawia jej ojciec. Jeśli mam rację, będzie zacierała po sobie ślady.
 – W takim razie musimy znaleźć kogoś, kto od niej bierze. To nie będzie trudne. – Przyjrzał się mi. Uniosłam brew, próbując zrozumieć, o co mu chodzi. – Prawda, Carli?
Zakrztusiłam się przeżuwanym kęsem. Mama musiała widzieć dowód. Oczywiście o wszystkim pewnie poinformowała swoją ekipę. Cholera! Tony będzie w niebezpieczeństwie.
 – Nie rozumiem. – Nałożyłam kolejnego naleśnika, próbując grać na zwłokę.
 – Znalazłaś portfel Benjamina Levella – powiedział bardzo powoli i wyraźnie, akcentując każdy wyraz. – Oddałaś mu go z całą zawartością, więc pewnie wiesz, gdzie mieszka. – Pochylił się nad stołem, wiercąc we mnie spojrzeniem.
Osunęłam się na oparcie krzesełka, rozpaczliwie próbując znaleźć się jak najdalej od niego. O wszystkim mu powiedziała. Zresztą… Czego od niej oczekiwałam? Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy zapisałam w telefonie nazwisko T. Bardzo rzadko zdarzało mi się nie dopisywać nazwisk. Przygryzłam policzek, łudząc się, że mama nie przeczytała wszystkiego.
 – Tak, oddałam. – Skinęłam powoli głową. – Narkotyki zawsze zwiastują kłopoty, więc wolałam się w to nie mieszać. Dopiero przeprowadziłam się do Los Angeles, nie znam miasta i nie pamiętam dokładnego adresu. Nie pomogę wam.
Na jego twarzy błąkał się uśmiech, który widocznie próbował ukryć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że poprosi mnie o telefon, ale nie zamierzałam dać za wygraną. Obiecałam sobie, że będę chroniła Tonyego i dotrzymam słowa. Nawet jeśli zadrę z kimś pokroju Maslowa, bez nakazu nie dostanie mojego smartfonu. Da mi to trochę czasu na unicestwienie urządzenia, tak by go nie znaleźli.
 – Nie szkodzi. Wystarczy mi twój telefon. Korzystałaś z GPS, prawda? – Oparł się wygodnie o krzesło, czując się wygranym.
 – Tak, korzystałam. W takim razie będzie wam potrzebny nakaz. – Spojrzałam na niego wyzywająco. – W przeciwnym wypadku go nie dostaniecie. Założyłam ręce na piersi, czując się psychicznie lepiej, jakbym w ten sposób zbudowała pomiędzy nami mur, który mnie przed nim chronił.
 – Skoro sobie tego życzysz. – Spiął się. – Tylko pamiętaj, że jeśli temu urządzeniu coś się stanie lub „przypadkowo” go zgubisz, oskarżymy cię o utrudnianie śledztwa. W najlepszym wypadku sprawa zostanie umorzona, ale twoja kartoteka już nie będzie taka czysta, zwłaszcza jeśli dojdzie do tego sprawa posiadania narkotyków. – Posłał mi dzikie spojrzenie.
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Spojrzałam na mamę jak na ostatnią deskę ratunku, ale ona wpatrywała się tylko tępo w ścianę, jakby szantaż Maslowa na jej córce w ogóle nie robił na niej wrażenia. Spojrzałam na niego nienawistnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Zagonił mnie w kąt i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Mogłam wybierać pomiędzy moim życiem a obietnicą, którą złożyłam znajomemu, któremu pomimo tak krótkiej znajomości bardziej ufałam niż własnej matce. Zagryzłam od środka policzek, mierząc się z Maslowem na spojrzenia.
 – Jesteś głupia.
Wzdrygnęłam się, słysząc zachrypnięty głos mamy. Wezbrała we mnie nowa fala buntu, połączonego z gniewem.
 – Jesteś głupia, skoro chcesz ryzykować swoją przyszłość dla narkomana.
Zacisnęłam pod stołem pięści, wbijając sobie boleśnie paznokcie w skórę. Odliczanie od dziesięciu w niczym mi nie pomogło.
 – Nie sądziłam, że wychowałam cię na człowieka z marginesu społecznego.
 – Wychowałaś?! – warknęłam, czując przelewającą się szalę goryczy. – TY WYCHOWAŁAŚ – zaśmiałam się gorzko. – Może uważałam cię za matkę do momentu, w którym żył dziadek… Przyznaje, że bardzo dobrze udawałaś, nawet on się nabrał na twoje sztuczki. Nigdy nie potrafiłaś być matką! Nigdy! Matka chce chronić swoje dziecko, chce dla niego jak najlepiej! Przyznaj w końcu, że jestem tylko przykrą konsekwencją twoich wyborów. No proszę! Droga wolna!
 – Rodzicom należy się szacunek, zwłaszcza jeśli poświęcili wszystko dla takiego niewdzięcznika.
Zamknęłam oczy, słysząc lodowaty, tnący jak ostrze głos Maslowa. Przesadził. Co ten drań mógł o mnie wiedzieć?!
 – Najpierw trzeba sobie na niego zasłużyć. Przestała być dla mnie matką wraz ze śmiercią dziadka. Za błędy trzeba płacić, prawda MAMO? – zakpiłam, nie odrywając od niej wzroku. – Przyznaj, że gdyby nie dziadek, zabiłabyś mnie, zanim się jeszcze urodziłam.
 – Tak! – wrzasnęła, nadal wpatrując się w jeden punkt. – Nigdy cię nie chciałam. To przez ciebie John odszedł.
Zassałam powietrze. Złamała moje ledwie posklejane serce. Bolało, chociaż spodziewałam się takich słów. Zagryzłam wargę, przełykając gulę goryczy. Odsunęłam się nieporadnie od stołu. Pochwyciłam spojrzenie Maslowa, uważnie skanującego moją twarz. Jeśli czekał na łzy, to się nie doczeka. Nigdy nie płakałam przy ludziach, którym nie ufałam.
 – Nie powiedziałaś niczego, czego bym już nie wiedziała – powiedziałam zachrypłym od emocji głosem i odeszłam do pokoju, trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory unikałyśmy siebie jak ognia. Nasz kontakt ograniczał się do wiadomości informacyjnych na kartkach. Stało się, nasza relacja umarła. Zrobiłam kolejną kawę, starając się wyrzucić z głowy dręczące myśli. Jak miałam walczyć o kogoś, kto od zawsze obwiniał mnie za odejście ojca i uważał za największy błąd życia? Podałam filiżankę Jess, ograniczając z nią kontakt wzrokowy. O ile potrafiłam maskować emocje na twarzy, oczy zawsze zdradzały moje samopoczucie. Co zabawne, tylko Aleksandra tego nie potrafiła z nich czytać, ponieważ bardzo rzadko mi w nie patrzyła. Raczej unikała kontaktu wzrokowego, a nawiązanie takiego, zawsze skutkowało kolejną kłótnią i jej wyrzutami. Jessica wzięła tackę, więc przetarłam raszki, na które kapało mleko. Tylko gdy pracowałam potrafiłam zapanować nad łzami.
 – Co jest? – zapytała, poprawiając zgnieciony fartuszek. – Chodzisz jak struta od dwóch tygodni. Za chwilę odstraszysz nam wszystkich klientów.
Jak zwykle bezpośrednia.
 – To, co zwykle. Pokłóciłam się z mamą. – Przewróciłam oczami. – W końcu wszystko to moja wina. Sama się tu pchałam – parsknęłam. – Poprawię się, obiecuję.
 – Dziewczyno masz dopiero dwadzieścia jeden lat! Weź się w garść, całe życie przed tobą. – Podała mi karton z babeczkami. – Pokaż jej, na co cię stać, że jej nie potrzebujesz. Niech cię pocałuje w tyłek.
 – Nadal jest moją mamą, Jess.
 – A ty jej córką. No i co z tego? Widzisz, jak cię traktuje. Tylko mi nie mów, że ją kochasz, bo ona ciebie najwyraźniej nie… Przykro mi to mówić, ale taka jest prawda, Carli.
 – Wiem – odpowiedziałam niepewnie, ponieważ cały czas pamiętałam tamtą noc.
Rozłożyłam wszystkie babeczki, zastanawiając się nad jej słowami. Zawsze domyślałam się, że mama mnie nienawidziła, ale dziwnie się czułam, kiedy jej słowa naprawdę utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Zagryzłam wargę. W dzieciństwie całowała wszystkie moje siniaki, mówiąc, że jej miłość uleczy każde zadrapanie. Szczerze się do mnie uśmiechała, śpiewała i czytała na dobranoc. Niedawno powiedziała, że mnie kocha i żałowała swoich błędów! Naprawdę nie rozumiałam tego wszystkiego! Zupełnie jakby brakowało jakiegoś elementu układanki. Potrząsnęłam głową. Nadal bardzo kochała ojca, gdyby tak nie było, nie wspomniałaby o nim, a najwyraźniej o nim myślała.
 – Skoro dostałaś już pierwszą wypłatę… Zabieram cię dzisiaj na zakupy. – Poruszyła sugestywnie brwiami. – I się zgadzasz. Rozumiesz?
 – Tak jest, szefie. – Zaśmiałam się, kręcąc głową.
Widząc czekających klientów, zgarnęłam notes i ruszyłam w ich stronę. Nie chciałam tracić więcej czasu na rozmyślanie o Aleksandrze. Uśmiechnęłam się do siedzącej kobiety z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
 – Dzień dobry. Czy mogę odebrać zamówienie?
 – Tak, oczywiście – chrząknęła, próbując wrócić do równowagi. – Poproszę sałatkę z melona i szejka waniliowego.
Zapisałam wszystko i spojrzałam na mężczyznę wpatrującego się w twarz towarzyszki.
 – Tort czekoladowy i czarna kawa.
 – Dobrze wiesz, co się stanie, jeśli będziesz ją pił – zbeształa go kobieta, na co westchnął.
 – W takim razie szejk truskawkowy.
Uśmiechnąwszy się do nich na odchodnym, wróciłam za bar wykonać zamówienie, by po kilku minutach zanieść gotowe zamówienie. Miękło mi serce, gdy patrzyłam na tę uroczą scenę.
 – Proszę bardzo.
 – Jeśli zobaczy tu pani mojego męża proszącego o kawę, proszę go zbesztać.
Zaśmiałam się, widząc jego bezradną minę.
 – Co tak patrzysz? Lekarz wyraźnie powiedział, że powinieneś ją odstawić. – Zgromiła go wzrokiem.
 – Dobrze, dobrze… Kocham cię.
Uśmiechnęłam się szerzej, słysząc wyznanie mężczyzny, które zmiękczyło mi serce. Wziąwszy czyste szklanki podeszłam do stolika, od którego odeszli klienci. W kawiarni pana Barnesa dostawało się wodę za darmo, w takiej ilości, jakiej klient sobie życzył. Dodatkowo wrzucaliśmy do niej plastry cytryny, pomarańczy i miętę. Zamieniłam zużyte szklanki, po czym uzupełniłam wodę w dzbanku. Szturchnęłam Jess łokciem, widząc, jak zagryzła wargę, wpatrując się uważnie w kogoś.
 – Przystojny, prawda? – rzuciła, patrząc na mężczyznę z zakazem picia kawy.
 – To prawda – przytaknęłam niepewnie.
Oparta o blat, wpatrywała się w mężczyznę. Oblizawszy wargę, westchnęła trochę teatralnie. Zdziwiona wyprostowałam się, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
 – Ciekawe, jaki jest w łóżku.
 – Jess! – oburzyłam się. – Jest żonaty.
 – No i co z tego? – Wzruszyła ramionami.
Odpuściłam sobie rozmowę z nią na ten temat, ponieważ wszelkie nasze dyskusje kończyły się fiaskiem. Lubiłam ją, ale często grubo przesadzała. Zachowywała się, jakby wszystkie granice znikały na jej zachciankę, mimo że od innych wymagała taktu i życia w kulturalny sposób. W pobliżu mężczyzn stawała się nijaka jak te wszystkie puste cheerleaderki z amerykańskich komedii. Swoją drogą, w zeszłym tygodniu przyszły tutaj takie i nim zdążyłam przyjąć zamówienie, zapytały, czy już z kimś spałam. Z opresji wybawił mnie szef, który potrzebował pomocy w na zapleczu.
 – Biorę dwójkę, ty czwórkę, stałe klientki. – Skrzywiła się, jakby zjadła kwaśne jabłko.
Podeszłam do stolika, przy którym siedziały dwie kobiety z niezbyt zadowolonymi minami. Zdecydowanie szykowały się kłopoty. Uśmiechnęłam się, starając się załagodzić sytuację. Świetnie, Jess specjalnie wepchnęła mnie w paszczę lwa! Dobrze wiedziała, z kim mam do czynienia!
 – Dzień dobry. Czy mogę przyjąć zamówienie?
 – W końcu! Ile można czekać – powiedziała zirytowana, odkładając menu.
 – Dwie latte z odtłuszczonym mlekiem i brązowym cukrem. Do tego dwie sałatki z arbuzem i mango. – Spojrzała na mnie z wyższością.
 – Dobrze. Czy to wszystko? – Poszerzyłam uśmiech, starając się nie roześmiać.
 – Możesz iść.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale zdążyłam usłyszeć komplement dotyczący mnie, którego wcale nie powinnam słyszeć.
 – Widziałaś jej twarz? Z taką twarzą sprzątanie kibli to jedyne, co może zrobić.
 – Nie wiem, czy ktoś chciałby całować te koślawe usta.
Zacisnęłam szczękę, wypuszczając powietrze nosem. Wredne baby. Przecież każdy wyglądał inaczej niż one. Obiecałam sobie, że policzę się za to z Jessicą. Jak mogła zrobić coś takiego z premedytacją. Nawet mnie nie ostrzegła! Klienci posiadali czasami naprawdę trudne charaktery. Po kilku minutach gotowe naczynia stały na tacce. Wciągnęłam powietrze, szykując się na kolejne starcie.
 – Proszę bardzo. – Rozłożyłam przed nimi miseczki oraz wysokie szklanki. – Podać coś jeszcze?
Czarnowłosa wzięła saszetkę z brązowym cukrem i spuściła go na ziemię.
 – Słodzik, o który prosiłam. – Uśmiechnęła się niewinnie.
 – Leży na ziemi.
 – Myślisz, że taki nie zepsuje smaku kawy? – Zgromiła mnie wzrokiem.
 – Nicole, coś jeszcze? – zapytała ze sztuczną uprzejmością.
Zza moich pleców wyłoniła się Jess. Podniosła paczuszkę, po czym wsypała jej zawartość do kawy.
 – Chciałabym, żeby zniknęła mi twoja parszywa twarz z oczu. – Uśmiechnęła się sztucznie.
Cofnęłam się odruchowo, nie chcąc wplątywać się w kolejne kłopoty. Jessica musiała zajść Nicole porządnie za skórę, skoro aż tak bardzo jej nienawidziła. Nawet się z tym nie kryły. Wróciłyśmy za ladę, ale widziałam, jak Jess powstrzymuje się od komentarzy na ich temat. Jednak nie zamierzałam się wycofać, chociaż porywałam się z motyką na słońce. Wzięłam się za wycieranie filiżanek, czekając, aż w dziewczynie opadnie trochę złość. Sądząc po ruchach, jakimi wycierała półki, nie zapowiadało się na to.
 – Dobrze wiedziałaś, kim one są i mimo to wysłałaś tam mnie! Nawet nie ostrzegłaś! – naskoczyłam na nią z wyrzutem.
Dziewczyna posłała mi zagniewane spojrzenie, układając talerzyki.
 – Współpraca na tym nie polega.
Rzuciła szmatkę na blat, zakładając ręce na piersi.
 – Uwierz mi, że gdybym od razu tam poszła, skończyłoby się o wiele gorzej – sarknęła. – Dostałam już jedno ostrzeżenie od Rubena – mruknęła.
Westchnęła, wpatrując się w nią. Zrobiło mi się jej szkoda. Najwyraźniej nabawiła się przez nią sporych kłopotów, skoro wujek zwrócił jej uwagę.
 – Proszę, ostrzeż mnie następnym razem. Dobrze? To zupełnie by wystarczyło.
 – Masz rację, przepraszam. To było nie fair. Poprawię się, obiecuję – posłała mi przepraszające spojrzenie.


Wiedząc, że zostały jeszcze dwie godziny do spotkania z blondynką, zrobiłam mały obiad. Było źle, ale Aleksandra nadal szykowała jedzenie dla dwóch osób, więc postanowiłam wykazać się podobną kulturą i nie stawiać kolejnych murów. Kiedy w końcu położyłam się na łóżku, poczułam, jak opadło ze mnie zmęczenie całego dnia. Odprężyłam się, zamykając oczy. Powoli zasypiałam, ale dźwięk telefonu wyrwał mnie z lekkiego letargu. Mama. Odłożyłam go, przewracając oczami. Podniosłam się niechętnie i odczytałam wiadomość.
MAMA: Przyjdę z Jamesem, zrób dodatkową porcję obiadu.
A to niespodzianka. Od tamtego wieczoru nie pojawił się w naszym domu. W końcu przyniosłam jej wstyd i to przed partnerem, sugerując, że była wyrodną matką. Najlepiej będzie, jeśli będę unikała z nim spotkania. Brakowało tylko żebym rozwaliła ich związek. Zresztą jej kolejny. Zastanawiałam się, czy ojciec żył i czy kiedykolwiek przez dwadzieścia jeden lat o mnie pomyślał. Pewnie miał mnie gdzieś, kiedy stawiałam pierwsze kroki i zdobyłam pierwszą szóstkę w szkole. Jako sześcioletnia dziewczynka marzyłam i wyobrażałam sobie, jak odwiedza nas po raz pierwszy i tuli mocno do siebie. Następnie tłumaczył swoją nieobecność bardzo ważnym powodem oraz obiecywał, że z nami zostanie. Z przykrością patrzyłam na inne dzieci, które tuliły się do swoich ojców na szkolnych korytarzach i w parkach. Czułam się samotna, a z roku na rok dziura w serce po nim robiła się coraz większa. Nikt i nic nigdy jej nie zapełniło. Mimo to dziadek postarał się, bym zapamiętała właściwy obraz mężczyzny. Chociaż i tak podchodziłam nieufnie wobec mężczyzn – Tony to wyjątek. Z trudem przyznawałam, że brakowało mi prawdziwego ojca. Odkąd pojawiła się myśl o jego nowej rodzinie, w której żył, nienawiść do tego człowieka wzrosła. Obiecywałam sobie, że jeśli go spotkam, wyrzucę mu wszystko w twarz i dam jasno do zrozumienia, że już kilka lat temu umarł dla małej dziewczynki, śniącej o tacie, zostawiającym ją, a ona budziła się i wołała go, płacząc.
Poderwałam się z miejsca, słysząc dźwięk klaksonu. To pewnie Jess. Chwyciłam torebkę, udając się w stronę wyjścia. Wsiadłam do samochodu, zastając uśmiechniętą koleżankę. Zapięłam pas, czekając aż ruszy. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, zastanawiając się, o co jej chodziło.
 – Zapomniałaś zakluczyć drzwi. Chyba że czekasz na gościa. – Poruszyła sugestywnie brwiami.
Przymknęłam oczy, ganiąc się w myślach za swoją nieuwagę i roztrzepanie. Wysiadłszy, zakluczyłam drzwi i wróciłam do auta. Dziewczyna ruszyła od razu, jak tylko usiadłam bezpiecznie. Obserwowałam jej skupioną twarz, próbując dopatrzyć się chociaż odrobiny skazy. Oczywiście dziewczyna się malowała, więc wszystko skutecznie maskowała. Była naprawdę ładną i atrakcyjną kobietą. Dziwiłam się, że nadal czekała na gościa, o którym wcześniej mi opowiadała. Zastanawiałam się, w jaki sposób zachowała swój optymizm po stracie mamy, jak się pogodziła z jej śmiercią. Na pewno odczuwała brak matczynej opieki, ale mimo to nadal cieszyła się życiem i za bardzo się nie przejmowała tym, co sądzili o niej inni. No może z wyjątkiem tajemniczego mężczyzny, którego imienia nie chciała mi zdradzić. Zupełnie jakby bała się, że jej go odbiję. Głupota.
  Carli, w poniedziałek przyjdzie Kendall, który zajmuje się marketingiem. Jeśli chcesz, pogadam z wujkiem i znajdziesz się razem ze mną na nowej reklamie. – Uśmiechnęła się szeroko, odwracając wzrok od drogi. – Może jakiś przystojniak cię złapie.
Roześmiałam się szczerze na jej ostatnie stwierdzenie. Cała Jess.
 – Podziękuję. Na razie brak przystojniaka to mój najmniejszy kłopot. Poza tym żaden aparat nie trawi mojej twarzy. Chętnie popatrzę.
 – Jeśli zmienisz zdanie, powiedz.
Bardzo się do siebie zbliżyłyśmy przez ostatni prawie miesiąc. Trudno nazwać tę relację przyjaźnią, ale znajdowałyśmy ku temu na dobrej drodze. Dziewczyna okazała się bardzo wartościową, choć nieco przebiegłą osobą. Zawsze emanowała pewnością siebie i wręcz szalonym optymizmem.
Dojechałyśmy w ciszy, a kiedy wyszłyśmy, uderzyło w nas gorące powietrze i skwar Los Angeles. W duchu dziękowałam za klimatyzowany pojazd koleżanki. Weszłyśmy do ogromnej galerii i pierwsze, co rzucało się w oczy to ogromny plakat z kobietą w kostiumie kąpielowym. Poszłam posłusznie za dziewczyną, podążającą w stronę ruchomych schodów.
 – Wiesz, jak się cieszę, że poznasz Kendalla? Od razu złapiecie ze sobą kontakt, pasowalibyście do siebie – powiedziała podekscytowana.
Parsknęłam śmiechem. Powinna zaprzestać wszelkich prób swatania mnie z chłopakami, a takich było już co najmniej kilkanaście. Czasami dochodziłam do wniosku, że traktowała trochę mężczyzn jak rozwiązanie wszystkich swoich problemów. Niezbyt mi się to podobało. Zwłaszcza że nadal nie wiedziałam nic o mężczyźnie, na którym jej najbardziej zależało. Gołym okiem widziałam, że była zazdrosna o każdą kręcącą się przy nim kobietę. To urocze.
 – Idziesz? – zapytała, patrząc na mnie z politowaniem.
 – Jasne, zamyśliłam się. – Wzruszyłam ramionami, wchodząc za nią do sklepu.
 – Mówiłam ci już, że stanowczo za dużo myślisz i analizujesz? – zbeształa mnie. – Wyluzuj.
Pokręciłam przecząco głową, przeglądając stojak z rzeczami.
 – Patrz jaka świetna! Idealna dla ciebie! – Podsunęła mi pod nos letnią sukienkę.
Rzeczywiście ładna, ale stanowczo za krótka. Blondynka lubowała się w rzeczach, które ledwie zasłaniały ciało. Na tej płaszczyźnie się nie dogadywałyśmy. Wolałam nie wyglądać, jakbym wybierała się na plażę.
 – Stanowczo za krótka – powiedziałam, przykładając ją do ciała.
 – Dziewczyno, masz dwadzieścia jeden lat! Zaszalej.
 – Przymierzę tę. – Wyciągnęłam jedną, by jej pokazać. – Jest śliczna.
 – I dosięga prawie kolan. – Wywróciła oczami.
 – Bzdura. Co najmniej piętnaście centymetrów powyżej.
Ruszyłam do przymierzalni, sprawdzając jej cenę. Przystępna i o to chodziło. Po chwili gotowa wyszłam pokazać się Jess wyciągającej kilka sukienek, by je przymierzyć. Spojrzała na mnie niczym fachowiec i kazała odwrócić, więc posłusznie wykonałam jej polecenie. Stwierdzając, że wyglądałam dobrze, sama zasunęła zasłonę obok. Przebrawszy się z powrotem, kupiłam sukienkę. Czasami zastanawiałam się, czy szybkie przebieranie nie jest jej jakąś super mocą, skoro w tak krótkim czasie przymierzyła i wybrała trzy spośród sześciu. Najpierw pokazała się w pierwszej, ale zgodziłyśmy się, że krój ją postarzał. W ostatnich dwóch prezentowała się najlepiej. Zadowolone ruszyłyśmy do kolejnego sklepu. Spojrzałam na towarzyszkę zawzięcie wymieniającą się SMS-ami . Wyglądała zabawnie, kiedy wydymała wargę, próbując najwyraźniej postawić na swoim.
 – Zamierzasz się z kimś umówić?
 – Słucham? Ach… Tak, tak. Rozumiesz, że nie ma czasu nawet na kawę? – oburzyła się, wchodząc do sklepu ze spodniami. – Staram się, a on jest ślepy jak kret! Kretyn... Jeszcze będzie mój. Kochał się ze mną, a teraz ucieka. Rozumiesz?
 – Jest pewnie zmęczony pracą. Bądź wyrozumiała – powiedziałam wbrew temu, co tak naprawdę myślałam. – Rozumiem, że ci zależy…
 – Właśnie jest odwrotnie! – oburzyła się. – Nigdy nie miałaś chłopaka! Co możesz o tym wiedzieć?!
 – Dzięki, Jess. Teraz naprawdę każdy to wie – obruszyłam się, ponieważ dotknęły mnie jej słowa.
W końcu po godzinie zgodnie stwierdziłyśmy, że mamy dosyć, więc udałyśmy się do jednej z kawiarni. Usiadłyśmy przy wolnym stoliku, układając torby, by nie przeszkadzały. Po złożeniu zamówienia Jessica wróciła do SMS-owania z chłopakiem. Rozumiałam, że facet się jej podobał, ale przeszkadzało mi zachowanie dziewczyny. Skoro wolała towarzystwo „prawie chłopaka” – jak go nazywała, po co zaproponowała wspólną kawę?
Znudzona zajrzałam jeszcze raz na zakupione ubrania. Sukienka, kombinezon, dwie pary szortów i bluzka. Wystarczy na jakiś czas zakupów, poza tym pieniądze same się…
 – Zbył mnie! Rozumiesz? Palant – prychnęła.
 – Jessica! Możesz na chwilę przestać i porozmawiać ze mną? – zapytałam zirytowana zachowaniem.
 – Przecież rozmawiam. O co chodzi? – Zrobiła zniesmaczoną minę.
 – Proszę bardzo, wasze zamówienie – wtrącił się kelner. – Podać coś jeszcze?
 – Dziękujemy. – Uśmiechnęłam się do niego. – Spokojnie.
Trwałyśmy chwilę w ciszy, dopóki jej nie przerwała.
 – Mogę zadać ci pytanie? – zagadnęła, na co przytaknęłam. – Podoba ci się Tony?
Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Przyjaźniłam się z nim i był świetnym przyjacielem, niewątpliwie przystojnym, ale z trudem przychodziło mi wyobrażenie sobie pomiędzy nami czegoś więcej. Takie pytanie nie przyszło mi nigdy nawet do głowy. Rozumieliśmy się niemal bez słów i bardzo go sobie ceniłam, ale jako brata.
 – Naprawdę bardzo go lubię, ale…
 – Rozumiem – przerwała mi. – Proszę, nie skrzywdź go i zatop wszystkie nadzieje na coś więcej. Levell jest zbyt cennym człowiekiem, żeby go w ten sposób zniszczyć. Dobrze wiesz, że jest wrażliwy i łatwo go złamać.
Przytaknęłam
Wróciłam do domu trochę zmęczona czasem spędzonym z blondynką. Miała naprawdę kiepski dzień. Wyjątkowo ciągle narzekała i przeżywała odmowę swojego obiektu westchnień. Zarzekała się, że pierwszy raz poczuła tak głębokie uczucie wobec drugiego mężczyzny i że dotychczas on działał na nią najbardziej. Niemal płakała, opowiadając mi, jak zostawił ją po wspólnej nocy bez żadnej wiadomości. Zupełnie jakby ją wykorzystał. Powinna zrelaksować się i naładować baterię, jeśli faktycznie postanowiła walczyć o niego do końca. Oczywiście zbeształa mnie za ten pomysł. Czasami naprawdę trudno ją do czegokolwiek przekonać. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, widząc drogi, obcy samochód na podjeździe. Co to znaczyło? Aleksandra nie mówiła, że będziemy miały gościa. Weszłam cicho do domu i odwiesiłam jeansową kurtkę na wieszak, zaczesując włosy do tyłu. Wchodząc do salonu, zauważyłam męską marynarkę rozwieszoną na oparciu sofy. Ściągnęłam brwi, starając się zachować ciszę. James przyszedł? Dosyć późno jak na obiad. Ruszyłam w głąb mieszkania, co rusz odwracając się za siebie. Oczami wyobraźni widziałam artykuł o morderstwie i nagłówek Zaskoczona we własnym domu. Bałam się.
 – Alex, powiedz jeszcze raz, gdzie to położyłaś – z gabinetu mamy dobiegł męski głos.
Wstrzymałam oddech, wpadając w strach. Przełknęłam ślinę, stojąc sparaliżowana. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chodziło o tę Olę. Poczułam, jak opada ze mnie całe napięcie.
 – Ach… bordowy. Teraz rozumiem. Zaraz będę. – Wyszedł z gabinetu, rozłączając się.
Wysoki mężczyzna o barczystych ramionach stanął jak wryty, patrząc na mnie z lekkim przerażeniem brązowych oczu. Ubrany w garnitur, najwyraźniej przyjechał prosto z pracy. Przeczesał ciemne włosy, przypatrując mi się zażenowany. Przeszył mnie dziwny dreszcz, więc mimowolnie się cofnęłam.
 – Dobry wieczór? – postanowiłam odezwać się pierwsza, ponieważ gość nie kwapił się do tego.
 – Dobry wieczór – wydukał, otrząsając się z szoku. – Alex przysłała mnie po ważne dokumenty. Przepraszam, pewnie panią przestraszyłem. – Sięgnął po marynarkę, dalej uparcie patrząc mi w oczy. Podrapał się po karku i stojąc jak słup soli, wyciągnął do mnie rękę.
 – Johnson, miło mi. To ja zatrudniłem Alex.
 – Carli. – Uścisnęłam ją niepewnie.
Przełknęłam ślinę trochę zaniepokojona, zastanawiając się, co oznaczało jego dziwne zachowanie i dlaczego mama wpuściła obcego faceta do naszego domu dając mu klucze. Sprawa wydawała się podejrzana, nawet jeśli to jej szef. Nie przypominam sobie, żeby któryś z jej przełożonych w Polsce u nas bywał.
 – Do widzenia. – Skierował się w stronę wyjścia. – Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie. – Spojrzał na mnie ostatnie raz nieodgadnionym wzrokiem i wyszedł, zamykając cicho drzwi.
Podeszłam do okna, by sprawdzić czy rzeczywiście odjechał. Siedział skulony w aucie, chowając twarz w dłoniach. Wstrząsnął mną dreszcz, gdy zobaczyłam jak ociera oczy. Płakał? Po chwili uspokajania się wyjechał na ulicę i odjechał. Pokręciłam głową, oddalając się od okna. Co to miało znaczyć?! Kim do cholery był ten facet?! Podskoczyłam, widząc dzwoniący telefon. Kamila próbowała skontaktować się ze mną przez video rozmowę na Messengerze. Spadła mi z nieba. Dziękowałam w duchu za jej wyczucie czasu. Odetchnęłam głęboko odbierając i zaczynając swój monolog.