Nalałam kawy do
papierowego kubka, po czym zamknęłam go plastikową pokrywką. Westchnęłam,
podając ją klientowi. Kolacja sprzed dwóch tygodni okazała się totalnym
niewypałem. Sytuacja w domu napięła się jeszcze bardziej niż wcześniej, a
wszystko przez bezczelnego Maslowa, nieumiejącego trzymać języka za zębami.
Znowu wróciłyśmy do punktu wyjścia. O ile w ogóle z niego wyszłyśmy. Ten kretyn
zaczął bardzo delikatny dla nas obu temat, nie omieszkając wtrącić swojego
zdania do niego. Nic! Kompletnie nic nie wiedział, ale oczywiście uważał, że ma
rację! Kto w ogóle pozwolił mu zaczynać?!
Dokończyłam smażenie placków i wzięłam się za
nakrywanie stołu dla trzech osób. Czekolada, dżem, truskawki… Powinno
wystarczyć. Rozłożyłam talerze oraz serwetki w kropki, słysząc śmiechy
dochodzące z gabinetu. Pierwszy raz od kilku lat usłyszałam szczery śmiech
mamy, niewymuszony i nieudawany. Ptaszki ćwierkały. Podobno w miłości wiek
schodził na dalszy plan. Mimo to dziwiłam się, że tak młody mężczyzna poleciał
na… dojrzałą kobietę. Najwyraźniej podobały mu się takie. Jeśli będzie
traktował ją poważnie, nawet ich pobłogosławię. Przyznaję, że obudziła się we
mnie zazdrość, ponieważ Maslow był bardzo przystojnym mężczyzną, a wybrał mamę.
Zależało mi na jej szczęściu, chciałam, żeby ułożyła sobie życie na nowo.
Bolało mnie to, że nie potrafiłam zakochać się ze wzajemnością tak jak ona.
Gdzieś na pewno czekał ten, który porwie mnie w swoje ramiona i zatrzyma, ale
powoli przestawałam wierzyć w tę bajkę. Nie wierzyłam w istnienie przypadków,
więc zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, widząc to, jak dobrze się
dogadywali. Pomimo że znali się bardzo krótko, odnaleźli wspólną nić
porozumienia, co w jej przypadku graniczyło z cudem. Stwierdziłam, że to pewnie
James załatwił jej posadę w FBI, więc musieli kontaktować się już wcześniej.
Naprawdę nie znałam swojej mamy i właściwie nie wiedziałam nic o jej
dotychczasowym życiu.
Podeszłam do drzwi gabinetu. Zajrzałam przez
sporą szparę. Maslow siedział wyprostowany na biurku wpatrzony w telefon, a
mama grzebała w biblioteczce z segregatorami. Przyjrzałam się umięśnionej
sylwetce Jamesa, opinanej przez przyciasną koszulę. Czy ona napewno była jego?
Koszula, którą potraktowałam dzisiaj kawą, była na nim luźniejsza. A może
wyciągnęłam błędne wnioski i to nie Maslow kręcił z mamą? Zapukałam.
– Kolacja
gotowa – oznajmiłam, po czym odeszłam.
Usiadłam przy stole, sprawdzając wiadomość,
która właśnie przyszła.
Tony: Carli, pilna sprawa. Nie
mogę w tę sobotę. Przepraszam, ale mam bardzo ważne zlecenie i dostanę za nie
kupę kasy.
Carli: Nic się nie stało. Zawsze
możemy pójść za dwa tygodnie, jeśli ci pasuje oczywiście.^^
Tony: Jesteś wielka! Bardzo
dziękuję!
Carli: Drobiazg, nie mogę się
doczekać Tony.
Tony: Ja też, tylko załóż coś
ładnego :P
– Alex
powiedziała, że miałaś trudność ze znalezieniem pracy.
Podskoczyłam przestraszona. Zarumieniłam się,
przyłapując na przygryzaniu dolnej wargi. Spojrzałam na mężczyznę, patrzącego
na mnie rozbawionym wzrokiem. Poczułam się, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś
intymnym, a przecież nic takiego nie robiłam. Zbeształam się, zdając sobie
sprawę z tego, że nie zapanowałam nad emocjami.
– Jeśli
uważa, że znalezienie pracy w dwa dni jest proste…
– Bo jest – wtrąciła mama. – Po prostu robiłaś to nieudolnie. Kim jest
Tony?
Dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas
stała nad moim ramieniem, zapewne czytając konwersację. Wściekła zacisnęłam
zęby. Odliczyłam od trzech. Posłałam jej zdenerwowane spojrzenie, siląc się na
uprzejmość. Ta kobieta nie potrafiła uszanować niczyjej prywatności. Zazgrzytałam
zębami. Przeczytała nasze wiadomości. Czy wtrącałam się w jej związek z
Maslowem, o którym słowem mi nie powiedziała?! Oczywiście ona musiała mieć
kontrolę nad moim życiem, ponieważ swoje jej nie wystarczało!
–
Znajomy.
–
Uważasz, że tylko takie ma zamiary wobec ciebie? Powinnaś go poznać, zanim
wybierzesz się z nim na jakąkolwiek imprezę.
– Będę
umawiała się z Tonym, czy ci to odpowiada, czy nie – warknęłam, tracąc
panowanie nad sobą. Nie chciałam tego robić przy Jamesie.
– Alex – Maslow zaczął, chrząkając – jeśli skompletujemy wszystkie dowody, szybciej się
do niego dobierzemy. Informator powiedział, że w okolicy mieszka jego córka.
Może nas do niego zaprowadzić.
– Masz
rację. – Westchnęła, nakładając naleśnika – To nie będzie takie proste, mam
dziwne przeczucie, że ona również w tym siedzi. Nie sądzę, żeby nie wiedziała o
rzeczach, jakie wyprawia jej ojciec. Jeśli mam rację, będzie zacierała po sobie
ślady.
– W takim
razie musimy znaleźć kogoś, kto od niej bierze. To nie będzie trudne. –
Przyjrzał się mi. Uniosłam brew, próbując zrozumieć, o co mu chodzi. – Prawda,
Carli?
Zakrztusiłam się przeżuwanym kęsem. Mama musiała
widzieć dowód. Oczywiście o wszystkim pewnie poinformowała swoją ekipę.
Cholera! Tony będzie w niebezpieczeństwie.
– Nie rozumiem. – Nałożyłam kolejnego
naleśnika, próbując grać na zwłokę.
–
Znalazłaś portfel Benjamina Levella – powiedział bardzo powoli i wyraźnie,
akcentując każdy wyraz. – Oddałaś mu go z całą zawartością, więc pewnie wiesz,
gdzie mieszka. – Pochylił się nad stołem, wiercąc we mnie spojrzeniem.
Osunęłam się na oparcie krzesełka, rozpaczliwie
próbując znaleźć się jak najdalej od niego. O wszystkim mu powiedziała.
Zresztą… Czego od niej oczekiwałam? Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy
zapisałam w telefonie nazwisko T. Bardzo rzadko zdarzało mi się nie dopisywać
nazwisk. Przygryzłam policzek, łudząc się, że mama nie przeczytała wszystkiego.
– Tak,
oddałam. – Skinęłam powoli głową. – Narkotyki zawsze zwiastują kłopoty, więc
wolałam się w to nie mieszać. Dopiero przeprowadziłam się do Los Angeles, nie
znam miasta i nie pamiętam dokładnego adresu. Nie pomogę wam.
Na jego twarzy błąkał się uśmiech, który
widocznie próbował ukryć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że poprosi
mnie o telefon, ale nie zamierzałam dać za wygraną. Obiecałam sobie, że będę
chroniła Tonyego i dotrzymam słowa. Nawet jeśli zadrę z kimś pokroju Maslowa,
bez nakazu nie dostanie mojego smartfonu. Da mi to trochę czasu na
unicestwienie urządzenia, tak by go nie znaleźli.
– Nie
szkodzi. Wystarczy mi twój telefon. Korzystałaś z GPS, prawda? – Oparł się
wygodnie o krzesło, czując się wygranym.
– Tak,
korzystałam. W takim razie będzie wam potrzebny nakaz. – Spojrzałam na niego
wyzywająco. – W przeciwnym wypadku go nie dostaniecie. – Założyłam ręce na piersi, czując się
psychicznie lepiej, jakbym w ten sposób zbudowała pomiędzy nami mur, który mnie
przed nim chronił.
– Skoro
sobie tego życzysz. – Spiął się. – Tylko pamiętaj, że jeśli temu urządzeniu coś
się stanie lub „przypadkowo” go zgubisz, oskarżymy cię o utrudnianie śledztwa.
W najlepszym wypadku sprawa zostanie umorzona, ale twoja kartoteka już nie
będzie taka czysta, zwłaszcza jeśli dojdzie do tego sprawa posiadania
narkotyków. – Posłał mi dzikie spojrzenie.
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Spojrzałam na
mamę jak na ostatnią deskę ratunku, ale ona wpatrywała się tylko tępo w ścianę,
jakby szantaż Maslowa na jej córce w ogóle nie robił na niej wrażenia.
Spojrzałam na niego nienawistnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Zagonił mnie w
kąt i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Mogłam wybierać pomiędzy moim życiem a
obietnicą, którą złożyłam znajomemu, któremu pomimo tak krótkiej znajomości
bardziej ufałam niż własnej matce. Zagryzłam od środka policzek, mierząc się z
Maslowem na spojrzenia.
– Jesteś
głupia.
Wzdrygnęłam się, słysząc zachrypnięty głos mamy.
Wezbrała we mnie nowa fala buntu, połączonego z gniewem.
– Jesteś
głupia, skoro chcesz ryzykować swoją przyszłość dla narkomana.
Zacisnęłam pod stołem pięści, wbijając sobie
boleśnie paznokcie w skórę. Odliczanie od dziesięciu w niczym mi nie pomogło.
– Nie sądziłam, że wychowałam cię na człowieka
z marginesu społecznego.
– Wychowałaś?! – warknęłam, czując przelewającą
się szalę goryczy. – TY WYCHOWAŁAŚ – zaśmiałam się gorzko. – Może uważałam cię
za matkę do momentu, w którym żył dziadek… Przyznaje, że bardzo dobrze
udawałaś, nawet on się nabrał na twoje sztuczki. Nigdy nie potrafiłaś być
matką! Nigdy! Matka chce chronić swoje dziecko, chce dla niego jak najlepiej!
Przyznaj w końcu, że jestem tylko przykrą konsekwencją twoich wyborów. No
proszę! Droga wolna!
– Rodzicom należy się szacunek, zwłaszcza
jeśli poświęcili wszystko dla takiego niewdzięcznika.
Zamknęłam oczy, słysząc
lodowaty, tnący jak ostrze głos Maslowa. Przesadził. Co ten drań mógł o mnie
wiedzieć?!
– Najpierw trzeba sobie na niego zasłużyć.
Przestała być dla mnie matką wraz ze śmiercią dziadka. Za błędy trzeba płacić,
prawda MAMO? – zakpiłam, nie odrywając od niej wzroku. – Przyznaj, że gdyby nie
dziadek, zabiłabyś mnie, zanim się jeszcze urodziłam.
– Tak! – wrzasnęła, nadal wpatrując się w
jeden punkt. – Nigdy cię nie chciałam. To przez ciebie John odszedł.
Zassałam powietrze. Złamała
moje ledwie posklejane serce. Bolało, chociaż spodziewałam się takich słów.
Zagryzłam wargę, przełykając gulę goryczy. Odsunęłam się nieporadnie od stołu.
Pochwyciłam spojrzenie Maslowa, uważnie skanującego moją twarz. Jeśli czekał na
łzy, to się nie doczeka. Nigdy nie płakałam przy ludziach, którym nie ufałam.
– Nie powiedziałaś niczego, czego bym już nie
wiedziała – powiedziałam zachrypłym od emocji głosem i odeszłam do pokoju,
trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory
unikałyśmy siebie jak ognia. Nasz kontakt ograniczał się do wiadomości
informacyjnych na kartkach. Stało się, nasza relacja umarła. Zrobiłam kolejną
kawę, starając się wyrzucić z głowy dręczące myśli. Jak miałam walczyć o kogoś,
kto od zawsze obwiniał mnie za odejście ojca i uważał za największy błąd życia?
Podałam filiżankę Jess, ograniczając z nią kontakt wzrokowy. O ile potrafiłam
maskować emocje na twarzy, oczy zawsze zdradzały moje samopoczucie. Co zabawne,
tylko Aleksandra tego nie potrafiła z nich czytać, ponieważ bardzo rzadko mi w
nie patrzyła. Raczej unikała kontaktu wzrokowego, a nawiązanie takiego, zawsze
skutkowało kolejną kłótnią i jej wyrzutami. Jessica wzięła tackę, więc
przetarłam raszki, na które kapało mleko. Tylko gdy pracowałam potrafiłam
zapanować nad łzami.
– Co jest? – zapytała, poprawiając zgnieciony fartuszek. – Chodzisz jak
struta od dwóch tygodni. Za chwilę odstraszysz nam wszystkich klientów.
Jak zwykle bezpośrednia.
– To, co zwykle.
Pokłóciłam się z mamą. – Przewróciłam oczami. – W końcu wszystko to moja wina.
Sama się tu pchałam – parsknęłam. – Poprawię się, obiecuję.
– Dziewczyno masz
dopiero dwadzieścia jeden lat! Weź się w garść, całe życie przed tobą. – Podała
mi karton z babeczkami. – Pokaż jej, na co cię stać, że jej nie potrzebujesz.
Niech cię pocałuje w tyłek.
– Nadal jest moją
mamą, Jess.
– A ty jej córką. No
i co z tego? Widzisz, jak cię traktuje. Tylko mi nie mów, że ją kochasz, bo ona
ciebie najwyraźniej nie… Przykro mi to mówić, ale taka jest prawda, Carli.
– Wiem –
odpowiedziałam niepewnie, ponieważ cały czas pamiętałam tamtą noc.
Rozłożyłam wszystkie babeczki, zastanawiając się nad jej
słowami. Zawsze domyślałam się, że mama mnie nienawidziła, ale dziwnie się
czułam, kiedy jej słowa naprawdę utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Zagryzłam
wargę. W dzieciństwie całowała wszystkie moje siniaki, mówiąc, że jej miłość
uleczy każde zadrapanie. Szczerze się do mnie uśmiechała, śpiewała i czytała na
dobranoc. Niedawno powiedziała, że mnie kocha i żałowała swoich błędów!
Naprawdę nie rozumiałam tego wszystkiego! Zupełnie jakby brakowało jakiegoś
elementu układanki. Potrząsnęłam głową. Nadal bardzo kochała ojca, gdyby tak
nie było, nie wspomniałaby o nim, a najwyraźniej o nim myślała.
– Skoro dostałaś
już pierwszą wypłatę… Zabieram cię dzisiaj na zakupy. – Poruszyła sugestywnie
brwiami. – I się zgadzasz. Rozumiesz?
– Tak jest, szefie.
– Zaśmiałam się, kręcąc głową.
Widząc czekających klientów, zgarnęłam notes i ruszyłam w
ich stronę. Nie chciałam tracić więcej czasu na rozmyślanie o Aleksandrze.
Uśmiechnęłam się do siedzącej kobiety z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
– Dzień dobry. Czy
mogę odebrać zamówienie?
– Tak, oczywiście –
chrząknęła, próbując wrócić do równowagi. – Poproszę sałatkę z melona i szejka
waniliowego.
Zapisałam wszystko i spojrzałam na mężczyznę wpatrującego
się w twarz towarzyszki.
– Tort czekoladowy
i czarna kawa.
– Dobrze wiesz, co
się stanie, jeśli będziesz ją pił – zbeształa go kobieta, na co westchnął.
– W takim razie szejk truskawkowy.
Uśmiechnąwszy
się do nich na odchodnym, wróciłam za bar wykonać zamówienie, by po kilku
minutach zanieść gotowe zamówienie. Miękło mi serce, gdy patrzyłam na tę uroczą
scenę.
– Proszę bardzo.
– Jeśli zobaczy tu
pani mojego męża proszącego o kawę, proszę go zbesztać.
Zaśmiałam się, widząc jego bezradną minę.
– Co tak patrzysz?
Lekarz wyraźnie powiedział, że powinieneś ją odstawić. – Zgromiła go wzrokiem.
– Dobrze, dobrze…
Kocham cię.
Uśmiechnęłam się szerzej, słysząc wyznanie mężczyzny,
które zmiękczyło mi serce. Wziąwszy czyste szklanki podeszłam do stolika, od
którego odeszli klienci. W kawiarni pana Barnesa dostawało się wodę za darmo, w
takiej ilości, jakiej klient sobie życzył. Dodatkowo wrzucaliśmy do niej
plastry cytryny, pomarańczy i miętę. Zamieniłam zużyte szklanki, po czym
uzupełniłam wodę w dzbanku. Szturchnęłam Jess łokciem, widząc, jak zagryzła
wargę, wpatrując się uważnie w kogoś.
– Przystojny,
prawda? – rzuciła, patrząc na mężczyznę z zakazem picia kawy.
– To prawda –
przytaknęłam niepewnie.
Oparta o blat, wpatrywała się w mężczyznę. Oblizawszy
wargę, westchnęła trochę teatralnie. Zdziwiona wyprostowałam się, nie
rozumiejąc, o co jej chodzi.
– Ciekawe, jaki
jest w łóżku.
– Jess! – oburzyłam
się. – Jest żonaty.
– No i co z tego? – Wzruszyła ramionami.
Odpuściłam
sobie rozmowę z nią na ten temat, ponieważ wszelkie nasze dyskusje kończyły się
fiaskiem. Lubiłam ją, ale często grubo przesadzała. Zachowywała się, jakby wszystkie
granice znikały na jej zachciankę, mimo że od innych wymagała taktu i życia w
kulturalny sposób. W pobliżu mężczyzn stawała się nijaka jak te wszystkie puste
cheerleaderki z amerykańskich komedii. Swoją drogą, w zeszłym tygodniu przyszły
tutaj takie i nim zdążyłam przyjąć zamówienie, zapytały, czy już z kimś spałam.
Z opresji wybawił mnie szef, który potrzebował pomocy w na zapleczu.
– Biorę dwójkę, ty czwórkę, stałe klientki. – Skrzywiła się, jakby
zjadła kwaśne jabłko.
Podeszłam do stolika, przy którym siedziały dwie kobiety z
niezbyt zadowolonymi minami. Zdecydowanie szykowały się kłopoty. Uśmiechnęłam
się, starając się załagodzić sytuację. Świetnie, Jess specjalnie wepchnęła mnie
w paszczę lwa! Dobrze wiedziała, z kim mam do czynienia!
– Dzień dobry. Czy
mogę przyjąć zamówienie?
– W końcu! Ile
można czekać – powiedziała zirytowana, odkładając menu.
– Dwie latte z
odtłuszczonym mlekiem i brązowym cukrem. Do tego dwie sałatki z arbuzem i
mango. – Spojrzała na mnie z wyższością.
– Dobrze. Czy to wszystko?
– Poszerzyłam uśmiech, starając się nie roześmiać.
– Możesz iść.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale zdążyłam usłyszeć
komplement dotyczący mnie, którego wcale nie powinnam słyszeć.
– Widziałaś jej
twarz? Z taką twarzą sprzątanie kibli to jedyne, co może zrobić.
– Nie wiem, czy ktoś chciałby całować te koślawe usta.
Zacisnęłam szczękę, wypuszczając powietrze nosem. Wredne
baby. Przecież każdy wyglądał inaczej niż one. Obiecałam sobie, że policzę się
za to z Jessicą. Jak mogła zrobić coś takiego z premedytacją. Nawet mnie nie
ostrzegła! Klienci posiadali czasami naprawdę trudne charaktery. Po kilku
minutach gotowe naczynia stały na tacce. Wciągnęłam powietrze, szykując się na
kolejne starcie.
– Proszę bardzo. –
Rozłożyłam przed nimi miseczki oraz wysokie szklanki. – Podać coś jeszcze?
Czarnowłosa wzięła saszetkę z brązowym cukrem i spuściła
go na ziemię.
– Słodzik, o który
prosiłam. – Uśmiechnęła się niewinnie.
– Leży na ziemi.
– Myślisz, że taki
nie zepsuje smaku kawy? – Zgromiła mnie wzrokiem.
– Nicole, coś
jeszcze? – zapytała ze sztuczną uprzejmością.
Zza moich pleców wyłoniła się Jess. Podniosła paczuszkę,
po czym wsypała jej zawartość do kawy.
– Chciałabym, żeby
zniknęła mi twoja parszywa twarz z oczu. – Uśmiechnęła się sztucznie.
Cofnęłam się odruchowo, nie chcąc wplątywać się w kolejne
kłopoty. Jessica musiała zajść Nicole porządnie za skórę, skoro aż tak bardzo
jej nienawidziła. Nawet się z tym nie kryły. Wróciłyśmy za ladę, ale widziałam,
jak Jess powstrzymuje się od komentarzy na ich temat. Jednak nie zamierzałam
się wycofać, chociaż porywałam się z motyką na słońce. Wzięłam się za
wycieranie filiżanek, czekając, aż w dziewczynie opadnie trochę złość. Sądząc
po ruchach, jakimi wycierała półki, nie zapowiadało się na to.
– Dobrze
wiedziałaś, kim one są i mimo to wysłałaś tam mnie! Nawet nie ostrzegłaś! –
naskoczyłam na nią z wyrzutem.
Dziewczyna posłała mi zagniewane spojrzenie, układając
talerzyki.
– Współpraca na tym
nie polega.
Rzuciła szmatkę na blat, zakładając ręce na piersi.
– Uwierz mi, że
gdybym od razu tam poszła, skończyłoby się o wiele gorzej – sarknęła. –
Dostałam już jedno ostrzeżenie od Rubena – mruknęła.
Westchnęła, wpatrując się w nią. Zrobiło mi się jej
szkoda. Najwyraźniej nabawiła się przez nią sporych kłopotów, skoro wujek
zwrócił jej uwagę.
– Proszę, ostrzeż
mnie następnym razem. Dobrze? To zupełnie by wystarczyło.
– Masz rację,
przepraszam. To było nie fair. Poprawię się, obiecuję – posłała mi
przepraszające spojrzenie.
Wiedząc, że zostały jeszcze dwie godziny do spotkania z
blondynką, zrobiłam mały obiad. Było źle, ale Aleksandra nadal szykowała
jedzenie dla dwóch osób, więc postanowiłam wykazać się podobną kulturą i nie
stawiać kolejnych murów. Kiedy w końcu położyłam się na łóżku, poczułam, jak
opadło ze mnie zmęczenie całego dnia. Odprężyłam się, zamykając oczy. Powoli
zasypiałam, ale dźwięk telefonu wyrwał mnie z lekkiego letargu. Mama. Odłożyłam
go, przewracając oczami. Podniosłam się niechętnie i odczytałam wiadomość.
MAMA: Przyjdę z Jamesem, zrób dodatkową
porcję obiadu.
A to niespodzianka. Od tamtego wieczoru nie pojawił się w
naszym domu. W końcu przyniosłam jej wstyd i to przed partnerem, sugerując, że
była wyrodną matką. Najlepiej będzie, jeśli będę unikała z nim spotkania.
Brakowało tylko żebym rozwaliła ich związek. Zresztą jej kolejny. Zastanawiałam
się, czy ojciec żył i czy kiedykolwiek przez dwadzieścia jeden lat o mnie
pomyślał. Pewnie miał mnie gdzieś, kiedy stawiałam pierwsze kroki i zdobyłam
pierwszą szóstkę w szkole. Jako sześcioletnia dziewczynka marzyłam i
wyobrażałam sobie, jak odwiedza nas po raz pierwszy i tuli mocno do siebie.
Następnie tłumaczył swoją nieobecność bardzo ważnym powodem oraz obiecywał, że
z nami zostanie. Z przykrością patrzyłam na inne dzieci, które tuliły się do swoich
ojców na szkolnych korytarzach i w parkach. Czułam się samotna, a z roku na rok
dziura w serce po nim robiła się coraz większa. Nikt i nic nigdy jej nie
zapełniło. Mimo to dziadek postarał się, bym zapamiętała właściwy obraz
mężczyzny. Chociaż i tak podchodziłam nieufnie wobec mężczyzn – Tony to
wyjątek. Z trudem przyznawałam, że brakowało mi prawdziwego ojca. Odkąd
pojawiła się myśl o jego nowej rodzinie, w której żył, nienawiść do tego
człowieka wzrosła. Obiecywałam sobie, że jeśli go spotkam, wyrzucę mu wszystko
w twarz i dam jasno do zrozumienia, że już kilka lat temu umarł dla małej
dziewczynki, śniącej o tacie, zostawiającym ją, a ona budziła się i wołała go,
płacząc.
Poderwałam się z miejsca, słysząc dźwięk klaksonu. To
pewnie Jess. Chwyciłam torebkę, udając się w stronę wyjścia. Wsiadłam do
samochodu, zastając uśmiechniętą koleżankę. Zapięłam pas, czekając aż ruszy.
Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, zastanawiając się, o co jej chodziło.
– Zapomniałaś
zakluczyć drzwi. Chyba że czekasz na gościa. – Poruszyła sugestywnie brwiami.
Przymknęłam oczy, ganiąc się w myślach za swoją nieuwagę i
roztrzepanie. Wysiadłszy, zakluczyłam drzwi i wróciłam do auta. Dziewczyna
ruszyła od razu, jak tylko usiadłam bezpiecznie. Obserwowałam jej skupioną
twarz, próbując dopatrzyć się chociaż odrobiny skazy. Oczywiście dziewczyna się
malowała, więc wszystko skutecznie maskowała. Była naprawdę ładną i atrakcyjną
kobietą. Dziwiłam się, że nadal czekała na gościa, o którym wcześniej mi
opowiadała. Zastanawiałam się, w jaki sposób zachowała swój optymizm po stracie
mamy, jak się pogodziła z jej śmiercią. Na pewno odczuwała brak matczynej
opieki, ale mimo to nadal cieszyła się życiem i za bardzo się nie przejmowała
tym, co sądzili o niej inni. No może z wyjątkiem tajemniczego mężczyzny,
którego imienia nie chciała mi zdradzić. Zupełnie jakby bała się, że jej go
odbiję. Głupota.
– Carli, w poniedziałek przyjdzie Kendall, który zajmuje się
marketingiem. Jeśli chcesz, pogadam z wujkiem i znajdziesz się razem ze mną na
nowej reklamie. –
Uśmiechnęła się szeroko, odwracając wzrok od drogi. – Może jakiś przystojniak
cię złapie.
Roześmiałam się szczerze na jej ostatnie stwierdzenie.
Cała Jess.
– Podziękuję. Na
razie brak przystojniaka to mój najmniejszy kłopot. Poza tym żaden aparat nie
trawi mojej twarzy. Chętnie popatrzę.
– Jeśli zmienisz
zdanie, powiedz.
Bardzo się do siebie zbliżyłyśmy przez ostatni prawie
miesiąc. Trudno nazwać tę relację przyjaźnią, ale znajdowałyśmy ku temu na
dobrej drodze. Dziewczyna okazała się bardzo wartościową, choć nieco przebiegłą
osobą. Zawsze emanowała pewnością siebie i wręcz szalonym optymizmem.
Dojechałyśmy w ciszy, a kiedy wyszłyśmy, uderzyło w nas
gorące powietrze i skwar Los Angeles. W duchu dziękowałam za klimatyzowany
pojazd koleżanki. Weszłyśmy do ogromnej galerii i pierwsze, co rzucało się w
oczy to ogromny plakat z kobietą w kostiumie kąpielowym. Poszłam posłusznie za
dziewczyną, podążającą w stronę ruchomych schodów.
– Wiesz, jak się
cieszę, że poznasz Kendalla? Od razu złapiecie ze sobą kontakt, pasowalibyście
do siebie – powiedziała podekscytowana.
Parsknęłam śmiechem. Powinna zaprzestać wszelkich prób
swatania mnie z chłopakami, a takich było już co najmniej kilkanaście. Czasami
dochodziłam do wniosku, że traktowała trochę mężczyzn jak rozwiązanie
wszystkich swoich problemów. Niezbyt mi się to podobało. Zwłaszcza że nadal nie
wiedziałam nic o mężczyźnie, na którym jej najbardziej zależało. Gołym okiem
widziałam, że była zazdrosna o każdą kręcącą się przy nim kobietę. To urocze.
– Idziesz? –
zapytała, patrząc na mnie z politowaniem.
– Jasne, zamyśliłam
się. – Wzruszyłam ramionami, wchodząc za nią do sklepu.
– Mówiłam ci już,
że stanowczo za dużo myślisz i analizujesz? – zbeształa mnie. – Wyluzuj.
Pokręciłam przecząco głową, przeglądając stojak z
rzeczami.
– Patrz jaka
świetna! Idealna dla ciebie! – Podsunęła mi pod nos letnią sukienkę.
Rzeczywiście ładna, ale stanowczo za krótka. Blondynka
lubowała się w rzeczach, które ledwie zasłaniały ciało. Na tej płaszczyźnie się
nie dogadywałyśmy. Wolałam nie wyglądać, jakbym wybierała się na plażę.
– Stanowczo za
krótka – powiedziałam, przykładając ją do ciała.
– Dziewczyno, masz dwadzieścia jeden lat! Zaszalej.
– Przymierzę tę. –
Wyciągnęłam jedną, by jej pokazać. – Jest śliczna.
– I dosięga prawie
kolan. – Wywróciła oczami.
– Bzdura. Co
najmniej piętnaście centymetrów powyżej.
Ruszyłam do przymierzalni, sprawdzając jej cenę.
Przystępna i o to chodziło. Po chwili gotowa wyszłam pokazać się Jess
wyciągającej kilka sukienek, by je przymierzyć. Spojrzała na mnie niczym
fachowiec i kazała odwrócić, więc posłusznie wykonałam jej polecenie.
Stwierdzając, że wyglądałam dobrze, sama zasunęła zasłonę obok. Przebrawszy się
z powrotem, kupiłam sukienkę. Czasami zastanawiałam się, czy szybkie
przebieranie nie jest jej jakąś super mocą, skoro w tak krótkim czasie
przymierzyła i wybrała trzy spośród sześciu. Najpierw pokazała się w pierwszej,
ale zgodziłyśmy się, że krój ją postarzał. W ostatnich dwóch prezentowała się
najlepiej. Zadowolone ruszyłyśmy do kolejnego sklepu. Spojrzałam na towarzyszkę
zawzięcie wymieniającą się SMS-ami . Wyglądała zabawnie, kiedy wydymała wargę,
próbując najwyraźniej postawić na swoim.
– Zamierzasz się z
kimś umówić?
– Słucham? Ach…
Tak, tak. Rozumiesz, że nie ma czasu nawet na kawę? – oburzyła się, wchodząc do
sklepu ze spodniami. – Staram się, a on jest ślepy jak kret! Kretyn... Jeszcze
będzie mój. Kochał się ze mną, a teraz ucieka. Rozumiesz?
– Jest pewnie
zmęczony pracą. Bądź wyrozumiała – powiedziałam wbrew temu, co tak naprawdę
myślałam. – Rozumiem, że ci zależy…
– Właśnie jest
odwrotnie! – oburzyła się. – Nigdy nie miałaś chłopaka! Co możesz o tym
wiedzieć?!
– Dzięki, Jess.
Teraz naprawdę każdy to wie – obruszyłam się, ponieważ dotknęły mnie jej słowa.
W końcu po godzinie zgodnie stwierdziłyśmy, że mamy dosyć,
więc udałyśmy się do jednej z kawiarni. Usiadłyśmy przy wolnym stoliku,
układając torby, by nie przeszkadzały. Po złożeniu zamówienia Jessica wróciła
do SMS-owania z chłopakiem. Rozumiałam, że facet się jej podobał, ale
przeszkadzało mi zachowanie dziewczyny. Skoro wolała towarzystwo „prawie
chłopaka” – jak go nazywała, po co zaproponowała wspólną kawę?
Znudzona zajrzałam jeszcze raz na zakupione ubrania.
Sukienka, kombinezon, dwie pary szortów i bluzka. Wystarczy na jakiś czas
zakupów, poza tym pieniądze same się…
– Zbył mnie!
Rozumiesz? Palant – prychnęła.
– Jessica! Możesz
na chwilę przestać i porozmawiać ze mną? – zapytałam zirytowana zachowaniem.
– Przecież
rozmawiam. O co chodzi? – Zrobiła zniesmaczoną minę.
– Proszę bardzo,
wasze zamówienie – wtrącił się kelner. – Podać coś jeszcze?
– Dziękujemy. –
Uśmiechnęłam się do niego. – Spokojnie.
Trwałyśmy chwilę w ciszy, dopóki jej nie przerwała.
– Mogę zadać ci
pytanie? – zagadnęła, na co przytaknęłam. – Podoba ci się Tony?
Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Przyjaźniłam się z nim i
był świetnym przyjacielem, niewątpliwie przystojnym, ale z trudem przychodziło
mi wyobrażenie sobie pomiędzy nami czegoś więcej. Takie pytanie nie przyszło mi
nigdy nawet do głowy. Rozumieliśmy się niemal bez słów i bardzo go sobie
ceniłam, ale jako brata.
– Naprawdę bardzo
go lubię, ale…
– Rozumiem –
przerwała mi. – Proszę, nie skrzywdź go i zatop wszystkie nadzieje na coś
więcej. Levell jest zbyt cennym człowiekiem, żeby go w ten sposób zniszczyć.
Dobrze wiesz, że jest wrażliwy i łatwo go złamać.
Przytaknęłam
Wróciłam do domu trochę zmęczona czasem spędzonym z
blondynką. Miała naprawdę kiepski dzień. Wyjątkowo ciągle narzekała i
przeżywała odmowę swojego obiektu westchnień. Zarzekała się, że pierwszy raz
poczuła tak głębokie uczucie wobec drugiego mężczyzny i że dotychczas on
działał na nią najbardziej. Niemal płakała, opowiadając mi, jak zostawił ją po
wspólnej nocy bez żadnej wiadomości. Zupełnie jakby ją wykorzystał. Powinna
zrelaksować się i naładować baterię, jeśli faktycznie postanowiła walczyć o
niego do końca. Oczywiście zbeształa mnie za ten pomysł. Czasami naprawdę
trudno ją do czegokolwiek przekonać. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, widząc drogi,
obcy samochód na podjeździe. Co to znaczyło? Aleksandra nie mówiła, że będziemy
miały gościa. Weszłam cicho do domu i odwiesiłam jeansową kurtkę na wieszak,
zaczesując włosy do tyłu. Wchodząc do salonu, zauważyłam męską marynarkę
rozwieszoną na oparciu sofy. Ściągnęłam brwi, starając się zachować ciszę.
James przyszedł? Dosyć późno jak na obiad. Ruszyłam w głąb mieszkania, co rusz
odwracając się za siebie. Oczami wyobraźni widziałam artykuł o morderstwie i
nagłówek Zaskoczona we własnym domu.
Bałam się.
– Alex, powiedz
jeszcze raz, gdzie to położyłaś – z gabinetu mamy dobiegł męski głos.
Wstrzymałam oddech, wpadając w strach. Przełknęłam ślinę,
stojąc sparaliżowana. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chodziło o tę
Olę. Poczułam, jak opada ze mnie całe napięcie.
– Ach… bordowy.
Teraz rozumiem. Zaraz będę. – Wyszedł z gabinetu, rozłączając się.
Wysoki mężczyzna o barczystych
ramionach stanął jak wryty, patrząc na mnie z lekkim przerażeniem brązowych
oczu. Ubrany w garnitur, najwyraźniej przyjechał prosto z pracy. Przeczesał
ciemne włosy, przypatrując mi się zażenowany. Przeszył mnie dziwny dreszcz,
więc mimowolnie się cofnęłam.
– Dobry wieczór? –
postanowiłam odezwać się pierwsza, ponieważ gość nie kwapił się do tego.
– Dobry wieczór –
wydukał, otrząsając się z szoku. – Alex przysłała mnie po ważne dokumenty.
Przepraszam, pewnie panią przestraszyłem. – Sięgnął po marynarkę, dalej uparcie
patrząc mi w oczy. Podrapał się po karku i stojąc jak słup soli, wyciągnął do
mnie rękę.
– Johnson, miło mi.
To ja zatrudniłem Alex.
– Carli. –
Uścisnęłam ją niepewnie.
Przełknęłam ślinę trochę zaniepokojona, zastanawiając się,
co oznaczało jego dziwne zachowanie i dlaczego mama wpuściła obcego faceta do
naszego domu dając mu klucze. Sprawa wydawała się podejrzana, nawet jeśli to
jej szef. Nie przypominam sobie, żeby któryś z jej przełożonych w Polsce u nas
bywał.
– Do widzenia. –
Skierował się w stronę wyjścia. – Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie. –
Spojrzał na mnie ostatnie raz nieodgadnionym wzrokiem i wyszedł, zamykając
cicho drzwi.
Podeszłam do okna, by sprawdzić czy rzeczywiście odjechał.
Siedział skulony w aucie, chowając twarz w dłoniach. Wstrząsnął mną dreszcz,
gdy zobaczyłam jak ociera oczy. Płakał? Po chwili uspokajania się wyjechał na
ulicę i odjechał. Pokręciłam głową, oddalając się od okna. Co to miało
znaczyć?! Kim do cholery był ten facet?! Podskoczyłam, widząc dzwoniący
telefon. Kamila próbowała skontaktować się ze mną przez video rozmowę na
Messengerze. Spadła mi z nieba. Dziękowałam w duchu za jej wyczucie czasu.
Odetchnęłam głęboko odbierając i zaczynając swój monolog.