sobota, 11 kwietnia 2020

Rozdział 1 – Stracona


Przetarłam blat, patrząc na staruszków siedzących w rogu przy małym stoliku. Odkąd pamiętałam, siadali w tym samym miejscu i o tej samej porze. Pytałam Madzię, jak długo tu przychodzili, ale nawet ona intensywnie nad tym myślała. Brałam pod uwagę fakt, że to znajomi szefa, ale omijał ich, więc odpuściłam tym spekulacjom. Uśmiechnęłam się, patrząc na ich splecione dłonie. Wyglądali jak zakochana para nastolatków, którzy przeżywali swoją pierwszą randkę. To naprawdę urocze. Wiedzieli, że mieli w sobie oparcie. Żałowałam, że w dzieciństwie nigdy nie poznałam takiego wzoru, a stworzenie go samemu było niemożliwe.

Matka nieustannie napierała na mnie, bym znalazła sobie kogoś, powtarzając jednocześnie, że jestem niewystarczająco dobra, by ktoś mnie zechciał. Najzwyczajniej w świecie bałam się zranienia i kolejnego odrzucenia od kogoś, kto powinien być dla mnie oparciem. Za wszelką cenę unikałam poczucia wstydu, uciekając od wszystkich głębszych relacji. Zresztą związek ze mną nie przetrwałby długo, skoro nawet ojciec odszedł przeze mnie. Okazałam się niewarta jego miłości.

Jako nastolatka marzyłam o chłopaku, zwłaszcza gdy dziewczyny umawiały się na potrójne randki. Prosiły mnie, żebym chodziła z nimi, ale przeszkadzałabym. Chociaż głośno nigdy tego nie powiedziały, wiedziałam, jakby to się skończyło. Oczywiście zawsze powtarzały, że znajdę chłopaka, który mnie pokocha i na początku wierzyłam w to. W ten sposób minął rok, dwa lata, a ja nadal miałam nadzieję. Wszystko się zmieniło, gdy usłyszałam rozmowę Asi z Julitą. Przyjaciółka powiedziała, że mówiły tak tylko dlatego, żeby mnie pocieszyć. Mój różowy zamek runął, a wraz z nim nadzieja. Przejrzałam na oczy, więc unikałam rozmów na ten temat z poczuciem wstydu.

Skrzywiłam się, kiedy uderzyłam ręką o kant szafki.

 – Znowu bujasz w obłokach.

Odwróciłam się w stronę damskiego głosu, odkładając mokrą ścierkę. Wycierając ręce, spojrzałam na Madzię błagalnym wzrokiem. Chwyciłam tacę z kawą, czując, jak moje policzki zrobiły się czerwone. Zawstydziłam się. Uwielbiała mi to robić, świetnie się przy tym bawiąc. Ta kobieta wiedziała, jak wykorzystywać słabości ludzi tak, by obrócić je na własną korzyść. Starałam się bardziej kontrolować i wyciszać emocje, ale coraz trudniej mi to wychodziło. Nawarstwiające się kłopoty pogarszały sytuację i stawałam się nerwowa. Uśmiechnęłam się, stawiając zamówienie przed małżeństwem. Praca z ludźmi to miła odskocznia i odpoczynek.

 – Dziękujemy, kochanie. – Staruszka zerknęła na mnie.

 – Proszę bardzo.

Jej wąskie usta, pomalowane czerwoną szminką, wygięły się w ciepłym uśmiechu. Było w tym coś niezwykłego, kiedy zmarszczki w kącikach oczu uwydatniły się jeszcze bardziej. Czasami zastanawiałam się, czy ta kobieta potrafiła krzyczeć i jak zachowywała się w stosunku do swoich dzieci, jeśli je urodziła. Wydawała się oazą ciepła, spokoju i wzorcem dla innych matek, którym z trudnością przychodziło kochanie swoich dzieci razem z ich wadami. Niechcianych.

Odłożyłam tacę na blat, siadając na krzesełku barowym. Rozejrzałam się po wnętrzu kawiarenki, po raz kolejny analizując jej francuski wystrój.

 – Znowu nad tym myślisz? – zganiła mnie kobieta.

 – Hm?

 – Bujasz w obłokach.

 – Chociaż to pozwala oderwać mi się od ciągłych kłótni – mruknęłam, kłamiąc i odchyliłam głowę do tyłu. Westchnęłam przeciągle, chowając twarz w dłoniach. Zacisnęłam mocno powieki, licząc do trzech, by uspokoić swój żal i cisnące się na usta słowa. Wypuściłam z sykiem powietrze, prostując się. Stawska wpatrywała się we mnie, jakby próbowała odgadnąć, o czym myślałam. Odwróciłam speszona wzrok, bojąc się, że zauważyła moje małe kłamstwo. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, zapewne powstrzymując komentarz, cisnący się jej na usta. Wróciła do pracy, mamrocząc pod nosem. Otworzyłam wargi, by cofnąć wypowiedziane słowa, ale zrezygnowałam.

Kłótnie z mamą często prześladowały mnie w snach. Ograniczała mnie na każdym kroku, ale przyzwyczaiłam się do tego i nauczyłam ignorować. Wszystko, co do tej pory starałam się trzymać na uwięzi, niszczyło nas do końca. Tylko dzięki opanowaniu potrafiłam z nią wygrywać, ponieważ gdy odkrywałam swoją emocjonalną stronę, matka wykorzystywała emocje przeciwko mnie. Poza tym bez nich łatwiej kontrolowałam to, co się działo. Moje życie to naprawdę pasmo niepowodzeń i znalazłam się chyba tutaj przez przypadek. Chory przypadek.

 – Różyczko…

 – Skąd wzięła ci się ta nazwa? – Zerknęłam na nią, marszcząc brwi.

 – Pasuje do ciebie. – Zachichotała, kręcąc głową.

 – Ciekawe dlaczego?

Zapadła cisza. Wpatrywałyśmy się w siebie przez dłuższą chwilę.

 – Daj szansę Oli. – Spoważniała, dosiadając się. – Rozmawiałaś już z nią na temat waszej relacji? Daruj sobie usprawiedliwienia – ostrzegła.

 – Skądże – mruknęłam. – Dobrze wiesz, jak się miewa moja cierpliwość. Nawet jeśli podejmuję rozmowę, szybko ją ucina. Już dawno straciłam nadzieję na jakąkolwiek poprawę pomiędzy nami. Zresztą… Odetnę się w końcu od niej!

 – Nie mów tak! Poddasz się? Tak po prostu? To do ciebie niepodobne.

Wywróciłam oczami. Kochałam Magdę, jak matkę, ale traciłam powoli cierpliwość do jej uporczywego nawracania tego samego. Świetnie zdawała sobie sprawę, że drażniły mnie przeciągające się rozmowy i tematy. Zwłaszcza jednego szczególnego, którego miałam powyżej uszu. Niedługo to się zmieni i zostanie zupełnie sama.

 – Może nadszedł czas na zmiany? Praktycznie mijamy się w drzwiach. Sama wiesz, jak to wygląda. Jestem zajęta studiami, a ona pracą. Życie potoczyło się w przeciwnym kierunku. Jesteśmy dorosłe. Pora zaakceptować tę sytuację.

Stęknęłam, widząc dwie wchodzące kobiety. One również znajdowały się na liście stałych klientów i właściciel bardzo je lubił. Podniosłam się, chwytając notatnik z długopisem. Co on w nich właściwie widział? Zachowywały się, jakby pozjadały wszelkie rozumy! Codziennie znajdowały nowe zastrzeżenia do wykonywanej przez nas pracy i poprawiały, gdy tylko nadarzyła się okazja. Ciężko je znosiłam, a szczególnie, kiedy ciągle narzekały oraz obnosiły się pretensjonalnym tonem w stosunku do personelu. Ktoś uczynił je królowymi świata, że zachowywały się w ten sposób?

 – Dzień dobry! – Przywitałam klientki wymuszonym uśmiechem. – To, co zawsze?

 – Dobrze wiesz, że tak – rzuciła jedna z nich, patrząc na twarz towarzyszki.

Ruszyłam w stronę automatu do kawy. Asia zastanawiała się, jak zapamiętywałam wszystkie zamówienia. Jeżeli chodziło o stałych klientów, jak w przypadku tych pań, nie sposób zapomnieć. Chociaż zdarzały się dni, kiedy miałyśmy tutaj nawał pracy, co wymuszało na nas używanie notatników, by nie pogubić się w zamówieniach. Lubiłam tę pracę, mimo niektórych denerwujących rzeczy. Oczywiście bywały gorsze i złe chwile, ale to normalne. Dobrze czułam się wśród ludzi. Potrafiłam wtedy naprawdę odpocząć.

 – Czyżby nasze ulubione klientki? – zironizowała Magdalena.

 – Yup. Zaniesiesz? – Odstawiłam dwa kubki na tacę, pamiętając o serwetkach.

Przytaknęła, odbierając tackę. Usiadłam na obrotowym krzesełku, przyglądając się oddalającej sylwetce. Podziwiałam tę kobietę. Tak dużo przeżyła i nadal walczyła. Rodzice osierocili ją w wieku dziesięciu lat. Została zupełnie sama, więc trafiła do ośrodka adopcyjnego, skąd nikt jej nie zabrał. Ponadto będąc już żoną, poroniła trójkę dzieci. Mimo to grała z życiem w zaciętą grę i wstawała za każdym razem, gdy upadała. Kiedyś powiedziała, że zaproponowano jej prostytucję, ale trzymała się twardo zasad i dzięki temu przeżyła. Pomyśleć, że codziennie spotykamy takich ludzi na ulicy. Ilekroć opowiadała swoją historię, wzruszałam się. Wierzyła, że była jedną z nielicznych osób, która nie uznawała ich za słabość. Stała się moim autorytetem, ale średnio szło mi naśladowanie jej. Wciąż robiłam coś źle, zachowywałam się nieodpowiednio, brakowało siły i chęci na poprawę czegokolwiek. Ona jedyna akceptowała moją emocjonalność. Sama nienawidziłam tego, że głupi film potrafił mnie wzruszać na pięć minut. Magda nauczyła mnie odróżniać dobre cechy od złych.

 – Jak ty to robisz? – zapytałam, bacznie obserwując, jak przeciera blat.

 – Robię co? – Uniosła brew. – Wycieram blat? To bardzo proste. Na początku…

 – To, że się nie poddałaś! To, że masz tyle siły. Jakim cudem?

 – Nadzieja. Wydaje mi się, że zawsze ją miałam. Pewnego wieczoru zrozumiałam, że to jedyne, co mi pozostało. Moja stara przyjaciółka. Poza tym – przerwała wykonywaną czynność – mam Marka. Odkąd się pojawił w moim życiu… Dużo się zmieniło. Pomagał mi po każdym poronieniu i oszczerstwach sąsiadów. Wiedziałam, że kocha mnie, nawet jeśli dzieci pozostały tylko marzeniem.

 – Ale macie!

 – Wiesz… Kiedy przestałam się zadręczać, świat przybrał weselsze kolory. Poczułam się wolna. Coś jakby… wszystkie kajdany, które trzymały mnie przy ziemi, puściły. Niesamowite, prawda? Oczywiście nadal pozostały trudności. Z innej beczki… Zanim cokolwiek powiesz w towarzystwie jego matki, wybadaj teren. W przeciwnym razie będziesz na straconej pozycji do końca jej życia.

Parsknęłam śmiechem. Cała Magda.

 – W końcu nadszedł moment, kiedy pojawiła się Kasandra. Mimo że lekarze dawali jej tylko miesiąc. Najważniejsze to trwać przy nadziei. – Podparła się o boki. – A niektóre sprawy lepiej po prostu zostawić. Rozjaśnić umysł. Zdystansować się.

 – Zapamiętam.

 – Co nie znaczy, że masz od tego uciekać. – Zgromiła mnie wzrokiem.

 – Wiem, wiem…

 – Łukasz wchodzi. – Wskazała dyskretnie oczami w stronę wejścia. – Wiej.

Wstałam z krzesełka, chcąc schować się na zapleczu, w którym przebywał tylko personel lokalu. Chociaż to słaby pomysł. Stroniłam od wchodzenia do kuchni lub pojawiania się w jej pobliżu, ponieważ pracujący tam pan Grzegorz średnio mnie trawił. Postanowiłam ułatwić nam obydwu pracę i unikać częstych kontaktów. Zagryzłam wargę, złoszcząc się na Łukasza. Myślałam, że spokój utrzyma się do końca zmiany. Pajac posiadał słownik uboższy o słowo nie. Kamila chciała zgłosić go na policję, ale to bez sensu. Co oni by zrobili bez dowodów? Nic. Kiedyś mu się znudzi lub przerzuci się na inną. Zresztą każda kobieta lubiła być adorowana. Często blokowałam tę myśl, ale taka prawda i w pewnym sensie schlebiało mi zachowanie mężczyzny. Jednocześnie denerwował mnie swoją nachalnością, ale jednocześnie dzięki komplementom czułam się atrakcyjnie.

 – Gdzie uciekasz?

Zesztywniałam, słysząc jego bas. Zagryzłam wargę. W sumie mogłabym, powiedzieć o tym mamie, ale znowu odprawiłaby mnie z kwitkiem. Ostatnio liczyła się dla niej tylko praca. Nie pamiętałam, nawet kiedy ostatnio oglądałyśmy film lub wyszłyśmy do knajpki. Z roku na rok sytuacja się pogarszała, a ona? Zajmowała się innymi sprawami.

 – W zasadzie to nigdzie. – Powoli odwróciłam się.

 – Mam nadzieję, że zostanę obsłużony przez moją ulubioną kelnerkę.

 – To, co zawsze? – zapytałam, zabierając się za przygotowanie latte.

 – Czytasz mi w myślach, kochanie. – Puścił oczko.

Nazwij mnie tak jeszcze raz, idioto, a pozbawię cię zębów.

Stara maszyna wydała z siebie charakterystyczny dźwięk. Ciecz powoli wypełniła filiżankę po brzegi, a ulubiony zapach roznosił się w pomieszczeniu. Wiedziałam, że wgapiał się w mój tyłek, co krępowało niemiłosiernie i przeszkadzało w pracy. Wyprostowałam się, zaciskając dłoń w pięść. Zamknęłam oczy, licząc do dziesięciu. Praca kelnerki wymagała opanowania w wielu sytuacjach. Coś, na co z wysiłkiem się zdobywałam. Wciągnęłam powietrze, uspokajając się trochę i odwróciłam ze sztucznym uśmiechem. Coraz trudniej zdobywałam się nawet na niego. Liczyłam na to, że ta chora akcja wkrótce się skończy.

 – Przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz, ale byłem zajęty. Sama rozumiesz. – Oparł się nonszalancko o blat. – Mam nadzieję, że zapomnisz o tym nietakcie.

 – Oczywiście. – Podsunęłam mu szklankę pod nos.

 – Ale się napracujecie dzisiaj. Dawno nie widziałem takiego ruchu w tym miejscu. – Rozejrzał się po sali, biorąc łyk kawy. – Przepyszna. – Wyciągnął w moją stronę dziesięć złotych. – Zachowaj resztę, kochanie.

Na pewno wzbogaciłam się tymi dziesięcioma groszami. Z całych sił starałam się opanować przewrócenie oczami, zaciskając pod blatem pięść. Ktoś kiedyś powinien mu pewne rzeczy wyperswadować i to solidnie. Wpisałam cenę oraz sumę zapłaty, przedłużając tę czynność najdłużej, jak tylko potrafiłam. W końcu włożyłam banknot w wysuniętą szufladkę, ostrożnie poprawiając na nim zatrzask. Zacisnęłam szczękę, przygotowując się do obrony. Spięłam mięśnie, unosząc podbródek.

Graj pewną siebie.

 – Co robisz wieczorem? Jesteś zajęta?

Przytaknęłam, zamykając kasę.

 – A jutro?

 – Na pewno nie tobą, kochasiu – prychnęła Magda. – Zamawiasz coś jeszcze, czy będziesz tak tu sterczał? Przeszkadzasz.

 – Złotko – cmoknął – czy z tobą rozmawiam? To jak Carli?

 – Niestety. Jestem już umówiona.

 – A kiedy możemy się spotkać? – Nachylił się w moim kierunku, wydymając wargę.

Błagam, żeby okazał się to kiepski zakład, do którego wplątano mnie bez pytania. Błagam… Naprawdę żyli na ziemi tacy kretyni?! Bez przesady. Westchnęłam, podnosząc na niego wzrok. W myślach cały czas odliczałam kolejne liczby. Marzyłam o tym, żeby go spoliczkować i wyrzucić z lokalu raz na zawsze. Napawałabym się widokiem jego oburzenia i wściekłości. Marzenia ściętej głowy. Szczerze współczułam kolejnym dziewczynom, które obrał sobie za cel. Owszem, był przystojny i trudno temu zaprzeczyć. Dzięki swojej nachalności oraz natarczywości odstraszał wszystkie potencjalne partnerki. Zwłaszcza kiedy urządzał nieuzasadnione sceny zazdrości, ponieważ uśmiechnęły się do sprzedawcy.

Teraz albo nigdy Carli. Skończ to raz na zawsze.

 – Nie jestem zainteresowana spotkaniem. – Położyłam rękę na biodrze. – Wybacz, ale… podobają mi się inni faceci.

Otworzył usta, próbując odpowiedzieć. Rozmyśliwszy się, zamknął je z powrotem, zaciskając dłonie. W oczach zapłonął mu gniew. Chyba zdenerwował się tą odpowiedzią. Uniosłam brwi, patrząc, jak wypuszcza z siebie powietrze. Oblizał usta, patrząc na mój biust. Wstrząsnął mną lodowaty dreszcz. Czy on właśnie? Ohyda… Jeśli myślał, że mnie przeleci, to się grubo mylił. Spiorunowałam go wzrokiem, tracąc cierpliwość. Prychnęłam, skupiając swoją uwagę na nastolatce, która stanęła przy ladzie. Poprawiła swoje krótkie czarne włosy do ramion, patrząc ukradkiem na Łukasza. Madzia westchnęła głośno, wywracając oczami. Dzień w dzień to samo. Kiedy wreszcie one zrozumieją, że to wariat?

 – W takim razie, jaki jest twój typ?

 – Nie wpisujesz się w niego. – Spojrzałam na niego spod byka, przyjmując kolejne zamówienie.

Mężczyzna zgromił mnie wzrokiem, mrużąc oczy. Chyba właśnie mnie znienawidził. Wziąwszy swoją szklankę, usiadł przy najbardziej oddalonym stoliku i wpatrywał się we mnie, dysząc ciężko. Bałam się, przez co robiłam coraz mniej poradne ruchy. Błagałam Boga w myślach, żeby wyszedł. Spojrzałam na Magdę z niemą prośbą o pomoc i uciekłam do łazienki.

Odwiesiłam swój fartuch na wieszak, ciesząc się kończącą zmianą w pracy. Męczący i emocjonujący dzień dał o sobie boleśnie znać. Zupełnie jakby wszyscy  zmówili się w jeden dzień i postanowili się na nas wyżyć. Dodatkowo Łukasz postanowił przesiedzieć w kawiarni kolejne trzy godziny i robić problemy. Wykończona psychicznie pakowałam powoli rzeczy do plecaka. Wiedziałam, że jeśli sprężyłabym się, wyszłabym wcześniej, ale myśl, że mężczyzna czekał, aż wyjdę, skutecznie to uniemożliwiała. Jego zaborczość i nieuzasadniona zazdrość naprawdę mogłaby kiedyś doprowadzić do tragedii. Nawet jeśli w tamtej chwili wydawał się mało szkodliwy, od takich rzeczy wszystko się zaczynało. Wykładowcy ze szczegółami potrafili nam opisywać napaści i ich konsekwencje wywołane właśnie przez takich ludzi jak Łukasz. Zdjęcia poparzonych dziewczyn i obrazy mężczyzn zabitych z powodu zazdrości śniły nam się co noc. Co roku roczniki, które pierwszy raz odbywały takie zajęcia, wychodziły z nich wstrząśnięci, pomimo wcześniejszych obietnic, że takie rzeczy ich nie ruszają. Profesorowie często patrzyli na nas z pobłażliwością żartując, ale dobrze znali prawdę. Szczególne jeden przypadek zapadł mi w pamięć, podczas zajęć w prosektorium. Psychicznie chora sąsiadka chłopaka najpierw go odurzyła, a następnie zgwałciła. Kiedy zagroził jej, że zgłosi to na policję, sięgnęła po nóż i wbiła w plecy. Wykrwawiał się, a ona wzięła narzędzie zbrodni do siebie i używała, chcąc zatuszować w ten sposób swoje ślady.

Na początku traktowałam Łukasza jak zwykłego podrywacza. Schlebiało mi to, więc zrobiłam z tego miłą odskocznię od rzeczywistości. Po dłuższym czasie wdałam się w rozmowę z klientką, która jak się okazało, próbowała porozmawiać ze mną od długiego czasu, jednak brakowało jej odwagi. Opowiedziała, jak Woźniak nachodził ją w nocy i groził, gdy zerwała z nim znajomość. Bała się konsekwencji, zgłoszenia go po tym wszystkim, co przez niego przeżyła. Wściekałam się, że chodził na wolności, ale bez konkretnych dowodów niczym mu zagrażałyśmy.

Włożyłam dłoń do kieszeni, próbując wymacać chusteczkę. Nie znajdując jej, założyłam plecak na ramiona, pchając drzwi. Wychodząc, wpadałam na wchodzącą Anielę, której zmiana właśnie się zaczynała. Wesoła Blondi – bo tak ją nazywaliśmy, przywitała się uśmiechem, po czym zniknęła w kawiarni. Ucieszyłam się, że w tak upalny dzień znalazła się chociaż odrobina wiatru. Stałam przez chwilę, analizując powody ułatwiające powrót do domu. Mama pewnie jeszcze nie wróciła, a chwila ciszy w swoich czterech ścianach okazała się kuszącą propozycją, zwłaszcza, że mogłam spędzić wieczór u Kamili i wyjść przed jej powrotem. Uniknęłabym wtedy kolejnej awantury o głupoty. Agata tłumaczyła, że w każdej rodzinie zdarzają się takie kłótnie, a skupianie się na nich pogarszało je tylko, ponieważ rosły do wysokiej rangi. Niechętnie przyznałam jej rację, dostrzegając, że również zawiniłam. Chociaż wciąż tkwiło mi to w głowie, przy pierwszej lepszej sprzeczce zapominałam o tym.

Podskoczyłam przestraszona, czując dłoń na ramieniu. Odwróciwszy się, zauważyłam rozbawioną twarz Madzi. Wywróciłam oczami, słysząc perlisty śmiech kobiety. Czasami zachowywała się jak nastolatka. Denerwująca nastolatka.

 – Znowu złapałaś zawiechę? – Odkaszlnęła, tłumiąc śmiech.

 – Śmieszne.

 – Naprawdę to jedyna rzecz, którą masz na głowie? – Uniosła brew.

 – Skąd wiesz, o czym myślałam?

Westchnęła, patrząc z politowaniem.

 – Bo znam cię lepiej niż… – Ugryzła się w język.

Spuściłam wzrok, zagryzając wargę. To prawda. Magda znała mnie lepiej niż mama. Interesowała się moim życiem i kłopotami. Jako jedna z nielicznych pomagała je rozwiązywać, gdy potrzebowałam pomocy. Na początku to była dla mnie nowość, ale odnalazłam w niej wszystkie cechy matki, których brakowało biologicznej. Żałowałam, że poznałam ją tak późno. O wiele za późno. To ona nauczyła mnie delikatności i akceptowania własnych słabości, pomimo że zapominałam o tym.

 – Przepraszam, Car. – Przygryzła kącik ust, wiercąc we mnie dziurę.

 – Taka prawda. Ona miała, ma i będzie miała gdzieś to, kim jestem. Stałam się dla niej obcą osobą, z którą jest zmuszona żyć.

 – Przyjedziesz do nas? Marek gotuje dzisiaj obiad, może się nie otrujesz. – Puściła mi oko. – Kasandra przyjdzie z małą, a wiesz, jak ona cię uwielbia

Widziałam jej starania i nadzieję, z jaką błyszczały niebieskie oczy. Przytaknęłam. Lubiłam spędzać z nimi czas, ponieważ ofiarując miłość, nie oczekiwali niczego w zamian. Tworzyli przykładną i kochającą się rodzinę.

Weszłam za kobietą do przestronnego korytarza. Przymknęłam odruchowo oczy, rozkoszując się chłodem. Ściągnąwszy buty, odwiesiłam plecak. Tutaj zawsze panowała rodzinna atmosfera, pomimo kłótni, wynikających z troski o drugą osobę.

 – Wróciłaś już? – zawołał męski głos z kuchni. – Kasandra zadzwoniła powiedzieć, że przyjdą wcześniej. Piotrek zostaje dzisiaj dłużej w pracy.

 – Szkoda. Mieszkamy blisko siebie, a tak rzadko się widujemy.

 – Kochanie – zaśmiał się. – Mają swoją rodzinę.

 – Wiem, wiem… Chciałabym tylko częściej się widywać – mruknęła uparcie.

 – Jakaś ty uparta… O! Cześć Carli! – Uśmiechnął się. – Wpadłaś na obiad? Dzisiaj krem z dyni.

Odwzajemniając go, usiadłam za stołem, podpierając głowę na rękach.

 – Pysznie pachnie.

 – Jak w pracy? Słyszałem, że Łukasz idzie na całość.

Krzątał się po kuchni, nucąc pod nosem nieznaną melodię. Marek zdecydowanie odbiegał charakterem od Madzi.

 – Magda zdążyła się poskarżyć? – mruknęłam.

 – Humor dzisiaj nie dopisuje?

 – Dziwisz mi się? – uniosłam się. – Boję się wracać przez niego do domu.

Zmarszczył czoło, odrywając się od mieszania drewnianą łyżką.

 – Dlaczego go jeszcze nie nagrałaś i nie zgłosiłaś? Przecież wygrałabyś. – Pokręcił głową w geście dezaprobaty.

 – Wiem, jak to działa, ale boję się, że wtedy całkowicie mu odbije. – Schowałam twarz w dłoniach. – Wtedy to ja będę winna.

 – Rozumiem. – Podał mi talerz. – Wiesz, że to się inaczej nie skończy?

 – I to doskonale. – Magda usiadła, całując go w policzek.

 – Tylko… Jeśli to dotyczy ciebie, wszystko staje się inne! – broniłam się.

Jedliśmy w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem, jednak moje myśli wciąż uciekały w innym kierunku. Czekał mnie ostatni etap, zanim dostanę pozwolenie na wizę. Ekscytowałam się tym, ponieważ oznaczało to nowy początek gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Bariera językowa nie stanowiła problemu, wręcz przeciwnie, swobodnie posługiwałam się angielskim, chociaż czasami wypadały mi z głowy pojedyncze słówka. Bałam się spotkania z ojcem, ale starałam się skierować myśli w zupełnie inną stronę. Przede wszystkim to tajemnica, o której zdecydowałam się powiedzieć jako pierwszym, Stawskim. W duchu liczyłam na łagodne przyjęcie.

Wolałam wyjechać bez pożegnania z bliskimi, ale taka opcja nie wchodziła w grę. Zastanawiałam się, na jak długo zamierzałam zostać w Stanach. Coś ciągnęło mnie do Los Angeles. Być może to wina wszystkich amerykańskich filmów, jakie w życiu obejrzałam.

Chrząknęłam, przerywając ciszę.

 – Jest coś, o czym powinniście wiedzieć. – Zaczęłam, chowając dłonie pod stół, by zatuszować zdenerwowanie. Bawiąc się nimi, śledziłam wzrokiem wzorki na talerzu. Chociaż już nie raz widziałam kolorowe kwiatki, w tamtej chwili wydały się niezwykle interesujące.

 – No miny za ciekawej nie masz. – Magda, odłożywszy łyżkę, pochyliła się nad stołem próbując wyczytać ze mnie cokolwiek. Marszcząc charakterystycznie nos, przygryzła kącik ust.

 – Ukrywałam to, ponieważ istniało prawdopodobieństwo…

 – Do sedna – wtrąciła krótko, poważniejąc.

Nabrałam powietrza, by uspokoić szybko bijące serce. Wytarłam spocone dłonie w spodnie, wypuszczając je.

 – Staram się o wizę. Planuję przeprowadzić się do Ameryki.

Kobieta po chwili milczenia, wybuchła śmiechem pozbawionym radości. Uspokoiła się, kręcąc głową. Odchyliwszy się na krzesełku, westchnęła przeciągle, a Marek uniósł brew, zatrzymując pustą łyżkę tuż nad zupą. Przenosił swoje spojrzenie ze mnie na Magdę. Przełknął głośno ślinę, widząc minę żony i wyciągnął do niej dłoń, ale kobieta odepchnęła ją.

 – Uciekasz? – bardziej stwierdziła, niż zapytała.

Spojrzałam na Marka błagalnym wzrokiem, jednak on pokręcił głową, wycofując się. Zdrajca.

 – Zacznę wszystko od nowa. Jeśli nie przedłużą mi wizy, wrócę.

 – Zamierzasz powiedzieć Oli?

 – Nie. Dowie się po fakcie. Bez pożegnań.

 – Zostawisz ją i stchórzysz jak John?! Jesteś w ogóle świadoma, że możesz go spotkać? Tego się nie boisz! – Pierwszy raz patrzyła na mnie tak lodowato i surowo. – Wdałaś się w tatusia – prychnęła pogardliwie.

Patrzyłam na nią wybałuszonymi oczami. Jak ona śmiała porównać mnie do ojca! Zamknęłam oczy, nabierając kilka głębokich wdechów. Zaciskając pięści, odliczyłam do dziesięciu. Najwyraźniej źle zrobiłam, mówiąc im o tym. Przesadziła. Podniosłam się powoli, odłożyłam talerz do zlewu i stanęłam tyłem, chcąc skomentować jej słowa. Przymknęłam powieki, czując zbierające się łzy, więc zabrawszy swoje rzeczy, wyszłam.

~*~

Słowa Magdy bardzo mnie zraniły. Mogła mnie nie rozumieć i nie akceptować mojej decyzji, ale nie miała prawa porównywać mnie do tego człowieka! W duchu liczyłam na to, że to właśnie ona choć trochę będzie rozumiała, dlaczego postanowiłam zacząć wszystko od nowa w nieznanym miejscu. Zachowała się podle. Zassałam spazmatycznie powietrze, hamując łzy. Taka sama jak matka. Obie były siebie warte. Pewnie o wszystkim ją informowała, dobrze wiedziała, że wiele rzeczy przed Aleksandrą zataiłam. Zdradziła mnie! Zacisnęłam pięści, czując narastającą frustrację. Zamknęłam oczy, zgrzytając zębami. Po raz kolejny zostałam oszukana. Czułam się jak ściera, którą myto tylko podłogi.

Trzęsąca się broda, zwiastowała kolejny napad płaczu. Nienawidziłam robić tego publicznie. Odruchowo sięgnęłam po dzwoniący telefon. Otarłam wierzchem dłoni kolejne łzy. Marek. Odrzuciłam połączenie, niemal wbijając palec w ekran i skręciłam w prawo, udając się do Kamili. Jeżeli dziewczyny zareagują tak samo, będę wiedziała, że stały po stronie matki. Prychnęłam cicho, wyobrażając sobie spiskującą z nią Magdę. Napisałam szybką wiadomość na grupie o zwołanym spotkaniu u Kamili i wyłączyłam telefon. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to, czy przyjdą, zrobiłabym wszystko, żeby zostawić ten koszmar za sobą.

Zadzwoniłam dzwonkiem, wiedząc, że tego ode mnie nie wymagano. Czułabym się źle, wchodząc do środka tak po prostu. Otarłam dłonią niekontrolowane łzy. Czułam się jak skończona idiotka. Na dźwięk zamka wyprostowałam się. Drzwi otworzyły się, a za nimi wyłoniła się Kamila. Uśmiechnęłam się krzywo, na co zmarszczyła po swojemu brwi. Wyglądałam jak siedem nieszczęść i niewiele odbiegało to od tego, jak się czułam.

 – Carli?! Dlaczego płaczesz?! – Pociągnęła mnie za rękę. – Ktoś cię skrzywdził? Ile razy ci powtarzałam, że powinnaś go zgłosić na policję! – gorączkowała się, zamykając drzwi.

 – Doprowadzę się do porządku – mruknęłam, kierując się w stronę łazienki, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.

Zamknąwszy za sobą po cichu drzwi, oparłam dłonie o umywalkę, pochylając się nad nią. Przyjrzawszy się swojemu odbiciu, stęknęłam przerażona. Zobaczyłam opuchnięte, czerwone oczy i spierzchnięte wargi. Wyglądałam okropnie. Dziękowałam Bogu za to, że nie zdążyłam pomalować dzisiaj rzęs. Idąc przez miasto, wywołałam widowisko. Obmyłam twarz zimną wodą, licząc na to, że zaczerwienione policzki, wrócą do normy i przestanę przypominać klauna z cyrku. Schowałam twarz w miękkim ręczniku, odganiając od siebie słowa Stawskiej, wciąż rozbrzmiewające na nowo w głowie. Zimny i karcący ton głosu w ogóle nie współgrał z jej łagodną twarzą. Chrząknęłam, pozbywając się po raz kolejny chrypy. Dałam się skrzywdzić jak dziecko. Stawałam się coraz bardziej przewrażliwiona.

Gdy wróciłam do salonu, na stoliku czekały już cztery herbaty. Usiadłszy na kanapie, opowiedziałam jej, jak przebiegło spotkanie w domu Stawskich. Kamila siedziała, milcząc ze skrzywioną miną, czekając cierpliwie, aż skończę mówić i uspokoję się trochę. Podkuliłam nogi, obejmując je rękoma, czekając na werdykt. Czasami żartobliwie nazywałyśmy ją z Kamilą Matką Teresą, ponieważ zachowywała się często, jakbyśmy byli jej dziećmi.

 – Kamila jest coś jeszcze…

 – Spokojnie, może powiedziałaś coś, zanim pomyślałaś – przerwała, wchodząc mi w zdanie. – Często ci się to zdarza.

Pokręciłam głową, zagryzając wargę.

 – Przep…

 – Siema! – zawołała Asia, wchodząc ze śmiechem. – Co to za ważne spotkanie i dlaczego macie tak grobowe miny? Ktoś umarł? – Zdjąwszy buty, usiadła na drugim końcu kanapy. – Blondyna zaraz przyjdzie, kończy rozmawiać przez telefon. – Sięgnęła po kubek z herbatą.

Dziewczyny zajęły się rozmową i, pomimo że próbowałam się skupić, odpuściłam w końcu. Przejmowałam się tym, jak zareagują na wiadomość o przeprowadzce. Najbardziej martwiłam się o Asię, ponieważ wiedziałam, że odbierała takie rzeczy jako zdradę. Utrzymanie i pogłębianie więzi z nią to nie lada wyzwanie, które doskonale udawało się Agacie. Dziewczyny rozumiały się bez słów. Z przykrością zauważyłam, że Asia Król coraz mniej mnie trawiła lub przebywała w moim towarzystwie niechętnie. Na samą myśl o jej gwałtownej reakcji bałam się. Zawiesiłam na niej wzrok, przypatrując się, jak stukała paznokciami po ekranie smartfona. Wyraźnie znudzona, ziewała. Po chwili jednak usiadła ożywiona wraz z wejściem Agaty.

 – Przeprowadzam się – powiedziałam na jednym wdechu.

Zamknęłam oczy, spodziewając się ataku, ale nic takiego nie nastąpiło. Otworzyłam delikatnie oczy, napotykając ich baczne spojrzenia. Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami. Linie papilarne na opuszkach wydały się nagle bardzo interesujące. Ta cisza była znacznie gorsza od ich krzyków. Obawiałam się tego, co oznaczała. Potarłam nerwowo spoconymi dłońmi o spodnie.

 – W sensie chcesz zamieszkać sama, tak? – zaczęła Asia, wiercąc we mnie spojrzeniem. – I Ola tak po prostu się na to zgodziła? – zaśmiała się, unosząc brwi. – Słaby dowcip, Carli.

Zagryzłam wargi, mierząc się z jej wzrokiem.

 – Asia…

 – Bo rozmawiałaś z nią, tak? – Agata wpadła mi w słowo.

 – Daj spokój, ona jej nie puści. – Szatynka machnęła dłonią.

Otworzyłam szerzej oczy, nabierając powietrza. Asia uważała, że kłamałam. Spodziewałam się tego, ale miałam nadzieję, że będzie inaczej. Zawstydzona, unikałam ich wzroku, próbując pozbierać myśli. W tamtym momencie marzyłam, by zapaść się pod ziemię i przestać istnieć. Zadrżałam.

 – Nie rozmawiała z nią. – Zmierzyła mnie wzrokiem. 

 – Nie, nie rozmawiałam, ponieważ przeprowadzam się do Los Angeles – wyszeptałam, czując się jak zdrajczyni.

 – Ola cię zabije – prychnęła, przerzucając brązowe włosy za ramię.

Nie lubiłam, kiedy zwracała się do niej po imieniu, ale mama pozwała jej na to, pomimo mojego sprzeciwu. Zresztą Asia to bardzo kontaktowa osoba.

 – Wyjadę bez pożegnania – chrząknęłam, pozbywając się zdradzieckiej chrypy.

 – Ale nam powiesz, prawda? – Agata uśmiechnęła się łagodnie. – Kochamy cię. – Dosiadła się, łapiąc moją dłoń. – Chyba zaprosisz nas na pierwszą domówkę. – Puściła mi oczko.

Parsknęłam śmiechem, przytakując.

 – Może tobie łatwiej będzie zdobyć wizę, bo masz tam wujka – powiedziała z wyrzutem do Agaty Asia. – Pomyślałaś, że możemy jej nigdy nie zobaczyć, bo nas zostawia? – uniosła głos. – Ucieka jak tchórz.

 – Asia, nie chcę tracić z wami kontaktu! – zaprzeczyłam gorączkowo.

 – Daj spokój. Przyjaźń na odległość nie istnieje. Oszukujesz się.

Stukała nerwowo nogą o podłogę, co oznaczało zbliżającą się katastrofę.

 – Obiecuję, że za rok lub dwa wrócę – patrzyłam na nią z nadzieją. – Proszę, zrozum mnie.

Pokręciła głową.

 – Nie, kiedy zostawiasz mnie dla niego! John jest więcej wart niż nasza przyjaźń?! Zostawiasz nas dla tego zdrajcy! – krzyczała, zakładając w pośpiechu kurtkę.

Podbiegłam do niej, chcąc ją zatrzymać, ale wyrwała mi się.

 – To nie tak! – krzyknęłam, zanim zdążyła wyjść i trzasnąć drzwiami.

Ona naprawdę myślała, że uciekam do ojca… To naprawdę tak wyglądało? Nienawidziłam go! Jak mogłabym zostawić je dla niego. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle. Rozpłakałam się na nowo. On niszczył mi życie, nawet mnie nie znając! Czym sobie na to zasłużyłam! Chciałam być w końcu tylko szczęśliwa! To niesprawiedliwe! Zjechałam po ścianie, chowając twarz w dłoniach.

 – Carli – spokojny głos Agaty, zmusił mnie, bym na nią spojrzała. – Asia zrozumie, zobaczysz. – Przykucnęła przy mnie. – Daj jej czas. – Poprawiwszy moje włosy, wstała i podała rękę. – Usiądźmy na kanapie, dobrze?

Podciągnąwszy nosem, skorzystałam z pomocy przyjaciółki. Usiadłam na kanapie, wpatrując się tempo w punkt naprzeciwko. Wszystko się waliło. Znowu. To moja wina. Rozwaliłam wszystko.

 – Jeśli wplątałaś się w jakieś kłopoty, zawsze możesz z nami o nich porozmawiać. Pamiętasz, prawda? – Jej słowa zmusiły mnie do spojrzenia na nią.

 – Co?! – pisnęłam. – Nie! Zaczynam  od nowa, gdzieś gdzie nikt mnie nie zna. Czy to tak trudno zrozumieć? – westchnęłam zrezygnowana.

Korzystając z chwili ciszy, przyjrzałam się milczącej Kamili. Przez cały ten czas siedziała nieruchomo, wpatrując się w jeden punkt. Liczyłam na to, że ona zrozumie moje prawdziwe intencje. Po dzisiejszych atrakcjach najchętniej zrezygnowałabym z wyjazdu, ale myśl o tym ile starań włożyłam w to, żeby zdobyć wizę, skutecznie niwelowała taki stan. Dodatkowo złożyłam obietnicę i zamierzałam jej dotrzymać. Bolały mnie słowa Asi, ale kochałam ją i nie wyobrażałam sobie rezygnacji z przyjaźni. Wymagała odbudowania i naprawy, tyle razem przeszłyśmy, wspierając się i śmiejąc.

Sapnęłam, niecierpliwiąc się ciszą.

 – Dla mnie to też trudne! – Wyrwałam dłonie z uścisku Agaty, wstając. – Zostawić was. Los Angeles jest dla mnie obcym miejscem i… najzwyczajniej w świecie boję się tego, co tam spotkam. Kocham was – jęknęłam, przystanęłam na chwilę – ale przestałam się tutaj rozwijać. Duszę się.

 – Jest coś, co sprawi, że jeszcze raz przemyślisz swoją decyzję? – Agata spojrzała na mnie z cichą nadzieją.

Pokręciłam głową.

 – Wyjeżdżam.

 – Carli, zawsze będę stała za tobą murem. – Wstała, żeby ponownie mnie przytulić. – Nigdy o tym nie zapominaj, proszę – wyszeptała.

 – Szkoda, że Asia uważa inaczej – burknęłam urażona.

 – Dobrze wiesz, jaka ona jest. – Spojrzała na mnie z politowaniem.

 – Jasne.

Zawsze tak powtarzała, jeśli chodziło o Asię. Wkurzało mnie to, ale powiedzenie tego na głos to ryzyko. Straciłabym również Agatę, ponieważ łączyła je głęboka zażyłość. Asia pomogła pozbyć się jej toksycznego chłopaka, gdy zaczął jej później grozić. Sporo sobie zawdzięczały. Niczym sobie nie zasłużyłam na taką relację. Zazdrościłam, ponieważ podobnie, jak ja z Kamilą, rozumiały się dosłownie bez słów. Często myślały podobnie i reagowały tak samo. Chciałam, by nasza przyjaźń była tak samo realna i prawdziwa – zasłużyć na jej miłość.

 – Goni mnie czas, ale obiecuję, że wymyślę coś fajnego przed twoim wyjazdem. Do zobaczenia. – Pocałowawszy mnie w policzek, wzięła rzeczy i wyszła.

 – Do zobaczenia.

Wzięłam głęboki oddech, orientując się, że Kamila w końcu spojrzała na mnie wzrokiem pełnym zrozumienia i wzruszenia. Podniosła się i zamknęła mnie w swoich objęciach, płacząc. Sparaliżowana, nie zareagowałam od razu. Zaskoczył mnie tak nagły przypływ emocji, ponieważ raczej trzymała się krótko z emocjami. Odwzajemniłam go równie mocno, zamykając oczy. Zawsze wiedziała, czego potrzebowałam.

 – Będę trzymała kciuki. – Zaśmiała się przez łzy, odsuwając się.

 – Mogę u ciebie przenocować? Chyba nie będę w stanie wrócić teraz do domu i pokazać się tak mamie. – Pociągnęłam nosem, sięgając po chusteczkę.

 – Oczywiście. – Uśmiechnęła się. – Nie przejmuj się Asią, zrozumie i dojdzie do siebie.

 – Obawiam się, że już dawno przestałyśmy się rozumieć i razem rozmawiać.

Zmarszczyła brwi, kręcą głową.

 – Kryzysy w końcu się pojawiają i są całkowicie normalne. Potraktuj to jako wyzwanie. Uda się wam, zobaczysz. Idę po kołdrę i poduszkę. – Wziąwszy komórkę, zniknęła za korytarzem.

Gest przyjaciółki przypomniał mi o wyłączonym urządzeniu. Włączyłam go, spacerując po salonie ozdobionym rodzinnymi zdjęciami. Państwo Nowiccy bardzo dbali o to, by najbliższa rodzina żyła w zgodzie i miłości. Odblokowałam telefon, sprawdzając wiadomości. Dwadzieścia nieodebranych połączeń! Od Stawskich! Westchnęłam, ignorując je. Wysławszy SMS–a do mamy, wyłączyłam go ponownie, mając gdzieś cały świat. Otwarłam okno, czekają na nowy początek.

 

~*~

 

Weszłam do domu, zachowując się najciszej, jak potrafiłam. Zdjęłam kurtkę, zaglądając do salonu. Brak leżących na stole dokumentów sprawił, że kamień spadł mi z serca. Mama wychodziła o tak wczesnej porze do pracy, więc chcąc uniknąć z nią konfrontacji, musiałam dostać się niezauważona do pokoju. Chociaż byłam dorosła, wniosła do domu jakieś rygorystyczne zasady. Zawsze powtarzała, że jeśli mieszkam pod jej dachem, moim obowiązkiem jest słuchanie jej. Wkurzałam się, ale bałam się to zmieniać, aż do tamtej chwili.

 – Carli przyjdź na chwilę do kuchni!

Stanęłam nieruchomo niczym posąg w muzeum. Zacisnęłam powieki, wstrzymując oddech. Błagam. Ostatnim razem doszło do tego, że… Powiedziała, że… Zassałam spazmatycznie powietrze, zagryzając wargę. Zadarłam głowę, próbując grać pewną siebie. Podeszłam do stołu i przyjrzałam się nienagannej sylwetce mamy. Stała przy drewnianym blacie tyłem, krojąc czerwoną paprykę. Miała na sobie czarne spodnie w kant oraz marynarkę, która idealnie podkreślała jej szczupłą talię. Założyła włosy za ucho, biorąc kolejną porcję warzyw.

 – Słucham.

 – Wiem o wizie. – Odstawiła z łoskotem nóż. – Myślałaś, że to przede mną ukryjesz? – Odwróciła się w moją stronę. – Jesteś żałosna Carli. Każdy potrafi uciekać. Próbujesz to zrobić tak? Chyba…

 – Słucham? Kto ci powiedział?! – przerwałam jej.

Przeczesałam ręką włosy, biorąc głęboki wdech. Wiedziało tylko pięć osób! Dopiero co wróciłam! Poczułam się ponownie zdradzona, jakby ktoś uderzył mnie w policzek. Zacisnęłam pięści, zgrzytając zębami. Naprawdę otaczałam się samymi zdrajcami. Dlaczego wszystko się tak bardzo komplikowało, akurat wtedy, gdy postanowiłam zacząć żyć na nowo! Dowiem się, kto postanowił mi przeszkodzić. Jeśli myślał, że ujdzie mu to na sucho, mylił się. Dosyć tego!

 – Czy to twój interes?! – warknęłam. – Zawsze powtarzałaś…

 – Co powtarzałam? Jeśli myślisz, że uciekniesz, to się grubo mylisz!

 – Że co proszę?! Ty sobie chyba żartujesz! Wyjadę, kiedy mi się to podoba! Nie jestem twoją niewolnicą! – Cofnęłam się. – Nie myśl sobie, że mnie zatrzymasz! – Wskazałam na nią palcem. – Jestem dorosła i według prawa nic ci do tego, co robię!

Matka popatrzyła na mnie prześmiewczo, śmiejąc się. Zmarszczyłam brwi, próbując rozgryźć jej zachowanie. Byłam gotowa na to, że na mnie nakrzyczy, zmiesza z błotem, ale ona zachowywała się nadzwyczaj spokojnie. Podeszła bliżej wolnym krokiem, patrząc mi w oczy zimnym wzrokiem. Przeszył mnie dreszcz. Unikałam patrzenia w jej oczy, ponieważ odnajdowałam w nich tylko chłód i pogardę. Cofnęłam się odruchowo, spuszczając wzrok. Idiotka. Okazywałam jej słabość, uległam. Zrobiłam coś, do czego nie chciałam dopuścić za wszelką cenę. Uniosłam podbródek, mierząc się z nią po raz kolejny. Nabrałam powietrza, patrząc na nią spod byka.

 – Jesteś beznadziejna – powiedziała z powagą. – Nie myśl, że się ode mnie uwolnisz. I tak byś się tam przeprowadziła.

Zacisnęłam szczękę, próbując opanować gniew.

 – Kupiłam tam dom, ponieważ zmieniam pracę. Lecisz ze mną.

 – Jestem dorosła. Nie. Możesz. Mi. Rozkazywać!

Roześmiała się, wracając do swojego zajęcia. Przełożyła paprykę wraz z ogórkiem do pojemnika. Zamknęłam oczy, czując jak buzuje we mnie wściekłość. Zacisnęłam pięści, myśląc o dziadku. To wyciszało każdą moją złość i zdenerwowanie. Jak mantrę powtarzałam w głowie, że nie chciałby tego i miałam się starać, ponieważ była moją matką, która poświęciła swoje życie dla mnie. Skierowałam się w stronę pokoju, ale zatrzymał mnie jej głos.

 – Dopóki mieszkasz pod moim dachem, robisz, co ci każę. Rozumiesz? Mam gdzieś twoje zdanie. – Machała nożem w powietrzu. – Jedziesz ze mną i koniec. – Odłożyła go z hałasem do zlewu. – Dostałam propozycję i byłabym głupia, gdybym zrezygnowała z niej ze względu na nieudolną córkę. Dociera to do ciebie?! I tak byś sobie sama nie poradziła.

 – Wal się – warknęłam, opuszczając kuchnie.

Mamrocząc pod nosem, trzasnęłam drzwiami, okazując swoje niezadowolenie. Ona nawet wśród moich przyjaciół miała swoich szpiegów. Uderzyłam nerwowo w ścianę, próbując opanować negatywne emocje. Czułam się, jak na emocjonalnym sztormie, który tylko czekał na to, żeby mnie pożreć. Oddychałam ciężko, próbując chwycić się, jakiejkolwiek dobrej myśli, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy, to wyzwiska pod adresem zdrajcy.

 – Dowiem się kto to – warknęłam do siebie, chwytając telefon.

Wpatrując się w klawiaturę, rozważałam odpowiedni dobór słownictwa. Zagryzłam wargę, niemal do krwi, układając z liter kolejne wyrazy wiadomości na grupie.

Carli: Ktoś powiedział matce o mojej przeprowadzce.

Kamila: Co? Jak to w ogóle możliwe?

Carli: Wiesz, co jest najlepsze? Twierdzi, że i tak MIAŁYŚMY się tam przeprowadzić, bo dostała pracę w LA. Ta sama osoba, która wyzywa mnie od nieudaczników…

Kamila: Tak mi przykro, Carli…

Cisnęłam telefonem na łóżko, tłumiąc w sobie krzyk nienawiści, skierowany po raz kolejny w stronę matki. Nienawidzę jej! Chciałabym, żeby zniknęła raz na zawsze z mojego życia! Nienawidzę!

Asia: Ja jej powiedziałam.

Carli: Słucham?! Coś ty zrobiła?!

Agata: Carli, nie gniewaj się na nią! Proszę, nie kłóćcie się. ;((

Kamila: Jak ma się nie gniewać?! Agata pomyśl trzeźwo. Carli ukrywała to, bo chciała się od niej uwolnić!

Asia: Nie dziwi mnie Twoja reakcja. Zawsze stoisz po jej stronie!

Kamila: Słucham?! Agata, słyszysz to?! Zachowujesz się jak dziecko, Asia. Nie wszystko musi iść po Twojej myśli. Nie miałaś prawa tego robić i decydować za nią.

Asia: Nie mieszaj w to Agaty. Ona ma jeszcze resztki rozumu.

Kamila: Sugerujesz coś?

Asia: Chyba wyraziłam się jasno.

Asia Król opuściła grupę.

Zjechałam po ścianie, wybałuszając oczy. Ona… zdradziła mnie. Obraziła nas. Dwulicowa jędza… Schowałam twarz w dłoniach, płacząc. Wszystko… wszystko się waliło. Z mojego starego życia prawie nic nie pozostało. Trwałam w bezruchu, aż nadeszła kolejna wiadomość. Zdradziła.

Agata: Dziewczyny… Nie zachowujcie się tak. Przeproście się i będzie po sprawie. Asia o wszystkim zapomni.

Kamila: Dlaczego mamy ją przepraszać?! Agata to ona zachowała się jak rozpuszczony bachor! Z jakie racji mówiła o tym pani Kamińskiej?! To ona powinna przeprosić Carli. W dodatku bezkarnie nas obraża!

Agata: Ale ona ma rację! Carli próbowała uciec! Jak John! Nie obrażaj jej…

Ona też tak myślała?! Wszystko jasne, Asia burzyła ją przeciwko nam.

Carli: Agata, Asia zawsze była dwulicowa. Nawet nie wiesz, o czym wiem. Cześć.

Usunęłam się z grupy, pogrążając się w rozczarowaniu i łzach. Bolał mnie fakt, że straciłam wiele energii i czasu na przyjaźń z kimś, kto okazał się jej niewarty. Pokręciłam głową, podciągając nosem. To definitywny koniec tej toksycznej przyjaźni. Przynajmniej wiedziałam, kto faktycznie uważał mnie za przyjaciela.

 

~*~

 

            Zdjęłam przemoczoną kurtkę, narzekając pod nosem na deszczową pogodę. Rozpadało się akurat, kiedy szłam do pracy. Szkoda, że nie urodziłam się w czepku i wszystkie pechowe sytuacje przytrafiały się akurat mnie. Konfrontacja z mamą oraz Asią zbiła mnie zupełnie z tropu i wprawiła w depresyjny nastrój. Postanowiłam zerwać wszelkie kontakty z dziewczyną, starając się zapomnieć o długoletniej pseudo przyjaźni. Wiedziałam, w co się wpakowałam. Żałowałam, że wcześniej stchórzyłam i ciągnęłam tę relację. Zresztą dziewczyna jasno powiedziała, co sądziła na mój temat. Bałam się, ile zdążyła powiedzieć ludziom o rzeczach, które zostały powiedziane jej w sekrecie. Pokręciłam głową z dezaprobatą dla jej zachowania. Jeśli Agata również postanowi ode mnie odejść, będę wiedziała, że to była nic nie warta przyjaźń. Ogromnym plusem tej przeprowadzki okazał się fakt ilu bliskich mi ludzi tak naprawdę okazało się fałszywymi. Zawsze starałam się ostrożnie wybierać przyjaciół, więc popełniłam gdzieś błąd, za który właśnie zapłaciłam. Chociaż dzięki temu niektóre sprawy same wydawały się układać.

            Weszłam do pomieszczenia socjalnego, napotykając wzrok Magdy. Patrzyła na mnie ze skruchą, lekko przygarbiona. Czuła się winna. Potrzasnęłam głową, zmuszając swoje ciało do działania. Odwiesiłam kurtkę, unikając jej wzroku. Obiecałam sobie, że nie będę więcej płakała i uwierzę w swoją siłę, ale pragnęłam schować się w ciemnej norze bez wyjścia. Wyprostowałam się, podnosząc wyżej głowę. Założywszy fartuch, uciekłam w stronę korytarza, ale zatrzymał mnie jej głos. Zamknęłam oczy, zaciskając mocno powieki. Ta konfrontacja wzbudzała we mnie lęk. Zagryzłam wargę, zaciskając nerwowo szczękę.

             – Carli… Przepraszam – jęknęła. – Bardzo cię przepraszam. Wcale nie jesteś taka jak on. Zachowałam się jak świnia.

            Usłyszałam szelest podnoszącej się osoby. Starałam się oddychać głęboko, by uspokoić wszystkie emocje. Chciałam po prostu rzucić się w jej ramiona i poczuć się akceptowana przez kobietę, która zastąpiła mi mamę. Czasami z rozpędu ją tak nazywałam, bo biologiczna na to nie zasłużyła. Na początku było mi głupio, ale ona zawsze obracała to w żart. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia, wycierając łzy, swobodnie spływające po policzkach. Potrzebowałam jej. Kochałam ją. Odwróciwszy się, wpadłam w ciepłe ramiona kobiety. Płakałyśmy, trwając w uścisku przez dłuższą chwilę. Odsunęłam się, patrząc w pełne miłości oczy. Uśmiechem koiła mój ból, dając wsparcie. Pociągnęłam nosem, czym ją rozśmieszyłam.

             – Wracajmy do pracy. – Objęła moją twarz, wpatrując się w nią. – Kocham cię, pamiętaj o tym. – Potarła kciukami o moje policzki.

            Przytuliłam ją ponownie. Będę w Los Angeles tylko z matką, ale dam radę. Wierzyłam w to. Ponownie zbuduję się od podstaw. Naprawię wszystkie źle zabliźnione rany. Koniec z uciekaniem i chowaniem głowy w piach. Nazywałam się Carli Johnson i miałam swoją godność i tożsamość.

Usiadłam na stołku za ladą, patrząc na przechodzących za szybą ludzi. Gdy tylko przyszedł szef, złożyłam wymówienie. Był zaskoczony i zły jednocześnie. Czasami naprawdę trudno o kogoś do pracy, ale trwały wakacje. Młodzi w tym okresie bardzo chętnie zatrudniali się w takich lokalach. Studenci często przynosili w okresie wakacyjnym swoje CV.

Znudzona spojrzałam na Magdę, rozwiązującą krzyżówkę. Nasza relacja wróciła do normy. Ta sytuacja pokazała mi, jak bardzo kochałam tę kobietę. Pokusiłam się nawet o stwierdzenie, że umocniła naszą więź. Stawska przyznała się, że bała się o mnie. Poczuła się, jakby Kasandra wybierała się na drugi koniec świata. Zrozumiałam wtedy, jak byłam dla niej ważna. Przez chwilę żałowałam, że wyjeżdżam i zostawiam osoby, które kochałam ponad życie. Jednak o odwrocie nie było mowy.

Westchnęłam, przypatrując się jej ruchom. Powiedziała, że czeka na mnie niespodzianka i zostawiła mnie z tą wiadomością. Wydęłam wargę, obracając się na krzesełku. Należałam do mało cierpliwych osób.

 – Nie wzdychaj tak. Nic nie powiem. – Wzruszyła ramionami. – Niespodzianka to niespodzianka.

 – Ale…

Przerwał mi dzwoneczek przy drzwiach informujący o nowym gościu. Skierowałam wzrok na wysokiego mężczyznę. Łukasz. Uch… Wywróciłam oczami zirytowana. Schowałam twarz w dłoniach, jakby miało mi to pomóc się schować. Czego on znowu chciał? Najchętniej wyrzuciłabym go z lokalu. Ugh… Palant. Zdecydowanie idealnie nadawał się na nauczyciela cierpliwości. Tę sprawę również należało zakończyć przed wyjazdem. Uporządkowanie dotychczasowego życia okazało się trudniejsze, niż myślałam, ale obiecałam to sobie.

 – Dzień dobry. – Wysiliłam się na miły uśmiech, wstając ze stołka. – Co podać?

 – Dlaczego przemilczałaś wyjazd?! – zapytał przez zaciśnięte zęby. – Myślałem, że coś pomiędzy nami zaiskrzyło! Jak ty mnie traktujesz?! – Wytknął mnie palcem. – Jesteś najbardziej rozpuszczoną osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Zawiodłem się na tobie. Jesteś taka sama jak inne! Zdzira – wycedził.

Co proszę? On sobie chyba kpi! Dupek! Jak śmiał mnie tak nazwać! Zacisnęłam pięść, wbijając paznokcie w dłoń. Koleś sobie coś ubzdurał! Przegiął na całej linii. Pajac uważał, że zachowywał się odpowiednio, kiedy nachodził mnie w domu?! Skończę z tym idiotą raz na zawsze! Kretyn! 

 – Słuchaj!. Nic pomiędzy nami nigdy nie było, nie jest i nie będzie. Rozumiesz?! Więc z łaski swojej odczep się ode mnie! 

 – Uważaj na słowa słonko, bo możesz ich pożałować. – Uśmiechnął się krzywo. – Nigdy niczego się nie uczycie, dziwki.

 – W-a-l s-i-ę!

 – Pożałujesz! – warknął, unosząc dłoń w powietrze.

Zamknęłam oczy, zasłaniając się rękoma. Otworzyłam je, dopiero gdy wystraszyły mnie trzaskające drzwi.

Oparłam się o blat, zwisając nad nim. Oddychałam ciężko, dochodząc do siebie po konfrontacji ze stalkerem. Zagryzłam nerwowo wargę, normując oddech. Wariat zdolny do wszystkiego! Próbował mnie uderzyć! Oddychałam coraz głośniej, czując coraz większy strach. To psychol! Przełknęłam głośno ślinę, wybałuszając oczy. Uderzyłby mnie! Tyle zostało z mojej odwagi. Dlaczego ten jeden raz postanowiłam się mu przeciwstawić?! Przed oczami stanęła mi dziewczyna poparzona kwasem… Myśl o powolnej i bolesnej karze wywołała płacz.

 – Nie było mnie przez pięć minut, a ty już zdążyłaś wpakować się w kłopoty. – Zmierzyła wzrokiem drzwi. – Uważaj na siebie, Carli. Dobrze wiesz, do czego zdolny jest ten facet. – Pomogła mi usiąść. – Pilnuj się do wyjazdu. Masz zakaz wychodzenia po zmroku i chodzenia skrótami. – Chodziła nerwowo, spoglądając na drzwi. – Jeśli jeszcze raz pojawi się w pobliżu ciebie, uduszę go własnoręcznie.

Bałam się. Schowałam twarz w dłoniach. A jeśli wyśle mi groźby lub – co gorsza – obleje kwasem?! Wyobrażając to sobie, wzmocniłam strach. Zatrząsałam się, przerażona swoim wyimaginowanym wyglądem. Czując otulające mnie ramiona Magdy, objęłam ją mocno. Weź się w garść! Przetarłam oczy, odsuwając się.

 – Będzie dobrze. Tylko uważaj na siebie.

 – Co za palant – wybąknęłam.

 – To mało powiedziane – prychnęła, pocierając pocieszająco moje plecy. – Różyczko, mam coś dla ciebie. Zaczekaj, zaraz przyjdę.

Spojrzałam spanikowana na oddalającą się postać. Wzięłam głęboki oddech. Panikowałam. Dopiero wtedy zauważyłam ciekawskie spojrzenia siedzących klientów. Wysiliłam się na krzywy uśmiech, pragnąc zapaść się pod ziemię. Jeszcze tego brakowało, żeby widziały to osoby trzecie! Odwróciwszy się od nich, zamknęłam oczy. Uspokoiłam oddech, wysilając wszystkie swoje szare komórki. Klienci są świadkami, więc jeśli postanowi się na mnie rzeczywiście zemścić, wygram. Oby tylko okazało się to niepotrzebne. Błagam.

Nim się obejrzałam, Stawska zjawiła się tuż obok mnie, chowając ręce za plecami. Uśmiechnęła się ciepło i przykucnęła.

 – To dla ciebie. – Wyjęła zza siebie pudełeczko, podając je.

Otworzyłam delikatnie wieko. W środku znajdował się wisiorek z jaskółką ze srebra lub białego złota. Wpatrując się w niego, jak zaczarowana, dotknęłam go. Uniosłam brwi, patrząc na kobietę.

 – Nosiłam go do momentu, aż poznałam Marka. – Wyjęła go, przyglądając się mu z uśmiechem. – Teraz twoja kolej Carli. – Zapięła mi go. – Pamiętaj o mnie.

Niewiele myśląc, przytuliłam się do niej, dziękując. Już zawsze będzie mi o niej przypominał. Zaśmiałam się, kiedy dostrzegłam w jej oczach łzy. Szepnęła ciche Kocham cię i odeszła do stolika.

**** 

Cześć i czołem!

Doskonale zdaje sobie sprawę z wkurzającego charakteru głównej bohaterki, ale jest to część planu i fabuły. Chciałabym pokazać przemianę, jaka w niej zajdzie.

Dlatego Drogi Czytelniku, jeśli ona Cię denerwuję, to znaczy, że udało mi się osiągnąć zamierzony cel!

Pozdrawiam.

3 komentarze:

  1. Niestety gadanie typu 'nie jesteś wystarczająco dobra' jest najgorszym co może się człowiekowi przydarzyć... nikt nie powinien oceniać jacy jesteśmy, to życie nam pokaże w która stronę pójdziemy i czy wgl ktoś nas zechce.

    Ale widzę, że bohaterka nie panuje nad emocjami :D ale takie dziewczyny lubię, lubię! Zawsze najciekawiej się czyta opowieści związane z 'narwanymi' laskami ;) Chociaż fakt, nie powiem, sama bym się wkurzyła jakby ktoś gadał do mnie w ten sposób!

    Powiem Ci szczerze, że bardzo dobrze mu powiedziała! Chociaż mu kopara opadła i już nic nie gadał!

    Ogólnie co do rozdziału, musze ci powiedzieć, że świetnie piszesz i mega super się to czyta :3

    Ps. https://adussangelika.blogspot.com/ gdybyś miała ochotę wpaść, zapraszam. Zaczęłam pisac nowe opowiadanie :) i informuj jak coś dodasz! też z chęcią poczytam :) + dodalam twojego bloga do polecanych :3 bo warto <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://adussangelika.blogspot.com/2019/07/rozdzia-i.html zapraszam :)

      Usuń
  2. Cześć!
    Czy wiesz, że Katalogowo to jeden z najstarszych funkcjonujących katalogów blogowych? Przyjmuję blogi z każdej platformy, oferując szereg możliwości, w tym przede wszystkim reklamę samego opowiadania oraz najnowszych rozdziałów.
    Wśród dostępnych opcji znajdziesz:
    → zgłoszenia najnowszych rozdziałów
    → zgłoszenia do ankiety na „Rozdział miesiąca”
    → cotygodniowe wyzwania pisarskie (najbliższe już w niedzielę o 12:00)
    → świętowanie urodzin autorów
    → gry poszukiwawcze
    → losowania i konkursy
    → Katalogowo na Instagramie, Facebooku i Wattpadzie
    → grupę facebookową dla autorów Katalogowo.
    Szczegóły oferty oraz informacje, jak z niej korzystać, zamieszczone są w zakładce „Oferta spisu”.
    Ewentualne pytania możesz śmiało zostawiać w zakładce „Poprawki, pytania, sugestie”. Z wielką radością rozwieję wszelkie wątpliwości i pomogę w korzystaniu z dostępnych opcji. :)
    Wpadnij i przywitaj się, a może znajdziesz coś dla siebie.
    Serdecznie zapraszam
    Ayame
    Katalogowo

    PS. Najmocniej przepraszam, jeśli nie tolerujesz spamu. Nie chciałabym Cię w żaden sposób urazić.

    OdpowiedzUsuń