Przetarłam
blat, patrząc na staruszków siedzących w rogu przy małym stoliku. Odkąd
pamiętałam, siadali w tym samym miejscu i o tej samej porze. Pytałam Madzię,
jak długo tu przychodzili, ale nawet ona intensywnie nad tym myślała. Brałam
pod uwagę fakt, że to znajomi szefa, ale omijał ich, więc odpuściłam tym
spekulacjom. Uśmiechnęłam się, patrząc na ich splecione dłonie. Wyglądali jak
zakochana para nastolatków, którzy przeżywali swoją pierwszą randkę. To
naprawdę urocze. Wiedzieli, że mieli w sobie oparcie. Żałowałam, że w
dzieciństwie nigdy nie poznałam takiego wzoru, a stworzenie go samemu było
niemożliwe.
Matka
nieustannie napierała na mnie, bym znalazła sobie kogoś, powtarzając
jednocześnie, że jestem niewystarczająco dobra, by ktoś mnie zechciał.
Najzwyczajniej w świecie bałam się zranienia i kolejnego odrzucenia od kogoś,
kto powinien być dla mnie oparciem. Za wszelką cenę unikałam poczucia wstydu,
uciekając od wszystkich głębszych relacji. Zresztą związek ze mną nie przetrwałby
długo, skoro nawet ojciec odszedł przeze mnie. Okazałam się niewarta jego
miłości.
Jako
nastolatka marzyłam o chłopaku, zwłaszcza gdy dziewczyny umawiały się na
potrójne randki. Prosiły mnie, żebym chodziła z nimi, ale przeszkadzałabym.
Chociaż głośno nigdy tego nie powiedziały, wiedziałam, jakby to się skończyło.
Oczywiście zawsze powtarzały, że znajdę chłopaka, który mnie pokocha i na
początku wierzyłam w to. W ten sposób minął rok, dwa lata, a ja nadal miałam
nadzieję. Wszystko się zmieniło, gdy usłyszałam rozmowę Asi z Julitą.
Przyjaciółka powiedziała, że mówiły tak tylko dlatego, żeby mnie pocieszyć. Mój
różowy zamek runął, a wraz z nim nadzieja. Przejrzałam na oczy, więc unikałam
rozmów na ten temat z poczuciem wstydu.
Skrzywiłam
się, kiedy uderzyłam ręką o kant szafki.
– Znowu bujasz w obłokach.
Odwróciłam
się w stronę damskiego głosu, odkładając mokrą ścierkę. Wycierając ręce,
spojrzałam na Madzię błagalnym wzrokiem. Chwyciłam tacę z kawą, czując, jak
moje policzki zrobiły się czerwone. Zawstydziłam się. Uwielbiała mi to robić,
świetnie się przy tym bawiąc. Ta kobieta wiedziała, jak wykorzystywać słabości
ludzi tak, by obrócić je na własną korzyść. Starałam się bardziej kontrolować i
wyciszać emocje, ale coraz trudniej mi to wychodziło. Nawarstwiające się
kłopoty pogarszały sytuację i stawałam się nerwowa. Uśmiechnęłam się, stawiając
zamówienie przed małżeństwem. Praca z ludźmi to miła odskocznia i odpoczynek.
– Dziękujemy, kochanie. – Staruszka zerknęła
na mnie.
– Proszę bardzo.
Jej
wąskie usta, pomalowane czerwoną szminką, wygięły się w ciepłym uśmiechu. Było
w tym coś niezwykłego, kiedy zmarszczki w kącikach oczu uwydatniły się jeszcze
bardziej. Czasami zastanawiałam się, czy ta kobieta potrafiła krzyczeć i jak
zachowywała się w stosunku do swoich dzieci, jeśli je urodziła. Wydawała się
oazą ciepła, spokoju i wzorcem dla innych matek, którym z trudnością
przychodziło kochanie swoich dzieci razem z ich wadami. Niechcianych.
Odłożyłam tacę na
blat, siadając na krzesełku barowym. Rozejrzałam się po wnętrzu kawiarenki, po
raz kolejny analizując jej francuski wystrój.
– Znowu nad tym myślisz? – zganiła mnie
kobieta.
– Hm?
– Bujasz w obłokach.
– Chociaż to pozwala oderwać mi się od
ciągłych kłótni – mruknęłam, kłamiąc i odchyliłam głowę do tyłu. Westchnęłam
przeciągle, chowając twarz w dłoniach. Zacisnęłam mocno powieki, licząc do
trzech, by uspokoić swój żal i cisnące się na usta słowa. Wypuściłam z sykiem
powietrze, prostując się. Stawska wpatrywała się we mnie, jakby próbowała
odgadnąć, o czym myślałam. Odwróciłam speszona wzrok, bojąc się, że zauważyła
moje małe kłamstwo. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, zapewne powstrzymując
komentarz, cisnący się jej na usta. Wróciła do pracy, mamrocząc pod nosem.
Otworzyłam wargi, by cofnąć wypowiedziane słowa, ale zrezygnowałam.
Kłótnie
z mamą często prześladowały mnie w snach. Ograniczała mnie na każdym kroku, ale
przyzwyczaiłam się do tego i nauczyłam ignorować. Wszystko, co do tej pory
starałam się trzymać na uwięzi, niszczyło nas do końca. Tylko dzięki opanowaniu
potrafiłam z nią wygrywać, ponieważ gdy odkrywałam swoją emocjonalną stronę,
matka wykorzystywała emocje przeciwko mnie. Poza tym bez nich łatwiej
kontrolowałam to, co się działo. Moje życie to naprawdę pasmo niepowodzeń i
znalazłam się chyba tutaj przez przypadek. Chory przypadek.
– Różyczko…
– Skąd wzięła ci się ta nazwa? – Zerknęłam na
nią, marszcząc brwi.
– Pasuje do ciebie. – Zachichotała, kręcąc
głową.
– Ciekawe dlaczego?
Zapadła
cisza. Wpatrywałyśmy się w siebie przez dłuższą chwilę.
– Daj szansę Oli. – Spoważniała, dosiadając
się. – Rozmawiałaś już z nią na temat waszej relacji? Daruj sobie
usprawiedliwienia – ostrzegła.
– Skądże – mruknęłam. – Dobrze wiesz, jak się
miewa moja cierpliwość. Nawet jeśli podejmuję rozmowę, szybko ją ucina. Już
dawno straciłam nadzieję na jakąkolwiek poprawę pomiędzy nami. Zresztą… Odetnę
się w końcu od niej!
– Nie mów tak! Poddasz się? Tak po prostu? To
do ciebie niepodobne.
Wywróciłam
oczami. Kochałam Magdę, jak matkę, ale traciłam powoli cierpliwość do jej
uporczywego nawracania tego samego. Świetnie zdawała sobie sprawę, że drażniły
mnie przeciągające się rozmowy i tematy. Zwłaszcza jednego szczególnego,
którego miałam powyżej uszu. Niedługo to się zmieni i zostanie zupełnie sama.
– Może nadszedł czas na zmiany? Praktycznie
mijamy się w drzwiach. Sama wiesz, jak to wygląda. Jestem zajęta studiami, a
ona pracą. Życie potoczyło się w przeciwnym kierunku. Jesteśmy dorosłe. Pora
zaakceptować tę sytuację.
Stęknęłam,
widząc dwie wchodzące kobiety. One również znajdowały się na liście stałych
klientów i właściciel bardzo je lubił. Podniosłam się, chwytając notatnik z
długopisem. Co on w nich właściwie widział? Zachowywały się, jakby pozjadały
wszelkie rozumy! Codziennie znajdowały nowe zastrzeżenia do wykonywanej przez
nas pracy i poprawiały, gdy tylko nadarzyła się okazja. Ciężko je znosiłam, a
szczególnie, kiedy ciągle narzekały oraz obnosiły się pretensjonalnym tonem w
stosunku do personelu. Ktoś uczynił je królowymi świata, że zachowywały się w
ten sposób?
– Dzień dobry! – Przywitałam klientki
wymuszonym uśmiechem. – To, co zawsze?
– Dobrze wiesz, że tak – rzuciła jedna z nich,
patrząc na twarz towarzyszki.
Ruszyłam
w stronę automatu do kawy. Asia zastanawiała się, jak zapamiętywałam wszystkie
zamówienia. Jeżeli chodziło o stałych klientów, jak w przypadku tych pań, nie
sposób zapomnieć. Chociaż zdarzały się dni, kiedy miałyśmy tutaj nawał pracy,
co wymuszało na nas używanie notatników, by nie pogubić się w zamówieniach.
Lubiłam tę pracę, mimo niektórych denerwujących rzeczy. Oczywiście bywały
gorsze i złe chwile, ale to normalne. Dobrze czułam się wśród ludzi. Potrafiłam
wtedy naprawdę odpocząć.
– Czyżby nasze ulubione klientki? –
zironizowała Magdalena.
– Yup. Zaniesiesz? – Odstawiłam dwa kubki na
tacę, pamiętając o serwetkach.
Przytaknęła,
odbierając tackę. Usiadłam na obrotowym krzesełku, przyglądając się oddalającej
sylwetce. Podziwiałam tę kobietę. Tak dużo przeżyła i nadal walczyła. Rodzice
osierocili ją w wieku dziesięciu lat. Została zupełnie sama, więc trafiła do
ośrodka adopcyjnego, skąd nikt jej nie zabrał. Ponadto będąc już żoną, poroniła
trójkę dzieci. Mimo to grała z życiem w zaciętą grę i wstawała za każdym razem,
gdy upadała. Kiedyś powiedziała, że zaproponowano jej prostytucję, ale trzymała
się twardo zasad i dzięki temu przeżyła. Pomyśleć, że codziennie spotykamy
takich ludzi na ulicy. Ilekroć opowiadała swoją historię, wzruszałam się.
Wierzyła, że była jedną z nielicznych osób, która nie uznawała ich za słabość.
Stała się moim autorytetem, ale średnio szło mi naśladowanie jej. Wciąż robiłam
coś źle, zachowywałam się nieodpowiednio, brakowało siły i chęci na poprawę
czegokolwiek. Ona jedyna akceptowała moją emocjonalność. Sama nienawidziłam
tego, że głupi film potrafił mnie wzruszać na pięć minut. Magda nauczyła mnie
odróżniać dobre cechy od złych.
– Jak ty to robisz? – zapytałam, bacznie
obserwując, jak przeciera blat.
– Robię co? – Uniosła brew. – Wycieram blat?
To bardzo proste. Na początku…
– To, że się nie poddałaś! To, że masz tyle
siły. Jakim cudem?
– Nadzieja. Wydaje mi się, że zawsze ją miałam.
Pewnego wieczoru zrozumiałam, że to jedyne, co mi pozostało. Moja stara
przyjaciółka. Poza tym – przerwała wykonywaną czynność – mam Marka. Odkąd się
pojawił w moim życiu… Dużo się zmieniło. Pomagał mi po każdym poronieniu i
oszczerstwach sąsiadów. Wiedziałam, że kocha mnie, nawet jeśli dzieci pozostały
tylko marzeniem.
– Ale macie!
– Wiesz… Kiedy przestałam się zadręczać, świat
przybrał weselsze kolory. Poczułam się wolna. Coś jakby… wszystkie kajdany,
które trzymały mnie przy ziemi, puściły. Niesamowite, prawda? Oczywiście nadal
pozostały trudności. Z innej beczki… Zanim cokolwiek powiesz w towarzystwie
jego matki, wybadaj teren. W przeciwnym razie będziesz na straconej pozycji do
końca jej życia.
Parsknęłam
śmiechem. Cała Magda.
– W końcu nadszedł moment, kiedy pojawiła się
Kasandra. Mimo że lekarze dawali jej tylko miesiąc. Najważniejsze to trwać przy
nadziei. – Podparła się o boki. – A niektóre sprawy lepiej po prostu zostawić.
Rozjaśnić umysł. Zdystansować się.
– Zapamiętam.
– Co nie znaczy, że masz od tego uciekać. –
Zgromiła mnie wzrokiem.
– Wiem, wiem…
– Łukasz wchodzi. – Wskazała dyskretnie oczami
w stronę wejścia. – Wiej.
Wstałam
z krzesełka, chcąc schować się na zapleczu, w którym przebywał tylko personel
lokalu. Chociaż to słaby pomysł. Stroniłam od wchodzenia do kuchni lub
pojawiania się w jej pobliżu, ponieważ pracujący tam pan Grzegorz średnio mnie
trawił. Postanowiłam ułatwić nam obydwu pracę i unikać częstych kontaktów.
Zagryzłam wargę, złoszcząc się na Łukasza. Myślałam, że spokój utrzyma się do
końca zmiany. Pajac posiadał słownik uboższy o słowo nie. Kamila chciała
zgłosić go na policję, ale to bez sensu. Co oni by zrobili bez dowodów? Nic.
Kiedyś mu się znudzi lub przerzuci się na inną. Zresztą każda kobieta lubiła
być adorowana. Często blokowałam tę myśl, ale taka prawda i w pewnym sensie
schlebiało mi zachowanie mężczyzny. Jednocześnie denerwował mnie swoją nachalnością,
ale jednocześnie dzięki komplementom czułam się atrakcyjnie.
– Gdzie uciekasz?
Zesztywniałam,
słysząc jego bas. Zagryzłam wargę. W sumie mogłabym, powiedzieć o tym mamie,
ale znowu odprawiłaby mnie z kwitkiem. Ostatnio liczyła się dla niej tylko praca.
Nie pamiętałam, nawet kiedy ostatnio oglądałyśmy film lub wyszłyśmy do knajpki.
Z roku na rok sytuacja się pogarszała, a ona? Zajmowała się innymi sprawami.
– W zasadzie to nigdzie. – Powoli odwróciłam
się.
– Mam nadzieję, że zostanę obsłużony przez moją
ulubioną kelnerkę.
– To, co zawsze? – zapytałam, zabierając się
za przygotowanie latte.
– Czytasz mi w myślach, kochanie. – Puścił
oczko.
Nazwij
mnie tak jeszcze raz, idioto, a pozbawię cię zębów.
Stara
maszyna wydała z siebie charakterystyczny dźwięk. Ciecz powoli wypełniła
filiżankę po brzegi, a ulubiony zapach roznosił się w pomieszczeniu.
Wiedziałam, że wgapiał się w mój tyłek, co krępowało niemiłosiernie i
przeszkadzało w pracy. Wyprostowałam się, zaciskając dłoń w pięść. Zamknęłam
oczy, licząc do dziesięciu. Praca kelnerki wymagała opanowania w wielu
sytuacjach. Coś, na co z wysiłkiem się zdobywałam. Wciągnęłam powietrze,
uspokajając się trochę i odwróciłam ze sztucznym uśmiechem. Coraz trudniej
zdobywałam się nawet na niego. Liczyłam na to, że ta chora akcja wkrótce się
skończy.
– Przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz,
ale byłem zajęty. Sama rozumiesz. – Oparł się nonszalancko o blat. – Mam
nadzieję, że zapomnisz o tym nietakcie.
– Oczywiście. – Podsunęłam mu szklankę pod
nos.
– Ale się napracujecie dzisiaj. Dawno nie
widziałem takiego ruchu w tym miejscu. – Rozejrzał się po sali, biorąc łyk
kawy. – Przepyszna. – Wyciągnął w moją stronę dziesięć złotych. – Zachowaj
resztę, kochanie.
Na
pewno wzbogaciłam się tymi dziesięcioma groszami. Z całych sił starałam się
opanować przewrócenie oczami, zaciskając pod blatem pięść. Ktoś kiedyś powinien
mu pewne rzeczy wyperswadować i to solidnie. Wpisałam cenę oraz sumę zapłaty,
przedłużając tę czynność najdłużej, jak tylko potrafiłam. W końcu włożyłam banknot
w wysuniętą szufladkę, ostrożnie poprawiając na nim zatrzask. Zacisnęłam
szczękę, przygotowując się do obrony. Spięłam mięśnie, unosząc podbródek.
Graj
pewną siebie.
– Co robisz wieczorem? Jesteś zajęta?
Przytaknęłam,
zamykając kasę.
– A jutro?
– Na pewno nie tobą, kochasiu – prychnęła
Magda. – Zamawiasz coś jeszcze, czy będziesz tak tu sterczał? Przeszkadzasz.
– Złotko – cmoknął – czy z tobą rozmawiam? To
jak Carli?
– Niestety. Jestem już umówiona.
– A kiedy możemy się spotkać? – Nachylił się w
moim kierunku, wydymając wargę.
Błagam,
żeby okazał się to kiepski zakład, do którego wplątano mnie bez pytania.
Błagam… Naprawdę żyli na ziemi tacy kretyni?! Bez przesady. Westchnęłam,
podnosząc na niego wzrok. W myślach cały czas odliczałam kolejne liczby.
Marzyłam o tym, żeby go spoliczkować i wyrzucić z lokalu raz na zawsze.
Napawałabym się widokiem jego oburzenia i wściekłości. Marzenia ściętej głowy.
Szczerze współczułam kolejnym dziewczynom, które obrał sobie za cel. Owszem,
był przystojny i trudno temu zaprzeczyć. Dzięki swojej nachalności oraz
natarczywości odstraszał wszystkie potencjalne partnerki. Zwłaszcza kiedy
urządzał nieuzasadnione sceny zazdrości, ponieważ uśmiechnęły się do
sprzedawcy.
Teraz
albo nigdy Carli. Skończ to raz na zawsze.
– Nie jestem zainteresowana spotkaniem. –
Położyłam rękę na biodrze. – Wybacz, ale… podobają mi się inni faceci.
Otworzył
usta, próbując odpowiedzieć. Rozmyśliwszy się, zamknął je z powrotem,
zaciskając dłonie. W oczach zapłonął mu gniew. Chyba zdenerwował się tą
odpowiedzią. Uniosłam brwi, patrząc, jak wypuszcza z siebie powietrze. Oblizał
usta, patrząc na mój biust. Wstrząsnął mną lodowaty dreszcz. Czy on właśnie?
Ohyda… Jeśli myślał, że mnie przeleci, to się grubo mylił. Spiorunowałam go
wzrokiem, tracąc cierpliwość. Prychnęłam, skupiając swoją uwagę na nastolatce,
która stanęła przy ladzie. Poprawiła swoje krótkie czarne włosy do ramion,
patrząc ukradkiem na Łukasza. Madzia westchnęła głośno, wywracając oczami.
Dzień w dzień to samo. Kiedy wreszcie one zrozumieją, że to wariat?
– W takim razie, jaki jest twój typ?
– Nie wpisujesz się w niego. – Spojrzałam na
niego spod byka, przyjmując kolejne zamówienie.
Mężczyzna
zgromił mnie wzrokiem, mrużąc oczy. Chyba właśnie mnie znienawidził. Wziąwszy
swoją szklankę, usiadł przy najbardziej oddalonym stoliku i wpatrywał się we
mnie, dysząc ciężko. Bałam się, przez co robiłam coraz mniej poradne ruchy.
Błagałam Boga w myślach, żeby wyszedł. Spojrzałam na Magdę z niemą prośbą o
pomoc i uciekłam do łazienki.
Odwiesiłam swój fartuch na
wieszak, ciesząc się kończącą zmianą w pracy. Męczący i emocjonujący dzień dał
o sobie boleśnie znać. Zupełnie jakby wszyscy
zmówili się w jeden dzień i postanowili się na nas wyżyć. Dodatkowo
Łukasz postanowił przesiedzieć w kawiarni kolejne trzy godziny i robić
problemy. Wykończona psychicznie pakowałam powoli rzeczy do plecaka.
Wiedziałam, że jeśli sprężyłabym się, wyszłabym wcześniej, ale myśl, że
mężczyzna czekał, aż wyjdę, skutecznie to uniemożliwiała. Jego zaborczość i
nieuzasadniona zazdrość naprawdę mogłaby kiedyś doprowadzić do tragedii. Nawet
jeśli w tamtej chwili wydawał się mało szkodliwy, od takich rzeczy wszystko się
zaczynało. Wykładowcy ze szczegółami potrafili nam opisywać napaści i ich
konsekwencje wywołane właśnie przez takich ludzi jak Łukasz. Zdjęcia
poparzonych dziewczyn i obrazy mężczyzn zabitych z powodu zazdrości śniły nam
się co noc. Co roku roczniki, które pierwszy raz odbywały takie zajęcia,
wychodziły z nich wstrząśnięci, pomimo wcześniejszych obietnic, że takie rzeczy
ich nie ruszają. Profesorowie często patrzyli na nas z pobłażliwością żartując,
ale dobrze znali prawdę. Szczególne jeden przypadek zapadł mi w pamięć, podczas
zajęć w prosektorium. Psychicznie chora sąsiadka chłopaka najpierw go odurzyła,
a następnie zgwałciła. Kiedy zagroził jej, że zgłosi to na policję, sięgnęła po
nóż i wbiła w plecy. Wykrwawiał się, a ona wzięła narzędzie zbrodni do siebie i
używała, chcąc zatuszować w ten sposób swoje ślady.
Na początku traktowałam Łukasza jak zwykłego
podrywacza. Schlebiało mi to, więc zrobiłam z tego miłą odskocznię od
rzeczywistości. Po dłuższym czasie wdałam się w rozmowę z klientką, która jak
się okazało, próbowała porozmawiać ze mną od długiego czasu, jednak brakowało
jej odwagi. Opowiedziała, jak Woźniak nachodził ją w nocy i groził, gdy zerwała
z nim znajomość. Bała się konsekwencji, zgłoszenia go po tym wszystkim, co
przez niego przeżyła. Wściekałam się, że chodził na wolności, ale bez
konkretnych dowodów niczym mu zagrażałyśmy.
Włożyłam dłoń do kieszeni, próbując wymacać
chusteczkę. Nie znajdując jej, założyłam plecak na ramiona, pchając drzwi.
Wychodząc, wpadałam na wchodzącą Anielę, której zmiana właśnie się zaczynała.
Wesoła Blondi – bo tak ją nazywaliśmy, przywitała się uśmiechem, po czym
zniknęła w kawiarni. Ucieszyłam się, że w tak upalny dzień znalazła się chociaż
odrobina wiatru. Stałam przez chwilę, analizując powody ułatwiające powrót do
domu. Mama pewnie jeszcze nie wróciła, a chwila ciszy w swoich czterech
ścianach okazała się kuszącą propozycją, zwłaszcza, że mogłam spędzić wieczór u
Kamili i wyjść przed jej powrotem. Uniknęłabym wtedy kolejnej awantury o
głupoty. Agata tłumaczyła, że w każdej rodzinie zdarzają się takie kłótnie, a
skupianie się na nich pogarszało je tylko, ponieważ rosły do wysokiej rangi.
Niechętnie przyznałam jej rację, dostrzegając, że również zawiniłam. Chociaż
wciąż tkwiło mi to w głowie, przy pierwszej lepszej sprzeczce zapominałam o
tym.
Podskoczyłam przestraszona, czując dłoń na
ramieniu. Odwróciwszy się, zauważyłam rozbawioną twarz Madzi. Wywróciłam
oczami, słysząc perlisty śmiech kobiety. Czasami zachowywała się jak
nastolatka. Denerwująca nastolatka.
– Znowu
złapałaś zawiechę? – Odkaszlnęła, tłumiąc śmiech.
–
Śmieszne.
–
Naprawdę to jedyna rzecz, którą masz na głowie? – Uniosła brew.
– Skąd
wiesz, o czym myślałam?
Westchnęła, patrząc z politowaniem.
– Bo znam
cię lepiej niż… – Ugryzła się w język.
Spuściłam wzrok, zagryzając wargę. To prawda.
Magda znała mnie lepiej niż mama. Interesowała się moim życiem i kłopotami.
Jako jedna z nielicznych pomagała je rozwiązywać, gdy potrzebowałam pomocy. Na
początku to była dla mnie nowość, ale odnalazłam w niej wszystkie cechy matki,
których brakowało biologicznej. Żałowałam, że poznałam ją tak późno. O wiele za
późno. To ona nauczyła mnie delikatności i akceptowania własnych słabości,
pomimo że zapominałam o tym.
–
Przepraszam, Car. – Przygryzła kącik ust, wiercąc we mnie dziurę.
– Taka
prawda. Ona miała, ma i będzie miała gdzieś to, kim jestem. Stałam się dla niej
obcą osobą, z którą jest zmuszona żyć.
–
Przyjedziesz do nas? Marek gotuje dzisiaj obiad, może się nie otrujesz. –
Puściła mi oko. – Kasandra przyjdzie z małą, a wiesz, jak ona cię uwielbia
Widziałam jej starania i nadzieję, z jaką
błyszczały niebieskie oczy. Przytaknęłam. Lubiłam spędzać z nimi czas, ponieważ
ofiarując miłość, nie oczekiwali niczego w zamian. Tworzyli przykładną i
kochającą się rodzinę.
Weszłam za kobietą do przestronnego korytarza.
Przymknęłam odruchowo oczy, rozkoszując się chłodem. Ściągnąwszy buty,
odwiesiłam plecak. Tutaj zawsze panowała rodzinna atmosfera, pomimo kłótni,
wynikających z troski o drugą osobę.
–
Wróciłaś już? – zawołał męski głos z kuchni. – Kasandra zadzwoniła powiedzieć,
że przyjdą wcześniej. Piotrek zostaje dzisiaj dłużej w pracy.
– Szkoda.
Mieszkamy blisko siebie, a tak rzadko się widujemy.
–
Kochanie – zaśmiał się. – Mają swoją rodzinę.
– Wiem,
wiem… Chciałabym tylko częściej się widywać – mruknęła uparcie.
– Jakaś
ty uparta… O! Cześć Carli! – Uśmiechnął się. – Wpadłaś na obiad? Dzisiaj krem z
dyni.
Odwzajemniając go, usiadłam za stołem,
podpierając głowę na rękach.
– Pysznie
pachnie.
– Jak w
pracy? Słyszałem, że Łukasz idzie na całość.
Krzątał się po kuchni, nucąc pod nosem nieznaną
melodię. Marek zdecydowanie odbiegał charakterem od Madzi.
– Magda
zdążyła się poskarżyć? – mruknęłam.
– Humor
dzisiaj nie dopisuje?
– Dziwisz
mi się? – uniosłam się. – Boję się wracać przez niego do domu.
Zmarszczył czoło, odrywając się od mieszania
drewnianą łyżką.
–
Dlaczego go jeszcze nie nagrałaś i nie zgłosiłaś? Przecież wygrałabyś. –
Pokręcił głową w geście dezaprobaty.
– Wiem,
jak to działa, ale boję się, że wtedy całkowicie mu odbije. – Schowałam twarz w
dłoniach. – Wtedy to ja będę winna.
–
Rozumiem. – Podał mi talerz. – Wiesz, że to się inaczej nie skończy?
– I to
doskonale. – Magda usiadła, całując go w policzek.
– Tylko…
Jeśli to dotyczy ciebie, wszystko staje się inne! – broniłam się.
Jedliśmy w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem,
jednak moje myśli wciąż uciekały w innym kierunku. Czekał mnie ostatni etap,
zanim dostanę pozwolenie na wizę. Ekscytowałam się tym, ponieważ oznaczało to
nowy początek gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Bariera językowa nie stanowiła
problemu, wręcz przeciwnie, swobodnie posługiwałam się angielskim, chociaż
czasami wypadały mi z głowy pojedyncze słówka. Bałam się spotkania z ojcem, ale
starałam się skierować myśli w zupełnie inną stronę. Przede wszystkim to
tajemnica, o której zdecydowałam się powiedzieć jako pierwszym, Stawskim. W
duchu liczyłam na łagodne przyjęcie.
Wolałam wyjechać bez pożegnania z bliskimi, ale
taka opcja nie wchodziła w grę. Zastanawiałam się, na jak długo zamierzałam
zostać w Stanach. Coś ciągnęło mnie do Los Angeles. Być może to wina wszystkich
amerykańskich filmów, jakie w życiu obejrzałam.
Chrząknęłam, przerywając ciszę.
– Jest
coś, o czym powinniście wiedzieć. – Zaczęłam, chowając dłonie pod stół, by
zatuszować zdenerwowanie. Bawiąc się nimi, śledziłam wzrokiem wzorki na talerzu.
Chociaż już nie raz widziałam kolorowe kwiatki, w tamtej chwili wydały się
niezwykle interesujące.
– No miny
za ciekawej nie masz. – Magda, odłożywszy łyżkę, pochyliła się nad stołem
próbując wyczytać ze mnie cokolwiek. Marszcząc charakterystycznie nos,
przygryzła kącik ust.
–
Ukrywałam to, ponieważ istniało prawdopodobieństwo…
– Do
sedna – wtrąciła krótko, poważniejąc.
Nabrałam powietrza, by uspokoić szybko bijące
serce. Wytarłam spocone dłonie w spodnie, wypuszczając je.
– Staram
się o wizę. Planuję przeprowadzić się do Ameryki.
Kobieta po chwili milczenia, wybuchła śmiechem
pozbawionym radości. Uspokoiła się, kręcąc głową. Odchyliwszy się na krzesełku,
westchnęła przeciągle, a Marek uniósł brew, zatrzymując pustą łyżkę tuż nad
zupą. Przenosił swoje spojrzenie ze mnie na Magdę. Przełknął głośno ślinę,
widząc minę żony i wyciągnął do niej dłoń, ale kobieta odepchnęła ją.
–
Uciekasz? – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Spojrzałam na Marka błagalnym wzrokiem, jednak
on pokręcił głową, wycofując się. Zdrajca.
– Zacznę
wszystko od nowa. Jeśli nie przedłużą mi wizy, wrócę.
–
Zamierzasz powiedzieć Oli?
– Nie.
Dowie się po fakcie. Bez pożegnań.
–
Zostawisz ją i stchórzysz jak John?! Jesteś w ogóle świadoma, że możesz go spotkać?
Tego się nie boisz! – Pierwszy raz patrzyła na mnie tak lodowato i surowo. –
Wdałaś się w tatusia – prychnęła pogardliwie.
Patrzyłam na nią wybałuszonymi oczami. Jak ona
śmiała porównać mnie do ojca! Zamknęłam oczy, nabierając kilka głębokich
wdechów. Zaciskając pięści, odliczyłam do dziesięciu. Najwyraźniej źle
zrobiłam, mówiąc im o tym. Przesadziła. Podniosłam się powoli, odłożyłam talerz
do zlewu i stanęłam tyłem, chcąc skomentować jej słowa. Przymknęłam powieki,
czując zbierające się łzy, więc zabrawszy swoje rzeczy, wyszłam.
~*~
Słowa Magdy bardzo mnie zraniły. Mogła mnie nie
rozumieć i nie akceptować mojej decyzji, ale nie miała prawa porównywać mnie do
tego człowieka! W duchu liczyłam na to, że to właśnie ona choć trochę będzie
rozumiała, dlaczego postanowiłam zacząć wszystko od nowa w nieznanym miejscu.
Zachowała się podle. Zassałam spazmatycznie powietrze, hamując łzy. Taka sama
jak matka. Obie były siebie warte. Pewnie o wszystkim ją informowała, dobrze
wiedziała, że wiele rzeczy przed Aleksandrą zataiłam. Zdradziła mnie!
Zacisnęłam pięści, czując narastającą frustrację. Zamknęłam oczy, zgrzytając
zębami. Po raz kolejny zostałam oszukana. Czułam się jak ściera, którą myto
tylko podłogi.
Trzęsąca się broda, zwiastowała kolejny napad
płaczu. Nienawidziłam robić tego publicznie. Odruchowo sięgnęłam po dzwoniący
telefon. Otarłam wierzchem dłoni kolejne łzy. Marek. Odrzuciłam połączenie,
niemal wbijając palec w ekran i skręciłam w prawo, udając się do Kamili. Jeżeli
dziewczyny zareagują tak samo, będę wiedziała, że stały po stronie matki.
Prychnęłam cicho, wyobrażając sobie spiskującą z nią Magdę. Napisałam szybką
wiadomość na grupie o zwołanym spotkaniu u Kamili i wyłączyłam telefon. W
tamtej chwili nie obchodziło mnie to, czy przyjdą, zrobiłabym wszystko, żeby
zostawić ten koszmar za sobą.
Zadzwoniłam dzwonkiem, wiedząc, że tego ode mnie
nie wymagano. Czułabym się źle, wchodząc do środka tak po prostu. Otarłam
dłonią niekontrolowane łzy. Czułam się jak skończona idiotka. Na dźwięk zamka
wyprostowałam się. Drzwi otworzyły się, a za nimi wyłoniła się Kamila.
Uśmiechnęłam się krzywo, na co zmarszczyła po swojemu brwi. Wyglądałam jak
siedem nieszczęść i niewiele odbiegało to od tego, jak się czułam.
– Carli?!
Dlaczego płaczesz?! – Pociągnęła mnie za rękę. – Ktoś cię skrzywdził? Ile razy
ci powtarzałam, że powinnaś go zgłosić na policję! – gorączkowała się,
zamykając drzwi.
–
Doprowadzę się do porządku – mruknęłam, kierując się w stronę łazienki,
ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.
Zamknąwszy za sobą po cichu drzwi, oparłam
dłonie o umywalkę, pochylając się nad nią. Przyjrzawszy się swojemu odbiciu,
stęknęłam przerażona. Zobaczyłam opuchnięte, czerwone oczy i spierzchnięte
wargi. Wyglądałam okropnie. Dziękowałam Bogu za to, że nie zdążyłam pomalować
dzisiaj rzęs. Idąc przez miasto, wywołałam widowisko. Obmyłam twarz zimną wodą,
licząc na to, że zaczerwienione policzki, wrócą do normy i przestanę
przypominać klauna z cyrku. Schowałam twarz w miękkim ręczniku, odganiając od
siebie słowa Stawskiej, wciąż rozbrzmiewające na nowo w głowie. Zimny i karcący
ton głosu w ogóle nie współgrał z jej łagodną twarzą. Chrząknęłam, pozbywając
się po raz kolejny chrypy. Dałam się skrzywdzić jak dziecko. Stawałam się coraz
bardziej przewrażliwiona.
Gdy wróciłam do salonu, na stoliku czekały już
cztery herbaty. Usiadłszy na kanapie, opowiedziałam jej, jak przebiegło
spotkanie w domu Stawskich. Kamila siedziała, milcząc ze skrzywioną miną,
czekając cierpliwie, aż skończę mówić i uspokoję się trochę. Podkuliłam nogi,
obejmując je rękoma, czekając na werdykt. Czasami żartobliwie nazywałyśmy ją z
Kamilą Matką Teresą, ponieważ zachowywała się często, jakbyśmy byli jej
dziećmi.
– Kamila
jest coś jeszcze…
–
Spokojnie, może powiedziałaś coś, zanim pomyślałaś – przerwała, wchodząc mi w
zdanie. – Często ci się to zdarza.
Pokręciłam głową, zagryzając wargę.
– Przep…
– Siema!
– zawołała Asia, wchodząc ze śmiechem. – Co to za ważne spotkanie i dlaczego
macie tak grobowe miny? Ktoś umarł? – Zdjąwszy buty, usiadła na drugim końcu
kanapy. – Blondyna zaraz przyjdzie, kończy rozmawiać przez telefon. – Sięgnęła
po kubek z herbatą.
Dziewczyny zajęły się rozmową i, pomimo że
próbowałam się skupić, odpuściłam w końcu. Przejmowałam się tym, jak zareagują
na wiadomość o przeprowadzce. Najbardziej martwiłam się o Asię, ponieważ
wiedziałam, że odbierała takie rzeczy jako zdradę. Utrzymanie i pogłębianie
więzi z nią to nie lada wyzwanie, które doskonale udawało się Agacie.
Dziewczyny rozumiały się bez słów. Z przykrością zauważyłam, że Asia Król coraz
mniej mnie trawiła lub przebywała w moim towarzystwie niechętnie. Na samą myśl
o jej gwałtownej reakcji bałam się. Zawiesiłam na niej wzrok, przypatrując się,
jak stukała paznokciami po ekranie smartfona. Wyraźnie znudzona, ziewała. Po
chwili jednak usiadła ożywiona wraz z wejściem Agaty.
–
Przeprowadzam się – powiedziałam na jednym wdechu.
Zamknęłam oczy, spodziewając się ataku, ale nic
takiego nie nastąpiło. Otworzyłam delikatnie oczy, napotykając ich baczne
spojrzenia. Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami. Linie papilarne na opuszkach
wydały się nagle bardzo interesujące. Ta cisza była znacznie gorsza od ich
krzyków. Obawiałam się tego, co oznaczała. Potarłam nerwowo spoconymi dłońmi o
spodnie.
– W
sensie chcesz zamieszkać sama, tak? – zaczęła Asia, wiercąc we mnie
spojrzeniem. – I Ola tak po prostu się na to zgodziła? – zaśmiała się, unosząc
brwi. – Słaby dowcip, Carli.
Zagryzłam wargi, mierząc się z jej wzrokiem.
– Asia…
– Bo
rozmawiałaś z nią, tak? – Agata wpadła mi w słowo.
– Daj
spokój, ona jej nie puści. – Szatynka machnęła dłonią.
Otworzyłam szerzej oczy, nabierając powietrza.
Asia uważała, że kłamałam. Spodziewałam się tego, ale miałam nadzieję, że
będzie inaczej. Zawstydzona, unikałam ich wzroku, próbując pozbierać myśli. W
tamtym momencie marzyłam, by zapaść się pod ziemię i przestać istnieć.
Zadrżałam.
– Nie
rozmawiała z nią. – Zmierzyła mnie wzrokiem.
– Nie,
nie rozmawiałam, ponieważ przeprowadzam się do Los Angeles – wyszeptałam,
czując się jak zdrajczyni.
– Ola cię
zabije – prychnęła, przerzucając brązowe włosy za ramię.
Nie lubiłam, kiedy zwracała się do niej po
imieniu, ale mama pozwała jej na to, pomimo mojego sprzeciwu. Zresztą Asia to
bardzo kontaktowa osoba.
– Wyjadę
bez pożegnania – chrząknęłam, pozbywając się zdradzieckiej chrypy.
– Ale nam
powiesz, prawda? – Agata uśmiechnęła się łagodnie. – Kochamy cię. – Dosiadła
się, łapiąc moją dłoń. – Chyba zaprosisz nas na pierwszą domówkę. – Puściła mi
oczko.
Parsknęłam śmiechem, przytakując.
– Może
tobie łatwiej będzie zdobyć wizę, bo masz tam wujka – powiedziała z wyrzutem do
Agaty Asia. – Pomyślałaś, że możemy jej nigdy nie zobaczyć, bo nas zostawia? –
uniosła głos. – Ucieka jak tchórz.
– Asia,
nie chcę tracić z wami kontaktu! – zaprzeczyłam gorączkowo.
– Daj
spokój. Przyjaźń na odległość nie istnieje. Oszukujesz się.
Stukała nerwowo nogą o podłogę, co oznaczało
zbliżającą się katastrofę.
–
Obiecuję, że za rok lub dwa wrócę – patrzyłam na nią z nadzieją. – Proszę,
zrozum mnie.
Pokręciła głową.
– Nie,
kiedy zostawiasz mnie dla niego! John jest więcej wart niż nasza przyjaźń?!
Zostawiasz nas dla tego zdrajcy! – krzyczała, zakładając w pośpiechu kurtkę.
Podbiegłam do niej, chcąc ją zatrzymać, ale
wyrwała mi się.
– To nie
tak! – krzyknęłam, zanim zdążyła wyjść i trzasnąć drzwiami.
Ona naprawdę myślała, że uciekam do ojca… To
naprawdę tak wyglądało? Nienawidziłam go! Jak mogłabym zostawić je dla niego.
Przełknęłam rosnącą gulę w gardle. Rozpłakałam się na nowo. On niszczył mi
życie, nawet mnie nie znając! Czym sobie na to zasłużyłam! Chciałam być w końcu
tylko szczęśliwa! To niesprawiedliwe! Zjechałam po ścianie, chowając twarz w
dłoniach.
– Carli –
spokojny głos Agaty, zmusił mnie, bym na nią spojrzała. – Asia zrozumie,
zobaczysz. – Przykucnęła przy mnie. – Daj jej czas. – Poprawiwszy moje włosy,
wstała i podała rękę. – Usiądźmy na kanapie, dobrze?
Podciągnąwszy nosem, skorzystałam z pomocy
przyjaciółki. Usiadłam na kanapie, wpatrując się tempo w punkt naprzeciwko.
Wszystko się waliło. Znowu. To moja wina. Rozwaliłam wszystko.
– Jeśli
wplątałaś się w jakieś kłopoty, zawsze możesz z nami o nich porozmawiać.
Pamiętasz, prawda? – Jej słowa zmusiły mnie do spojrzenia na nią.
– Co?! –
pisnęłam. – Nie! Zaczynam od nowa,
gdzieś gdzie nikt mnie nie zna. Czy to tak trudno zrozumieć? – westchnęłam
zrezygnowana.
Korzystając z chwili ciszy, przyjrzałam się
milczącej Kamili. Przez cały ten czas siedziała nieruchomo, wpatrując się w
jeden punkt. Liczyłam na to, że ona zrozumie moje prawdziwe intencje. Po
dzisiejszych atrakcjach najchętniej zrezygnowałabym z wyjazdu, ale myśl o tym
ile starań włożyłam w to, żeby zdobyć wizę, skutecznie niwelowała taki stan.
Dodatkowo złożyłam obietnicę i zamierzałam jej dotrzymać. Bolały mnie słowa
Asi, ale kochałam ją i nie wyobrażałam sobie rezygnacji z przyjaźni. Wymagała
odbudowania i naprawy, tyle razem przeszłyśmy, wspierając się i śmiejąc.
Sapnęłam, niecierpliwiąc się ciszą.
– Dla
mnie to też trudne! – Wyrwałam dłonie z uścisku Agaty, wstając. – Zostawić was.
Los Angeles jest dla mnie obcym miejscem i… najzwyczajniej w świecie boję się
tego, co tam spotkam. Kocham was – jęknęłam, przystanęłam na chwilę – ale
przestałam się tutaj rozwijać. Duszę się.
– Jest
coś, co sprawi, że jeszcze raz przemyślisz swoją decyzję? – Agata spojrzała na
mnie z cichą nadzieją.
Pokręciłam głową.
–
Wyjeżdżam.
– Carli,
zawsze będę stała za tobą murem. – Wstała, żeby ponownie mnie przytulić. –
Nigdy o tym nie zapominaj, proszę – wyszeptała.
– Szkoda,
że Asia uważa inaczej – burknęłam urażona.
– Dobrze
wiesz, jaka ona jest. – Spojrzała na mnie z politowaniem.
– Jasne.
Zawsze tak powtarzała, jeśli chodziło o Asię.
Wkurzało mnie to, ale powiedzenie tego na głos to ryzyko. Straciłabym również
Agatę, ponieważ łączyła je głęboka zażyłość. Asia pomogła pozbyć się jej
toksycznego chłopaka, gdy zaczął jej później grozić. Sporo sobie zawdzięczały.
Niczym sobie nie zasłużyłam na taką relację. Zazdrościłam, ponieważ podobnie,
jak ja z Kamilą, rozumiały się dosłownie bez słów. Często myślały podobnie i
reagowały tak samo. Chciałam, by nasza przyjaźń była tak samo realna i
prawdziwa – zasłużyć na jej miłość.
– Goni
mnie czas, ale obiecuję, że wymyślę coś fajnego przed twoim wyjazdem. Do
zobaczenia. – Pocałowawszy mnie w policzek, wzięła rzeczy i wyszła.
– Do
zobaczenia.
Wzięłam głęboki oddech, orientując się, że
Kamila w końcu spojrzała na mnie wzrokiem pełnym zrozumienia i wzruszenia.
Podniosła się i zamknęła mnie w swoich objęciach, płacząc. Sparaliżowana, nie
zareagowałam od razu. Zaskoczył mnie tak nagły przypływ emocji, ponieważ raczej
trzymała się krótko z emocjami. Odwzajemniłam go równie mocno, zamykając oczy.
Zawsze wiedziała, czego potrzebowałam.
– Będę
trzymała kciuki. – Zaśmiała się przez łzy, odsuwając się.
– Mogę u
ciebie przenocować? Chyba nie będę w stanie wrócić teraz do domu i pokazać się
tak mamie. – Pociągnęłam nosem, sięgając po chusteczkę.
–
Oczywiście. – Uśmiechnęła się. – Nie przejmuj się Asią, zrozumie i dojdzie do
siebie.
– Obawiam
się, że już dawno przestałyśmy się rozumieć i razem rozmawiać.
Zmarszczyła brwi, kręcą głową.
– Kryzysy
w końcu się pojawiają i są całkowicie normalne. Potraktuj to jako wyzwanie. Uda
się wam, zobaczysz. Idę po kołdrę i poduszkę. – Wziąwszy komórkę, zniknęła za
korytarzem.
Gest przyjaciółki przypomniał mi o wyłączonym
urządzeniu. Włączyłam go, spacerując po salonie ozdobionym rodzinnymi
zdjęciami. Państwo Nowiccy bardzo dbali o to, by najbliższa rodzina żyła w
zgodzie i miłości. Odblokowałam telefon, sprawdzając wiadomości. Dwadzieścia
nieodebranych połączeń! Od Stawskich! Westchnęłam, ignorując je. Wysławszy
SMS–a do mamy, wyłączyłam go ponownie, mając gdzieś cały świat. Otwarłam okno,
czekają na nowy początek.
~*~
Weszłam do domu, zachowując się najciszej, jak
potrafiłam. Zdjęłam kurtkę, zaglądając do salonu. Brak leżących na stole
dokumentów sprawił, że kamień spadł mi z serca. Mama wychodziła o tak wczesnej
porze do pracy, więc chcąc uniknąć z nią konfrontacji, musiałam dostać się
niezauważona do pokoju. Chociaż byłam dorosła, wniosła do domu jakieś
rygorystyczne zasady. Zawsze powtarzała, że jeśli mieszkam pod jej dachem, moim
obowiązkiem jest słuchanie jej. Wkurzałam się, ale bałam się to zmieniać, aż do
tamtej chwili.
– Carli
przyjdź na chwilę do kuchni!
Stanęłam nieruchomo niczym posąg w muzeum.
Zacisnęłam powieki, wstrzymując oddech. Błagam. Ostatnim razem doszło do tego,
że… Powiedziała, że… Zassałam spazmatycznie powietrze, zagryzając wargę.
Zadarłam głowę, próbując grać pewną siebie. Podeszłam do stołu i przyjrzałam
się nienagannej sylwetce mamy. Stała przy drewnianym blacie tyłem, krojąc
czerwoną paprykę. Miała na sobie czarne spodnie w kant oraz marynarkę, która
idealnie podkreślała jej szczupłą talię. Założyła włosy za ucho, biorąc kolejną
porcję warzyw.
–
Słucham.
– Wiem o
wizie. – Odstawiła z łoskotem nóż. – Myślałaś, że to przede mną ukryjesz? –
Odwróciła się w moją stronę. – Jesteś żałosna Carli. Każdy potrafi uciekać.
Próbujesz to zrobić tak? Chyba…
–
Słucham? Kto ci powiedział?! – przerwałam jej.
Przeczesałam ręką włosy, biorąc głęboki wdech.
Wiedziało tylko pięć osób! Dopiero co wróciłam! Poczułam się ponownie
zdradzona, jakby ktoś uderzył mnie w policzek. Zacisnęłam pięści, zgrzytając
zębami. Naprawdę otaczałam się samymi zdrajcami. Dlaczego wszystko się tak
bardzo komplikowało, akurat wtedy, gdy postanowiłam zacząć żyć na nowo! Dowiem
się, kto postanowił mi przeszkodzić. Jeśli myślał, że ujdzie mu to na sucho,
mylił się. Dosyć tego!
– Czy to twój interes?! –
warknęłam. – Zawsze powtarzałaś…
– Co
powtarzałam? Jeśli myślisz, że uciekniesz, to się grubo mylisz!
– Że co
proszę?! Ty sobie chyba żartujesz! Wyjadę, kiedy mi się to podoba! Nie jestem
twoją niewolnicą! – Cofnęłam się. – Nie myśl sobie, że mnie zatrzymasz! –
Wskazałam na nią palcem. – Jestem dorosła i według prawa nic ci do tego, co
robię!
Matka popatrzyła na mnie prześmiewczo, śmiejąc
się. Zmarszczyłam brwi, próbując rozgryźć jej zachowanie. Byłam gotowa na to,
że na mnie nakrzyczy, zmiesza z błotem, ale ona zachowywała się nadzwyczaj
spokojnie. Podeszła bliżej wolnym krokiem, patrząc mi w oczy zimnym wzrokiem.
Przeszył mnie dreszcz. Unikałam patrzenia w jej oczy, ponieważ odnajdowałam w
nich tylko chłód i pogardę. Cofnęłam się odruchowo, spuszczając wzrok. Idiotka.
Okazywałam jej słabość, uległam. Zrobiłam coś, do czego nie chciałam dopuścić
za wszelką cenę. Uniosłam podbródek, mierząc się z nią po raz kolejny. Nabrałam
powietrza, patrząc na nią spod byka.
– Jesteś
beznadziejna – powiedziała z powagą. – Nie myśl, że się ode mnie uwolnisz. I
tak byś się tam przeprowadziła.
Zacisnęłam szczękę, próbując opanować gniew.
– Kupiłam
tam dom, ponieważ zmieniam pracę. Lecisz ze mną.
– Jestem
dorosła. Nie. Możesz. Mi. Rozkazywać!
Roześmiała się, wracając do swojego zajęcia.
Przełożyła paprykę wraz z ogórkiem do pojemnika. Zamknęłam oczy, czując jak
buzuje we mnie wściekłość. Zacisnęłam pięści, myśląc o dziadku. To wyciszało
każdą moją złość i zdenerwowanie. Jak mantrę powtarzałam w głowie, że nie
chciałby tego i miałam się starać, ponieważ była moją matką, która poświęciła
swoje życie dla mnie. Skierowałam się w stronę pokoju, ale zatrzymał mnie jej
głos.
– Dopóki
mieszkasz pod moim dachem, robisz, co ci każę. Rozumiesz? Mam gdzieś twoje
zdanie. – Machała nożem w powietrzu. – Jedziesz ze mną i koniec. – Odłożyła go
z hałasem do zlewu. – Dostałam propozycję i byłabym głupia, gdybym zrezygnowała
z niej ze względu na nieudolną córkę. Dociera to do ciebie?! I tak byś sobie
sama nie poradziła.
– Wal się
– warknęłam, opuszczając kuchnie.
Mamrocząc pod nosem, trzasnęłam drzwiami,
okazując swoje niezadowolenie. Ona nawet wśród moich przyjaciół miała swoich
szpiegów. Uderzyłam nerwowo w ścianę, próbując opanować negatywne emocje.
Czułam się, jak na emocjonalnym sztormie, który tylko czekał na to, żeby mnie
pożreć. Oddychałam ciężko, próbując chwycić się, jakiejkolwiek dobrej myśli,
ale jedyne, co przychodziło mi do głowy, to wyzwiska pod adresem zdrajcy.
– Dowiem
się kto to – warknęłam do siebie, chwytając telefon.
Wpatrując się w klawiaturę, rozważałam
odpowiedni dobór słownictwa. Zagryzłam wargę, niemal do krwi, układając z liter
kolejne wyrazy wiadomości na grupie.
Carli: Ktoś powiedział matce o mojej przeprowadzce.
Kamila: Co? Jak to w ogóle możliwe?
Carli: Wiesz, co jest najlepsze? Twierdzi, że i tak MIAŁYŚMY się tam
przeprowadzić, bo dostała pracę w LA. Ta sama osoba, która wyzywa mnie od
nieudaczników…
Kamila: Tak mi przykro, Carli…
Cisnęłam telefonem na łóżko, tłumiąc w sobie
krzyk nienawiści, skierowany po raz kolejny w stronę matki. Nienawidzę jej!
Chciałabym, żeby zniknęła raz na zawsze z mojego życia! Nienawidzę!
Asia: Ja jej powiedziałam.
Carli: Słucham?! Coś ty zrobiła?!
Agata: Carli, nie gniewaj się na nią! Proszę, nie kłóćcie się. ;((
Kamila: Jak ma się nie gniewać?! Agata pomyśl trzeźwo. Carli ukrywała to, bo
chciała się od niej uwolnić!
Asia: Nie dziwi mnie Twoja reakcja. Zawsze stoisz po jej stronie!
Kamila: Słucham?! Agata, słyszysz to?! Zachowujesz się jak dziecko, Asia. Nie
wszystko musi iść po Twojej myśli. Nie miałaś prawa tego robić i decydować za
nią.
Asia: Nie mieszaj w to Agaty. Ona ma jeszcze resztki rozumu.
Kamila: Sugerujesz coś?
Asia: Chyba wyraziłam się jasno.
Asia Król
opuściła grupę.
Zjechałam po ścianie, wybałuszając oczy. Ona…
zdradziła mnie. Obraziła nas. Dwulicowa jędza… Schowałam twarz w dłoniach,
płacząc. Wszystko… wszystko się waliło. Z mojego starego życia prawie nic nie
pozostało. Trwałam w bezruchu, aż nadeszła kolejna wiadomość. Zdradziła.
Agata: Dziewczyny… Nie zachowujcie się tak. Przeproście się i będzie po
sprawie. Asia o wszystkim zapomni.
Kamila: Dlaczego mamy ją przepraszać?! Agata to ona zachowała się jak
rozpuszczony bachor! Z jakie racji mówiła o tym pani Kamińskiej?! To ona
powinna przeprosić Carli. W dodatku bezkarnie nas obraża!
Agata: Ale ona ma rację! Carli próbowała uciec! Jak John! Nie obrażaj jej…
Ona też tak myślała?! Wszystko jasne, Asia
burzyła ją przeciwko nam.
Carli: Agata, Asia zawsze była dwulicowa. Nawet nie wiesz, o czym wiem. Cześć.
Usunęłam się z grupy, pogrążając się w
rozczarowaniu i łzach. Bolał mnie fakt, że straciłam wiele energii i czasu na
przyjaźń z kimś, kto okazał się jej niewarty. Pokręciłam głową, podciągając
nosem. To definitywny koniec tej toksycznej przyjaźni. Przynajmniej wiedziałam,
kto faktycznie uważał mnie za przyjaciela.
~*~
Zdjęłam przemoczoną kurtkę, narzekając pod nosem na
deszczową pogodę. Rozpadało się akurat, kiedy szłam do pracy. Szkoda, że nie
urodziłam się w czepku i wszystkie pechowe sytuacje przytrafiały się akurat
mnie. Konfrontacja z mamą oraz Asią zbiła mnie zupełnie z tropu i wprawiła w
depresyjny nastrój. Postanowiłam zerwać wszelkie kontakty z dziewczyną,
starając się zapomnieć o długoletniej pseudo przyjaźni. Wiedziałam, w co się
wpakowałam. Żałowałam, że wcześniej stchórzyłam i ciągnęłam tę relację. Zresztą
dziewczyna jasno powiedziała, co sądziła na mój temat. Bałam się, ile zdążyła
powiedzieć ludziom o rzeczach, które zostały powiedziane jej w sekrecie.
Pokręciłam głową z dezaprobatą dla jej zachowania. Jeśli Agata również
postanowi ode mnie odejść, będę wiedziała, że to była nic nie warta przyjaźń.
Ogromnym plusem tej przeprowadzki okazał się fakt ilu bliskich mi ludzi tak
naprawdę okazało się fałszywymi. Zawsze starałam się ostrożnie wybierać
przyjaciół, więc popełniłam gdzieś błąd, za który właśnie zapłaciłam. Chociaż
dzięki temu niektóre sprawy same wydawały się układać.
Weszłam do pomieszczenia socjalnego, napotykając wzrok
Magdy. Patrzyła na mnie ze skruchą, lekko przygarbiona. Czuła się winna.
Potrzasnęłam głową, zmuszając swoje ciało do działania. Odwiesiłam kurtkę,
unikając jej wzroku. Obiecałam sobie, że nie będę więcej płakała i uwierzę w
swoją siłę, ale pragnęłam schować się w ciemnej norze bez wyjścia.
Wyprostowałam się, podnosząc wyżej głowę. Założywszy fartuch, uciekłam w stronę
korytarza, ale zatrzymał mnie jej głos. Zamknęłam oczy, zaciskając mocno
powieki. Ta konfrontacja wzbudzała we mnie lęk. Zagryzłam wargę, zaciskając
nerwowo szczękę.
– Carli…
Przepraszam – jęknęła. – Bardzo cię przepraszam. Wcale nie jesteś taka jak on.
Zachowałam się jak świnia.
Usłyszałam szelest podnoszącej się osoby. Starałam się
oddychać głęboko, by uspokoić wszystkie emocje. Chciałam po prostu rzucić się w
jej ramiona i poczuć się akceptowana przez kobietę, która zastąpiła mi mamę.
Czasami z rozpędu ją tak nazywałam, bo biologiczna na to nie zasłużyła. Na
początku było mi głupio, ale ona zawsze obracała to w żart. Uśmiechnęłam się na
te wspomnienia, wycierając łzy, swobodnie spływające po policzkach.
Potrzebowałam jej. Kochałam ją. Odwróciwszy się, wpadłam w ciepłe ramiona
kobiety. Płakałyśmy, trwając w uścisku przez dłuższą chwilę. Odsunęłam się,
patrząc w pełne miłości oczy. Uśmiechem koiła mój ból, dając wsparcie.
Pociągnęłam nosem, czym ją rozśmieszyłam.
– Wracajmy do
pracy. – Objęła moją twarz, wpatrując się w nią. – Kocham cię, pamiętaj o tym.
– Potarła kciukami o moje policzki.
Przytuliłam ją ponownie. Będę w Los Angeles tylko z
matką, ale dam radę. Wierzyłam w to. Ponownie zbuduję się od podstaw. Naprawię
wszystkie źle zabliźnione rany. Koniec z uciekaniem i chowaniem głowy w piach.
Nazywałam się Carli Johnson i miałam swoją godność i tożsamość.
Usiadłam na stołku za ladą, patrząc na przechodzących za szybą ludzi. Gdy
tylko przyszedł szef, złożyłam wymówienie. Był zaskoczony i zły jednocześnie.
Czasami naprawdę trudno o kogoś do pracy, ale trwały wakacje. Młodzi w tym
okresie bardzo chętnie zatrudniali się w takich lokalach. Studenci często
przynosili w okresie wakacyjnym swoje CV.
Znudzona spojrzałam na Magdę, rozwiązującą krzyżówkę. Nasza relacja wróciła
do normy. Ta sytuacja pokazała mi, jak bardzo kochałam tę kobietę. Pokusiłam
się nawet o stwierdzenie, że umocniła naszą więź. Stawska przyznała się, że
bała się o mnie. Poczuła się, jakby Kasandra wybierała się na drugi koniec
świata. Zrozumiałam wtedy, jak byłam dla niej ważna. Przez chwilę żałowałam, że
wyjeżdżam i zostawiam osoby, które kochałam ponad życie. Jednak o odwrocie nie
było mowy.
Westchnęłam, przypatrując się jej ruchom. Powiedziała, że czeka na mnie
niespodzianka i zostawiła mnie z tą wiadomością. Wydęłam wargę, obracając się
na krzesełku. Należałam do mało cierpliwych osób.
– Nie wzdychaj tak. Nic nie powiem.
– Wzruszyła ramionami. – Niespodzianka to niespodzianka.
– Ale…
Przerwał mi dzwoneczek przy drzwiach informujący o nowym gościu. Skierowałam
wzrok na wysokiego mężczyznę. Łukasz. Uch… Wywróciłam oczami zirytowana.
Schowałam twarz w dłoniach, jakby miało mi to pomóc się schować. Czego on znowu
chciał? Najchętniej wyrzuciłabym go z lokalu. Ugh… Palant. Zdecydowanie
idealnie nadawał się na nauczyciela cierpliwości. Tę sprawę również należało
zakończyć przed wyjazdem. Uporządkowanie dotychczasowego życia okazało się
trudniejsze, niż myślałam, ale obiecałam to sobie.
– Dzień dobry. – Wysiliłam się na
miły uśmiech, wstając ze stołka. – Co podać?
– Dlaczego przemilczałaś wyjazd?! –
zapytał przez zaciśnięte zęby. – Myślałem, że coś pomiędzy nami zaiskrzyło! Jak
ty mnie traktujesz?! – Wytknął mnie palcem. – Jesteś najbardziej rozpuszczoną
osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Zawiodłem się na tobie. Jesteś taka sama jak
inne! Zdzira – wycedził.
Co proszę? On sobie chyba kpi! Dupek! Jak śmiał mnie tak nazwać! Zacisnęłam
pięść, wbijając paznokcie w dłoń. Koleś sobie coś ubzdurał! Przegiął na całej
linii. Pajac uważał, że zachowywał się odpowiednio, kiedy nachodził mnie w
domu?! Skończę z tym idiotą raz na zawsze! Kretyn!
– Słuchaj!. Nic pomiędzy nami nigdy
nie było, nie jest i nie będzie. Rozumiesz?! Więc z łaski swojej odczep się ode
mnie!
– Uważaj na słowa słonko, bo możesz
ich pożałować. – Uśmiechnął się krzywo. – Nigdy niczego się nie uczycie,
dziwki.
– W-a-l s-i-ę!
– Pożałujesz! – warknął, unosząc
dłoń w powietrze.
Zamknęłam oczy, zasłaniając się rękoma. Otworzyłam je, dopiero gdy
wystraszyły mnie trzaskające drzwi.
Oparłam się o blat, zwisając nad nim. Oddychałam ciężko, dochodząc do
siebie po konfrontacji ze stalkerem. Zagryzłam nerwowo wargę, normując oddech.
Wariat zdolny do wszystkiego! Próbował mnie uderzyć! Oddychałam coraz głośniej,
czując coraz większy strach. To psychol! Przełknęłam głośno ślinę, wybałuszając
oczy. Uderzyłby mnie! Tyle zostało z mojej odwagi. Dlaczego ten jeden raz
postanowiłam się mu przeciwstawić?! Przed oczami stanęła mi dziewczyna
poparzona kwasem… Myśl o powolnej i bolesnej karze wywołała płacz.
– Nie było mnie przez pięć minut, a
ty już zdążyłaś wpakować się w kłopoty. – Zmierzyła wzrokiem drzwi. – Uważaj na
siebie, Carli. Dobrze wiesz, do czego zdolny jest ten facet. – Pomogła mi
usiąść. – Pilnuj się do wyjazdu. Masz zakaz wychodzenia po zmroku i chodzenia skrótami.
– Chodziła nerwowo, spoglądając na drzwi. – Jeśli jeszcze raz pojawi się w
pobliżu ciebie, uduszę go własnoręcznie.
Bałam się. Schowałam twarz w dłoniach. A
jeśli wyśle mi groźby lub – co gorsza – obleje kwasem?! Wyobrażając to
sobie, wzmocniłam strach. Zatrząsałam się, przerażona swoim wyimaginowanym
wyglądem. Czując otulające mnie ramiona Magdy, objęłam ją mocno. Weź się w
garść! Przetarłam oczy, odsuwając się.
– Będzie dobrze. Tylko uważaj na
siebie.
– Co za palant – wybąknęłam.
– To mało powiedziane – prychnęła,
pocierając pocieszająco moje plecy. – Różyczko, mam coś dla ciebie. Zaczekaj,
zaraz przyjdę.
Spojrzałam spanikowana na oddalającą się postać. Wzięłam głęboki oddech.
Panikowałam. Dopiero wtedy zauważyłam ciekawskie spojrzenia siedzących
klientów. Wysiliłam się na krzywy uśmiech, pragnąc zapaść się pod ziemię.
Jeszcze tego brakowało, żeby widziały to osoby trzecie! Odwróciwszy się od
nich, zamknęłam oczy. Uspokoiłam oddech, wysilając wszystkie swoje szare
komórki. Klienci są świadkami, więc jeśli postanowi się na mnie rzeczywiście
zemścić, wygram. Oby tylko okazało się to niepotrzebne. Błagam.
Nim się obejrzałam, Stawska zjawiła się tuż obok mnie, chowając ręce za
plecami. Uśmiechnęła się ciepło i przykucnęła.
– To dla ciebie. – Wyjęła zza siebie
pudełeczko, podając je.
Otworzyłam delikatnie wieko. W środku znajdował się wisiorek z jaskółką ze
srebra lub białego złota. Wpatrując się w niego, jak zaczarowana, dotknęłam go.
Uniosłam brwi, patrząc na kobietę.
– Nosiłam go do momentu, aż poznałam
Marka. – Wyjęła go, przyglądając się mu z uśmiechem. – Teraz twoja kolej Carli.
– Zapięła mi go. – Pamiętaj o mnie.
Niewiele myśląc, przytuliłam się do niej, dziękując. Już zawsze będzie mi o
niej przypominał. Zaśmiałam się, kiedy dostrzegłam w jej oczach łzy. Szepnęła
ciche Kocham cię i odeszła do stolika.
****
Cześć i czołem!
Doskonale zdaje sobie sprawę z wkurzającego charakteru głównej bohaterki, ale jest to część planu i fabuły. Chciałabym pokazać przemianę, jaka w niej zajdzie.
Dlatego Drogi Czytelniku, jeśli ona Cię denerwuję, to znaczy, że udało mi się osiągnąć zamierzony cel!
Pozdrawiam.
Niestety gadanie typu 'nie jesteś wystarczająco dobra' jest najgorszym co może się człowiekowi przydarzyć... nikt nie powinien oceniać jacy jesteśmy, to życie nam pokaże w która stronę pójdziemy i czy wgl ktoś nas zechce.
OdpowiedzUsuńAle widzę, że bohaterka nie panuje nad emocjami :D ale takie dziewczyny lubię, lubię! Zawsze najciekawiej się czyta opowieści związane z 'narwanymi' laskami ;) Chociaż fakt, nie powiem, sama bym się wkurzyła jakby ktoś gadał do mnie w ten sposób!
Powiem Ci szczerze, że bardzo dobrze mu powiedziała! Chociaż mu kopara opadła i już nic nie gadał!
Ogólnie co do rozdziału, musze ci powiedzieć, że świetnie piszesz i mega super się to czyta :3
Ps. https://adussangelika.blogspot.com/ gdybyś miała ochotę wpaść, zapraszam. Zaczęłam pisac nowe opowiadanie :) i informuj jak coś dodasz! też z chęcią poczytam :) + dodalam twojego bloga do polecanych :3 bo warto <3
https://adussangelika.blogspot.com/2019/07/rozdzia-i.html zapraszam :)
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńCzy wiesz, że Katalogowo to jeden z najstarszych funkcjonujących katalogów blogowych? Przyjmuję blogi z każdej platformy, oferując szereg możliwości, w tym przede wszystkim reklamę samego opowiadania oraz najnowszych rozdziałów.
Wśród dostępnych opcji znajdziesz:
→ zgłoszenia najnowszych rozdziałów
→ zgłoszenia do ankiety na „Rozdział miesiąca”
→ cotygodniowe wyzwania pisarskie (najbliższe już w niedzielę o 12:00)
→ świętowanie urodzin autorów
→ gry poszukiwawcze
→ losowania i konkursy
→ Katalogowo na Instagramie, Facebooku i Wattpadzie
→ grupę facebookową dla autorów Katalogowo.
Szczegóły oferty oraz informacje, jak z niej korzystać, zamieszczone są w zakładce „Oferta spisu”.
Ewentualne pytania możesz śmiało zostawiać w zakładce „Poprawki, pytania, sugestie”. Z wielką radością rozwieję wszelkie wątpliwości i pomogę w korzystaniu z dostępnych opcji. :)
Wpadnij i przywitaj się, a może znajdziesz coś dla siebie.
Serdecznie zapraszam
Ayame
Katalogowo
PS. Najmocniej przepraszam, jeśli nie tolerujesz spamu. Nie chciałabym Cię w żaden sposób urazić.